Rok wcześniej kwota była podobna, tyle że na minusie – w 2014 r. samorządy te były 863 mln zł pod kreską. Wychodzi więc na to, że w ciągu roku udało się poprawić wynik o 1,8 mld zł. A to świetna wiadomość dla Ministerstwa Finansów, bo uprawdopodabnia jego prognozę deficytu w publicznej kasie w 2015 r. (wynik samorządów jest jedną z jego składowych). Komisja Europejska potwierdza, że mógł on wynieść około 3 proc. PKB. Jeżeli rzeczywiście tak jest, to spełniamy fiskalne kryterium z Maastricht. I nie ma ryzyka ponownego nałożenia na Polskę procedury nadmiernego deficytu.
To może być też dobry punkt wyjścia do realizacji przyszłych ambitnych założeń resortu związanych z dziurą budżetową. Niedawno minister finansów Paweł Szałamacha zapewniał szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde, że już w 2016 r. Polska zejdzie z deficytem do 2,8 proc. PKB (podobną prognozę przedstawiła także KE). W kolejnych latach ma on spadać o 0,25 pkt proc. rocznie.
A co takiego wydarzyło się w budżetach dziesięciu największych miast, że mają tak dużą nadwyżkę? Odpowiedź okazuje się prosta: po latach inwestycji związanych z unijnymi programami na lata 2007–2013 postanowiły nieco zwolnić tempo. Poprzednia unijna perspektywa finansowa została już praktycznie rozliczona i zamknięta, a kolejna dopiero się rozkręca. Zdaniem wiceministra rozwoju Jerzego Kwiecińskiego wydatkowanie pieniędzy z nowej puli jest opóźnione o rok. Ten czas samorządy przeznaczyły na poprawienie własnej sytuacji budżetowej.
– W 2016 r. skupiać się będziemy na przygotowaniu miasta do wykorzystania środków z kolejnej perspektywy unijnej 2014–2020 – przyznaje Barbara Nowak, skarbnik Kielc. Podobne zamiary mają inne miasta.
Reklama