Polscy snajperzy mają związane ręce - tak akcję policji w Sanoku komentuje Andrzej Mroczek. Ekspert do spraw bezpieczeństwa podkreśla, że policja nawet w wyjątkowych sytuacjach nie może zastrzelić groźnego terrorysty.

Reklama

Wczoraj przez kilkanaście godzin w jednym z mieszkań w Sanoku zabarykadował się uzbrojony mężczyzna z 17-letnią dziewczyną. Po siłowym wejściu do mieszkania policjanci zastali jedynie martwe ciała.

Zdaniem Andrzeja Mroczka z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, policyjni snajperzy nie mogli uratować dziewczyny. Jak wyjaśnia, polskie przepisy zabraniają strzelać tak, aby zabić przestępcę, chyba że chodzi o zagrożenie życia strzelającego policjanta. Sytuacja nie zmieniłaby się nawet, gdyby chodziło o groźnego terrorystę. Takie przepisy obowiązują nie tylko policję. - Gdyby wezwano wojskowe siły specjalne, musiałyby zachować się w ten sam sposób - zaznacza ekspert.

Andrzej Mroczek podkreśla, że trudno wskazać na błędy policji podczas akcji w Sanoku. Brak kontaktu z przestępcą uniemożliwiał negocjacje. Kontrowersyjne jest tylko to, czy dobrze rozpoznano sprawę przed pierwszą próbą zatrzymania mężczyzny, co doprowadziło do zabarykadowania się go w mieszkaniu.

Reklama