Moje wszystkie telefony są podsłuchiwane przez 24 godziny na dobę. Dam przykład: w środę, 25 września, o godz. 20.30 dzwoniłem do kolegi o imieniu Bogdan. W telefonie słyszałem klikania i głos Bogdana powoli zanikał, mimo że nie ruszałem się z miejsca i siedziałem w fotelu w moim domu. Po zakończeniu rozmowy zadzwoniłem około godz. 21.00 do kolegi Jurka. Rozmawiałem z nim kilka minut. W pewnym momencie głos Jurka brzmiał, jakby trzymał głowę w wiadrze. Rozmowę zakończyliśmy, ponieważ głos Jurka był prawie niesłyszalny. Po rozmowie z Jurkiem zadzwonił do mnie Bogdan, ten pierwszy rozmówca, i powiedział mi, że kilka minut po zakończeniu rozmowy ze mną odezwał się mój telefon. Wyświetlił się mój numer i Bogdan słyszał całą moją rozmowę z Jurkiem. Zapytałem moich kolegów od telekomunikacji. Śmiali się, że "ubecja" urządziła sobie telekonferencję z udziałem moim i osób trzecich. Po tym przykrym doświadczeniu wyrzuciłem do kosza moje dwa telefony komórkowe i kupiłem cztery nowe, na kartę i z doładowaniem. Systematycznie wyrzucam do kosza jeden z nich, co kilka dni - mówi prof. Jacek Rońda w obszernym wywiadzie dla "Naszego Dziennika".

Reklama

Na rewelacje naukowca odmiennie patrzy wiceprezes PiS Mariusz Kamiński. Jego zdaniem może być to efekt subiektywnego przewrażliwienia.

Nie wydaje mi się, żeby osoba, która rzeczywiście jest podsłuchiwana mogła słyszeć w jakikolwiek sposób to, że taki podsłuch funkcjonuje - skomentował były szef CBA w rozmowie z Radiem ZET.

Dodał także, iż ma nadzieję, że nikt nie ośmieliłby się podsłuchiwać ekspertów zaangażowanych w wyjaśnianie tej tragedii.

Jego zdaniem takie wypowiedzi ekspertów smoleńskich świadczą o tym, że czują oni zaszczuwani

Reklama

To też świadczy o pewnej atmosferze w naszym kraju, wokół ludzi wyjaśniających sprawę smoleńską. Czują się zaszczuwani i myślę, że mają prawo do tego, żeby tak odczuwać swoją sytuację - stwierdził Kamiński.