Rzecznik prokuratury Marcin Maksjan na briefingu prasowym powiedział, że ze stenogramów wynika, iż kontrolerzy w Smoleńsku przekazali załodze TU154M komunikat: "od 100 metrów bądź gotowy do odejścia na drugi krąg".

Stenogram z wieży lotniska Smoleńsk Północny
pobierz plik
Stenogram z rejestratora samolotu JAK-40
pobierz plik
Protokoły przesłuchania świadka R. Muś
pobierz plik
Reklama
Protokoły przesłuchania świadka A. Wosztyl
pobierz plik
Reklama

Kwestia pozwolenia na zejście na wysokość 50 metrów pojawiła się wcześniej w zeznaniach członków załogi Jak-40, między innymi technika pokładowego chorążego Remigiusza Musia - mówi Marcin Maksjan. 10 kwietnia 2010 roku chorąży powiedział: "kontroler poinformował ich, by byli przygotowani na odejście na drugi krąg z wysokości 50 metrów". 23 czerwca 2010 roku Remigiusz Muś zeznał: "wydaje mi się, że kontroler powiedział TU154M, że mają być gotowi na odejście na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 metrów" - mówił rzecznik prokuratury.

30 stycznia 2012 roku jednak chorąży Muś zmienił zeznania, kiedy przedstawiono mu do odsłuchania nagrania z rejestratora lotów - dodaje Marcin Maksjan. Technik pokładowy powiedział wówczas: "ja wtedy zrozumiałem, iż kontroler mówił 50 metrów. Nigdy tego później nie weryfikowałem w żaden sposób i dopiero teraz po zapoznaniu się z okazanym mi stenogramem stwierdzić mogę, iż mowa jest o 100 metrach". Chorąży Muś tłumaczył zmianę zeznań w ten sposób, że 10 kwietnia 2010 roku, słuchając komend z wieży kontrolnej zrozumiał "50 metrów".

W październiku 2012 roku ciało Remigiusza Musia znaleziono w piwnicy jego bloku w Piasecznie. W maju 2013 roku prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie, uznając, że popełnił on samobójstwo.

Reklama

Także pilot Jaka40, porucznik Artur Wosztyl zeznawał o tym, że słyszał w komunikacie z wieży kontrolnej w Smoleńsku słowa o odejściu na lotnisku zapasowe z wysokości 50 metrów. - Nie potrafię powiedzieć, dlaczego komenda ta nie jest zapisana na nagraniu. Nie wydaje mi się, abym się pomylił, ale nie mogę tego wykluczyć - mówił Artur Wosztyl.

PAP / Maciej Chmiel

Co wynika z nagrań?

Z nagrań wynika, że rosyjska służba meteorologiczna na dwie godziny przed katastrofą przewidywała na lotnisku mgłę i ograniczenie widoczności do 4 kilometrów. Informację tę przekazano załodze Jaka-40, pracownicy kontroli lotów stwierdzili jednak, że widoczność się pogarsza. Wydano więc polecenie ustawienia w pobliżu pasa startowego dwóch reflektorów, które po kilku minutach zostały włączone. Z nagrań wynika, że pracownicy kontroli lotów nie widzieli Jaka-40, zbliżającego się do lotniska.

W tym samym czasie do lądowania przygotowywał się rosyjski samolot transportowy Ił-76.

O 9.09 czasu moskiewskiego wieża kontrolna wydała Jakowi-40 pozwolenie na lądowanie. Widoczność jednak jeszcze bardziej się pogorszyła, a z nagrań wynika, że na wieży kontrolnej zapanowało zdenerwowanie.

O 9.15 Jak-40 wylądował, co pracownicy wieży skwitowali słowem "zuch". Mieli oni jednak problemy z porozumieniem się z załogą Jaka w sprawie kołowania po płycie lotniska.

O 9.24 do lądowania podszedł Il-76, ale wieża kontrolna odesłała go na drugi krąg. Cztery minuty później wieża poinformowała, że widzialność się pogorszyła i podejście do lądowania będzie warunkowe.

O 9.38 Ił otrzymał polecenie odejścia na drugi krąg, a później odlotu na lotnisko zapasowe.

Dwie minuty później jeden z kontrolerów łączy się z niejakim majorem Kutrincem i mówi mu, że trzeba przekazać załodze polskiego Tu-154, iż lotnisko przykryła mgła, a widzialność spadła do 400 metrów. Kutriniec sugeruje, aby odesłać samolot na moskiewskie lotnisko Wnukowo. Dodaje, że przekaże sprawę "głównemu centrum", które podejmie decyzję. Pracownicy wieży kontrolnej mówią między sobą, że meteorolodzy nie przewidzieli tak gęstej mgły.

O 9.51 Kutriniec mówi, że polski samolot zostanie skierowany na Wnukowo.

Z rozmów rosyjskich kontrolerów wynika, że członkowie załogi Tu-154 nie znają rosyjskiego, a więc Rosjanie powiedzą im po angielsku, aby odeszli na drugi krąg.

O 10.13 rosyjski kontroler przyznaje, że nie wie, jak sprowadzić polski samolot do lądowania. Dziesięć minut później z załogą Tupolewa łączy się załoga Jaka-40 i informuje, że warunki w Smoleńsku są bardzo złe. Widoczność wynosi 400 metrów, a podstawa chmur mniej niż 50. Mężczyzna, zidentyfikowany jako pilot Jaka-40, mówi jednak "możecie spróbować" dodając, że po drugiej próbie lądowania samolot powinien odlecieć na lotnisko zapasowe.

O 10.25 na wieżę kontrolną dzwoni rosyjski pułkownik Krasnokutski mówiąc, że samolot powinien wykonać próbne podejście do lądowania do wysokości stu metrów, a następnie odlecieć na lotnisko zapasowe.

O 10.33 załoga Tupolewa informuje, że schodzi do wysokości 500 metrów. Trzy minuty później kontrolerzy lotów stwierdzają, że widzialność jeszcze się pogorszyła. O 10.39 wieża kontrolna wydaje komendę "lądowanie warunkowe" i zaczyna sprowadzać samolot na lotnisko.

O 10.40 wieża traci kontakt z samolotem. Komenda "odejście na drugi krąg" pozostaje bez odpowiedzi i kontrolerzy lotów domyślają się, że doszło do katastrofy. Jeden z kontrolerów mówi "Dawać straż!", a minutę później ktoś mówi "spadł na lewo od drogi".

Zapisy nagrań zostały przeanalizowane przez specjalistów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, a tłumaczeń z języka rosyjskiego i angielskiego dokonali tłumacze przysięgli. Wiele słów w stenogramie określono jednak jako "niezrozumiałe".