Na 120 tys. członków korpusu służby cywilnej na taki tryb walki o swoje pensje zdecydowało się na razie tylko czworo urzędników. Chcą przekonywać posłów do zmiany zatwierdzonego przez Radę Ministrów projektu ustawy w kwestii odmrożenia ich wynagrodzeń. Mają świadomość, że ich głos może nie być wysłuchany, lecz chcą zwrócić uwagę, iż już siódmy rok z rzędu rządowi urzędnicy nie otrzymują podwyżek nawet o wskaźnik inflacji.
Renata Woźnicka w uzasadnieniu swojego zgłoszenia do prac nad ustawą budżetową wskazuje, że zamrożenie płac w administracji rządowej również w 2015 r. godzi w normy konstytucyjne, powoduje, że członkowie służby cywilnej nie mają prawa do godnego wynagrodzenia i rozwoju zawodowego umożliwiającego rzetelne i profesjonalne wypełnianie zadań państwa. Lobbystka domagać się będzie podwyższenia kwoty bazowej, od której liczona jest pensja urzędników, do tej, która przewidziana jest dla nauczycieli, czyli z 1873,84 zł do 2717,59 zł. Gdyby jej postulat został spełniony, to wynagrodzenie urzędnika z mnożnikiem 2,0, czyli wynoszącym 3747 zł, wzrosłoby o ok. 1,7 tys. zł. Z takim samym żądaniem wystąpili Sylwia Skibska i Józef Bocian. Z kolei Marek Sikorski chce, by urzędnicy otrzymali rekompensatę za utratę realnej siły nabywczej wynagrodzeń w latach 2008–2014.
Doktor Stefan Płażek, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, uważa, że urzędnicy powinni się angażować w prace nad ustawą budżetową, skoro są stroną zainteresowaną. – Ich inicjatywę z pewnością dostrzegłby premier, gdyby np. kilka tysięcy z nich wyraziło taką chęć – dodaje.
Urzędnicy zarzucają przy tym bezczynność związkowcom. NSZZ „Solidarność” wysłał wprawdzie pismo do ministra finansów, w którym domaga się odmrożenia płac tej grupy zawodowej, lecz w odpowiedzi resort przekonywał, że tak naprawdę nie ma zamrożenia pensji. Minister stwierdził, że w funduszu wynagrodzeń państwowej sfery budżetowej (z pewnymi wyjątkami) nastąpił wzrost przeciętnej wypłaty ogółem w latach 2009–2013 o ok. 10,5 proc., tj. o 421,3 zł, w tym w służbie cywilnej o 9,3 proc., tj. 408,4 zł.
Reklama
Dziennik Gazeta Prawna
Reklama
Były szef służby cywilnej co roku powtarzał jednak przy prezentacji rocznego sprawozdania, iż średnie płace urzędników wzrastają tylko nominalnie, lecz realnie spadają.
– Trudno się nie zgodzić z argumentami ministra, bo przecież z chwilą zamrożenia płac w poszczególnych urzędach było więcej pieniędzy niż etatów – zaznacza dr Aleksander Proksa, były prezes Rządowego Centrum Legislacji.
Tłumaczy, że z chwilą zablokowania podwyżek kwoty bazowej urzędy wykazywały fikcyjne etaty, które nie były obsadzane, a środki na ich cel trafiały na podwyżki.
– Stanowisko resortu finansów obraża środowisko urzędnicze, bo średnie płace rosły, ale z tego powodu, że to dyrektorzy i prezesi spółek państwowych otrzymywali z roku na rok podwyżki – oburza się Robert Barabasz, szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”. Według niego pozostali pracownicy merytoryczni na zamrożeniu płac stracili realnie 15–20 proc.
Związkowcy się odgrażali, że będą składać pozew zbiorowy, także w służbach mundurowych. Dziś tłumaczą, że wciąż trwa zbieranie podpisów.
– Prawnicy z centrali negatywnie zaopiniowali mój pomysł pozwu zbiorowego. Zebrałem kilku chętnych i w przyszłym tygodniu wybiorę się do kancelarii prawnej – mówi Tomasz Ludwiński, przewodniczący rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ „Solidarność”.
– Aktywność pracowników budżetówki jest jednak mierna. Nie ma odzewu na nasze zapytania o protesty. Większość się boi, że straci pracę. Dopóki tak będzie, podwyżki będą zamrożone również w kolejnych latach – przewiduje.
Uzwiązkowienie wśród urzędników jest na poziomie zaledwie kilku procent. – Mimo wszystko nawołujemy pracowników samorządowych, rządowych czy cywilnych wojska, aby przystąpili do protestu. Zastanawiamy się nad strajkiem punktowym, czyli ograniczeniem pracy w poszczególnych urzędach, lub dużą manifestacją – wylicza Robert Barabasz.
Przypomina też, że urzędników jest ok. 500 tys., co wspólnie z ich rodzinami daje 1,5 mln głosów w wyborach.