Obama przyleciał do Polski 3 czerwca, na dwa dni, na obchody 25-lecia wolnej Polski. Jego pobyt zabezpieczało 7 tysięcy policjantów i 1107 oficerów BOR. W trakcie wizyty szefowie policji, ABW czy BOR otrzymywali meldunki o jej przebiegu za pomocą SMS-ów, w czym pomagał im system Komendy Głównej Policji.

Reklama

Według informacji "Gazety Wyborczej", SMS-owe informacje, w tym m.in. o trasie przejazdu prezydenckiej kolumny i stanie zabezpieczenia, trafiły jednak na nieuprawniony numer. Dostawała je mieszkanka Bytomia na Śląsku.

Policja natychmiast ją prześwietliła i uznała, że nie stwarza zagrożenia.

- Podaliśmy policji zły numer telefonu, wkradł się do niego czeski błąd - przyznaje Anna Adamkiewicz z biura prasowego Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Wyjaśnia przy tym, że na krótko przed przylotem Obamy do bazy dodawany był numer komórki generała Janusza Skulicha, który prowadził np. akcję ratunkową po zawaleniu się hali wystawowej Międzynarodowych Targów Katowickich.

Reklama

Według ekspertów od spraw bezpieczeństwa, pomyłka z SMS-ami nie stanowiła poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa amerykańskiego prezydenta.

- To blamaż, że ktoś w takiej sytuacji nie potrafi podać prawidłowego numeru człowieka koordynującego sprawy bezpieczeństwa w Polsce - zauważa jednak były oficer ABW.