Zgodziliśmy się na wniosek o asystę honorową, bo był żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego, uczestniczył w bitwie pod Lenino - mówił "Rzeczpospolitej" kapitan Zbigniew Izraelski z 8. Koszalińskiego Pułku Przeciwlotniczego. Dowódca jednostki nie wiedział jednak o powojennej pracy pułkownika Wacława Krzyżanowskiego - to stalinowski prokurator, który domagał się kary śmierci dla Danuty Siedzikówny "Inki". Dowiedział się o tym dopiero w czasie pogrzebu. Wtedy było za późno na odwołanie wojskowej eskorty.

Reklama

Sprawa wywołała burzę na Twitterze. Wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak zapewnił, że cała sprawa to "wstyd". Zażądał też wyjaśnień od dowódcy garnizonu w Koszalinie.

Rzecznik ministra Jacek Sońta wyjaśnił, że żadne informacje ani pisma w tej sprawie nie dotarły do resortu. Tymczasem na wniosek Związku Żołnierzy Wojska Polskiego dowódca koszalińskiego garnizonu zdecydował się na przyznanie asysty wojskowej, dlatego to wydarzenie jest badane. Sońta dodaje, że prawdopodobnie dowódcy koszalińskiego garnizonu zabrakło zdrowego rozsądku i wyczucia.

Reklama

Pułkownik Ludowego Wojska Polskiego Wacław Krzyżanowski, to pierwszy stalinowski prokurator, któremu Instytut Pamięci Narodowej postawił zarzuty przed sądem, oskarżając o udział w komunistycznej zbrodni sądowej. Został on jednak uniewinniony zarówno w sądzie I, jak i II instancji. Podczas procesu stwierdził, że stalinowski system prawny miał charakter przestępczy.

Wacław Krzyżanowski, był też na podstawie decyzji Kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych pozbawiony uprawnień kombatanckich.