Dyrektorzy szkół i nauczyciele szantażują rodziców i uczniów, aby stosowali się do ich wewnętrznych regulacji. Kuratoria przyznają, że dyscyplinowanie uczniów i rodziców odbywa się z naruszeniem prawa.
Zgodnie z art. 70 Konstytucji RP każdy ma prawo do nauki, która trwa do osiemnastego roku życia i w tym okresie jest obowiązkowa. Na ten przepis powinni powoływać się rodzice, gdy ich dzieci nie mają zapewnionego swobodnego dostępu do zajęć lekcyjnych. Nauczyciele często ograniczają to prawo, np. wypraszając ucznia z klasy lub też zamykając drzwi przed uczniami, którzy się spóźnią. Co więcej, konstytucja uniemożliwia także zawieszanie w prawach ucznia lub wprowadzanie zakazu przychodzenia na lekcje.
Szefowie placówek oświatowych decydują się na takie kary, powołując się na wewnętrzny regulamin. Tak nie powinni postępować dyrektorzy szkół ani nauczyciele. Dlatego jeśli dostajemy od rodziców lub uczniów skargi, staramy się na bieżąco interweniować – mówi Janina Jakubowska, rzecznik Kuratorium Oświaty we Wrocławiu. Dodaje, że wśród skarg znajdowały się sprawy dotyczące ograniczenia dostępu do lekcji czy też swobodnego wchodzenia do szkoły.
Podobne doniesienia wpływają do innych kuratoriów. Często spotykam się ze statutami szkół, które np. spóźnienie traktują jako nieobecność. Dlatego zalecamy dyrektorom, aby usuwali takie nieprawidłowości z regulaminów wewnętrznych – wskazuje Anna Wietrzyk, rzecznik prasowy Kuratorium Oświaty w Katowicach. Placówki nie mogą być zamykane, bo to zagraża bezpieczeństwu uczniów. Nauczyciele nie mogą też wyrzucać uczniów z lekcji i zakazywać wejścia na zajęcia, nawet jeśli ktoś spóźni się 40 minut – tłumaczy Maciej Osuch, rzecznik praw ucznia z województwa śląskiego.
Reklama
Szkoły tłumaczą się, że tylko w ten sposób są w stanie zdyscyplinować rodziców i uczniów. Bazując na niewiedzy rodziców, zmuszają ich też do podpisywania różnego rodzaju deklaracji i oświadczeń – np. że będą odbierać dzieci do godziny 16 lub jeśli trzykrotnie spóźnią się z odebraniem dziecka, podopieczni nie mają wstępu na świetlicę.
Reklama
To jest zwykły szantaż. Można spokojnie pozywać szkołę za tego rodzaju praktyki. Choć nie brakuje też skarg od nauczycieli świetlicowych, że opiekunowie nie szanują ich pracy i późno odbierają dzieci – przyznaje Maciej Osuch. Tłumaczy, że rodzice uczniów szkół podstawowych przy problemach z zapewnieniem świetlicy powinni się powoływać na par. 7 ust. 1 załącznika nr 2 do rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 21 maja 2001 r. w sprawie ramowych statutów publicznego przedszkola oraz publicznych szkół (Dz.U. nr 46, poz. 432 z późn. zm.). Zgodnie z nim dla uczniów, którzy muszą dłużej przebywać w szkole ze względu na czas pracy ich rodziców (prawnych opiekunów), szkoła organizuje m.in. świetlicę.
To jest obowiązek szkół i czas pracy powinien być dostosowany do pracy rodziców – podkreśla Maciej Osuch. Szkoły jednak idą dalej i jeśli rodzice się spóźniają z odbiorem dziecka – wzywają policję. Nie prowadzimy tego typu statystyk, ale z naszych informacji z regionów wynika, że rodzice rzeczywiście odbierają dzieci z komisariatu, bo nie zdążyli do świetlicy – potwierdza podinspektor Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Zaznacza, że najczęściej dotyczy to zapracowanych opiekunów, którzy są na co dzień wzorowymi rodzicami. Dlatego o tego rodzaju incydentach rzadko jest powiadamiany sąd rodzinny. Komenda Główna Policji zachęca opiekunów uczniów, aby negocjowali godziny otwarcia świetlic. Te najczęściej są otwarte do 16 lub 17. Rodzicie nie zgłaszali potrzeby odbierania dzieci później niż po godzinie 17, więc nie zmieniamy tego rozkładu. Jeśli jednak ktoś poinformuje nas, że się spóźni, to nauczyciele muszą na niego zaczekać – wyjaśnia Bogumiła Rudnicka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 216 im. Klonowego Liścia w Warszawie.
Podkreśla, że gdyby opiekun zaniedbywał terminowe odbieranie dziecka ze świetlicy lub przychodził pod wpływem alkoholu, to szkoła powiadomiłaby policję. Nie dziwię się tym dyrektorom. Po konsultacjach prawnych ze strażą miejską i z policją również poinformowałem rodziców, że jeśli będą się spóźniać lub za wcześnie przywozić podopiecznych, to narażą się na zarzut pozostawiania dzieci bez opieki – argumentuje Grzegorz Kusiak, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 7 w Tychach.
Świetlice są zamykane coraz wcześniej z powodów finansowych – samorządy nie mają pieniędzy na prowadzenie dłużej tych obiektów. Tak jest na przykład w Szkole Podstawowej nr 7 w Tychach. Tam w ubiegłym roku rodzice mogli zostawić dzieci do 17, a w tym – do 16. Osobiście uważam, zresztą tak jak rodzice, że to zbyt krótko, ale nie mam na to wpływu – mówi Grzegorz Kusiak.
Przykładów nieżyciowych rozwiązań jest więcej. Świetlica Szkoły Podstawowej nr 3 we Włocławku zgodnie z regulaminem co do zasady jest dostępna tylko dla uczniów, których oboje rodzice pracują. I otwarta jedynie do godziny 16.
37,8 mld zł wyniosła tegoroczna subwencja oświatowa
39,5 mld zł subwencji oświatowej otrzymają samorządy w 2013 r.