Jednostka wojskowa obrony przeciwrakietowej pod Słupskiem ma być w pełni operacyjna w 2018 r. Będzie w niej stacjonować na stałe około 300 osób zza oceanu (amerykańskich żołnierzy i cywilnego personelu wojskowego) oraz około 250 żołnierzy Sił Zbrojnych RP. W Redzikowie staną radar oraz wyrzutnia rakiet, a głównym dostawcą uzbrojenia będą koncerny zbrojeniowe Lockheed Martin i Raytheon.

Reklama

W najbliższym czasie zostaną wybrani wykonawcy dwóch głównych kontraktów budowlanych. – Pierwsza umowa o budowie instalacji przeciwrakietowej będzie miała wartość pomiędzy 100 mln a 200 mln dol. Już mamy oferty i zakładamy, że w lutym wybierzemy wykonawcę – zapowiadał na niedawnej konferencji prasowej Curt Heckelman z korpusu inżynieryjnego armii amerykańskiej w Europie.

– Drugi kontrakt ma wartość między 25 mln a 100 mln dol. i będzie dotyczyć budowy biur, miejsc do spania i innej infrastruktury, w której personel amerykańskiej marynarki będzie żył i pracował. Obecnie zbieramy propozycje. Oferty mogą składać wszystkie poważne firmy budowlane – wyjaśniał wojskowy. Zapewne część, jeśli nie całość tej kwoty trafi do firm amerykańskich, które potem będą się posiłkować polskimi podwykonawcami.

To jednak tylko wydatki po stronie USA. Do bazy w Redzikowie dokłada się także Polska. – W ramach inwestycji związanych z jej budową do końca 2015 r. wydano 44,2 mln zł – informuje rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej Bartłomiej Misiewicz. Za te pieniądze wykonano m.in. płoty, drogę dookoła bazy oraz sieć zabezpieczeń elektronicznych. To jednak nie koniec wydatków. – Na lata 2016–2018 zaplanowano środki finansowe w wysokości około 120 mln zł – wyjaśnia Misiewicz.

Reklama

– Baza w Redzikowie to specyficzna instalacja, która przy umiejętnym wykorzystaniu będzie dla nas bardzo przydatna i zwiększy możliwości naszej armii. Duży radar sprawia, że pozyskiwane będą informacje ze znacznie większego obszaru niż teraz, gdy wykorzystujemy stacje radiolokacyjne – wyjaśnia Mariusz Cielma, analityk z „Dziennika Zbrojnego”. I tłumaczy, że nowy radar będzie wykrywał rakiety i samoloty znajdujące się w powietrzu. A obserwując trajektorię lotu pocisku, będzie można wskazać dokładną lokalizację, z której został wystrzelony. – Nieważne, czy było to z lądu, czy z wody. Dzięki temu nasz Nabrzeżny Dywizjon Rakietowy, mający zasięg około 200 km, będzie działał bardziej efektywnie. Warto pamiętać, że ta baza służy nie tylko obronie przeciwrakietowej, to także zobowiązanie sojusznicze Stanów Zjednoczonych wobec Polski – wskazuje ekspert.

Według pierwotnych planów instalacja w Redzikowie miała chronić bezpośrednio terytorium Stanów Zjednoczonych przed rakietami wystrzelonymi z Iranu bądź Korei Północnej. Ale amerykańska administracja zmieniła zdanie i ostatecznie projekt powstaje w ramach European Phased Adaptive Approach, czyli systemu obrony przeciwrakietowej Europy. Inicjatywa została zaplanowana w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego i jest częścią systemu obrony przeciwrakietowej średniego i krótkiego zasięgu Aegis Ballistic Missile Defense.

Jak podaje amerykański departament obrony, w Polsce będą to pociski SM-3 Block IB i IIA, które mają wspierać obronę północnej części kontynentu. Z kolei w podobnej bazie w rumuńskim Deveselu (jest już ona przejęta przez Amerykanów) stacjonują pociski SM-3 Block IB, mające chronić Europę Południową. Budowa instalacji trwała około dwóch lat, a otwarcie nowej części nastąpiło zgodnie z harmonogramem.

Reklama

– Ten system ma chronić instalacje i bazy Stanów Zjednoczonych w Europie oraz amerykańskich sojuszników przed groźbą ataku pojedynczymi rakietami balistycznymi wystrzelonymi z Iranu, przez co ma dla USA znaczenie strategiczne. Ponieważ instalacje są na terenie Polski i Rumunii, czyli nowych państw NATO, zmienia się status tego regionu w amerykańskich kalkulacjach bezpieczeństwa – uważa Wojciech Lorenz, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – W efekcie obecność takiej infrastruktury może się przekładać na wzmocnienie amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla regionu, co jest niezwykle istotne w świetle agresywnej polityki Rosji – dodaje. W tym miejscu warto przypomnieć, że Rosjanie od ubiegłego roku mają w obwodzie kaliningradzkim w pełni operacyjny radar śledzący to, co dzieje się w zasadzie w całej Europie.

Baza w Redzikowie będzie kolejną amerykańską instalacją wojskową w Polsce. W ubiegłym roku Amerykanie zadecydowali, że w Polsce stacjonować będzie 600 z około 1200 pojazdów, które USA przerzucą zza oceanu w ramach relokacji ciężkiej brygady. Jak już pisaliśmy na łamach DGP, będzie to w sumie blisko 240 czołgów, wozów bojowych i jednostek artylerii oraz prawie tysiąc lżejszych maszyn. W Polsce ma stacjonować sprzęt dla batalionu wsparcia i dowodzenia oraz część sprzętu dla batalionu operacyjnego, który będzie działał także na Litwie, Łotwie i w Estonii.

Shutterstock

Niepewna przyszłość patriotów

Budowana w Redzikowie baza to zupełnie oddzielna jednostka, która nie jest częścią tarczy przeciwrakietowej Wisła, o której co jakiś czas jest w Polsce bardzo głośno. Redzikowo z założenia ma chronić znacznie większy obszar i zwalczać rakiety lecące również do innych krajów. System obrony przeciwrakietowej średniego zasięgu „Wisła” ma chronić terytorium Polski (a raczej jego wybrane fragmenty) przed rakietami oraz wrogimi samolotami.

Rząd PO zdecydował, że kupimy zestawy Patriot od koncernu Raytheon. Ma to być osiem baterii, które będą rozmieszczone w newralgicznych punktach kraju. Na razie jednak trudno realistycznie przewidzieć, czy i kiedy doczekamy się „Wisły”. Oferta Raytheona, którą zaproponował Polakom rząd amerykański, zdecydowanie przekracza nasze możliwości finansowe, a co więcej, ma być gotowa dopiero w drugiej połowie przyszłej dekady. Na razie rząd PiS zapoznaje się z sytuacją i rozważa różne scenariusze.

Pierwszy z nich to zakup patriotów w negocjacjach międzyrządowych, ale w zupełnie innej, znacznie niższej cenie i z przyspieszonym terminem dostawy. – Druga możliwość to zakup innego systemu od Amerykanów, czyli negocjacje z innym wybranym koncernem. I tu też jest co najmniej dwóch dostawców – mówi nasz rozmówca, który jest blisko projektu. Trzeci rozważany scenariusz to zrobienie kroku w tył i zaproszenie do składania ofert kilku amerykańskich firm. To również miałoby się odbyć w trybie międzyrządowym.

Rozważana jest także opcja, by resort obrony w dużej mierze scedował negocjacje na przemysł, co w zamyśle miałoby odciążyć organizujący przetargi dla wojska Inspektorat Uzbrojenia. Co ciekawe, w żadnym z tych scenariuszy, o których mówi się w MON, nikt na poważnie nie bierze oferty francuskiej, która pod względem wojskowym i przemysłowym była oceniana bardzo dobrze. Problem w tym, że stoi za nią rząd Francji, a nie Stanów Zjednoczonych.

W pewnym stopniu komplementarny do Wisły ma być system „Narew”, czyli obrona powietrzna krótkiego zasięgu. Pierwotne założenia były takie, że zbuduje ją głównie polski przemysł, który przy zakupie Wisły zdobędzie technologię i umiejętności. Po listopadowej zmianie rządu trudno jednak cokolwiek przesądzać, ale z deklaracji płynących z MON można wnioskować, że decyzja w sprawie systemu obrony powietrznej dla Polski zapadnie w tym roku.