Wiesław Jedynak przypomina, że zapis o braku sterylności kokpitu rządowego tupolewa, którym delegacja z prezydentem na czele 10 kwietnia 2010 roku leciała do Smoleńska, znalazł się w raporcie komisji kierowanej przez Jerzego Millera. - Od początku podkreślaliśmy, że w krytycznych fazach lotu załoga powinna być pozostawiona sobie i pracy, którą wykonuje. Obecność osoby postronnej - jakakolwiek by ona nie była i jakiekolwiek by czynności nie wykonywała - bardzo radykalnie zaburza ten proces - stwierdził ekspert w Kontrwywiadzie RMF FM. Wyjaśniał również, że zadania, które wykonywała załoga, były rozdzielone nierównomiernie. M.in. dlatego przeciążony był kapitan samolotu.

Reklama

Na pytanie Konrada Piaseckiego, czy piloci, podchodząc do lądowania na lotnisku w Smoleńsku, powinni wyprosić wszystkich z kokpitu i zająć się wykonywaniem zadania, kpt Jedynak odpowiedział: Tak to powinno wyglądać.

Dodał jednak, że nawet w takiej sytuacji lądowanie nie miało prawa się powieść - kluczowe tu bowiem były warunki atmosferyczne i brak odpowiedniego wyposażenia na lotnisku. - Przy tego typu pogodzie nie sposób było wylądować, fizycznie, technicznie nie jest to możliwe - przekonywał. Nie był już tak kategoryczny, jeśli chodzi o ocenę szans na bezpieczne odejście z lotniska w Smoleńsku. Przyznał, że szanse na to były, ale jest "obszar lekkich dywagacji".

Wczoraj radio RMF FM opublikowało nowe stenogramy rozmów odczytanych z rejestratora z kokpitu tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku. Wynika z nich m.in., że do samego końca w kabinie pilotów był generał Andrzej Błasik. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>

Reklama