Sprawa domniemanej korupcji we wrocławskiej prokuraturze to jeden z ważnych wątków związanych z powoływaniem się na wpływy w Sądzie Najwyższym.

Jak ustaliła DGP, po zamknięciu głównego wątku w śledztwie w czerwcu 2015 r. prokuratura apelacyjna w Gdańsku wydała kolejne podobne decyzje, których skutkiem jest zakończenie całej sprawy (sygn. AP V Ds 8/13). Jedno z umorzeń wydano - 2 marca - na dwa dni przed przejęciem władzy w prokuraturze przez Zbigniewa Ziobro. Dotyczy ono wątku związanego z powoływaniem się na wpływy oraz łapownictwem w urzędzie miasta Wrocławiu.

Reklama

Wszystkie decyzje umorzeniowe związane z SN i wrocławskim wymiarem sprawiedliwości bada obecnie Prokuratura Krajowa, która ściągnęła akta całej sprawy z prokuratury regionalnej (dawnej apelacyjnej) w Gdańsku.

Drugie umorzenie datowane jest na 11 grudnia 2015 r. i dotyczy wątku związanego z wrocławską prokuraturą. CBA podejrzewało, że szefowa jednej z tamtejszych prokuratur rejonowych Wrocław Krzyki-Zachód Anna Molik mogła przyjąć łapówkę w zamian za decyzje procesowe korzystne dla Jana Wysoczańskiego, byłego senatora Unii Demokratycznej. Nagrania CBA wskazywały na zażyłe kontakty Molik z pełnomocnikami Wysoczańskiego, zwłaszcza z adwokatką Anną Godlewską. Były podejrzenia, że prokuratorka mogła pomóc mecenas zablokować zbycie nieruchomości, na której zależało Wysoczańskiemu.

Reklama

Jak miało do tego dojść? Ponoć przez wszczęcie sprawy karnej i ustanowienie zabezpieczenia na działce.

Zabezpieczenie majątkowe

Ale od początku. Adwokatka Wysoczańskiego złożyła w listopadzie 2009 r. we wrocławskiej prokuraturze zawiadomienie o oszustwie dotyczące kontrahentów jej klienta - Rafika Zulicia i jego żony. Sprawę dostał młody asesor Sławomir Szołucha, podwładny Molik. Wszczął śledztwo, a w ramach postępowania wydał postawienie o zabezpieczeniu majątkowym na nieruchomości Zulicia. Sformułował też wobec niego akt oskarżenia, który zaaprobowała Molik. Asesor konsultował swoje decyzje z szefową i innym asesorem. Część z nich podejmował, będąc nawet na urlopie.

Jak się potem okazało, decyzje wrocławskiej prokuratury były chybione. Sąd umorzył postępowanie karne z uwagi na brak podstaw oskarżenia, a zabezpieczenie majątkowe upadło.

Reklama

Czy chodziło tylko o błędne decyzje czy coś więcej? CBA - w oparciu o podsłuchy - podejrzewało, że za działaniami wrocławskiej prokuratury kryła się łapówka w wysokości 100 tys. zł. Na to miały ponoć wskazywać nagrani rozmów między szefową prokuratury a adwokatami.

Poszlaki to za mało

Gdańska Prokuratura Apelacyjna była innego zdania. Nie dopatrzyła się bezprawnych działań wokół śledztwa prowadzonego we wrocławskiej rejonówce. Umarzając sprawę w grudniu 2015 r., uznała, że brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie płatnej protekcji, korupcji i nadużycia władzy (art. 17 par. 1 pkt. 1 kpk). Pod umorzeniem podpisała się prokurator Elżbieta Knitter.

W decyzji uznała, że śledztwo prowadzone przez młodego asesora we wrocławskiej prokuraturze było długotrwałe, a decyzje w nim podejmowane (przedstawienie zarzutów kontrahentowi Wysoczańskiego, dokonanie zabezpieczenia majątkowego na jego majątku i sformułowanie przeciwko niemu aktu oskarżenia) okazały się błędne. Jednak te uchybienia same w sobie nie wystarczają do uznania, że doszło do przestępstwa.

Zasadne było - zdaniem Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku - przekazanie sprawy innej jednostce z Wrocławia, czego nie uczyniono. Ale sam fakt prowadzenia postępowania niezgodnie z właściwością miejscową nie stanowi czynu zabronionego. Ponadto nawet gdyby cześć czynów wypełniała znamiona podejrzewanych przestępstw (np. z art. 231 par. 1 i 3 kk), ich karalność przedawniał się już z upływem 5 lat.

Materiał niejawny

Gros materiałów zgromadzonych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w sprawie związanej z domniemaną korupcją w SN oraz we wrocławskich sądach, prokuraturze i urzędzie miasta stanowią dowody pozyskane w ramach czynności operacyjnych CBA. Są one zawarte w niejawnych 58 tomach (dla porównania - jawnych jest 16 tomów). Ich wartość dowodową kwestionowali krakowscy śledczy, którzy w głównej mierze z tego powodu umorzyli całą sprawę w 2012 r. Po przekazaniu sprawy przez Andrzeja Seremeta gdańskim śledczym także oni musieli zderzyć się z pytaniami o wartość materiałów CBA.

Jaki wpływ na decyzję gdańskich śledczych miały materiał z kontroli operacyjnej CBA, zwłaszcza podsłuchane rozmowy między szefową prokuratury a adwokatami? Na to pytanie nie odpowiada jawna część umorzenia, do którego dotarła DGP.

Ale w uzasadnieniu umorzenia można przeczytać taki fragment:

"Ocena zgromadzonych dowodów nie wyklucza, iż czynów zabronionych dopuszczono się, ale nie pozwalają one na poczynienie kategorycznych ustaleń w tym zakresie". I dalej: "Na podstawie tego materiału nie można kategorycznie wykluczyć, iż w związku ze śledztwem (…) (we wrocławskiej prokuraturze rejonowej - przyp. red.) dopuszczono się czynów zabronionych, ale istnieją istotne wątpliwości w tym zakresie, których nie zdołano usunąć".

Zgodnie z ówczesnym kpk wątpliwości, których nie usunięto w postępowaniu dowodowym, rozstrzyga się na korzyść oskarżonego (art. 5).

"W sytuacji gdy pomimo przeprowadzenia wszystkich dostępnych dowodów pozostają w dalszym ciągu niewyjaśnione okoliczności wybiera się wersję, która dla oskarżonego (podejrzanego) jest korzystniejsza, co nie wyklucza, że mogło być inaczej" - czytamy w decyzji umorzeniowej.

W szeregach prokuratury

Po ujawnieniu w mediach zapisów z rozmów z adwokatami prokurator Molik podała się do dymisji. Obecnie - jak informuje Prokuratura Krajowa - wykonuje obowiązki prokuratora prokuratury rejonowej w Oławie.

W rejestrach Sądu Dyscyplinarnego Anna Molik nie figuruje, prowadzone było natomiast postępowanie w przedmiocie rozpoznania wniosku Prokuratora Okręgowego w Gliwicach o zezwolenie do odpowiedzialności karnej Anny Moniki Molik, prokurator prokuratury Rejonowej dla Wrocławia Krzyki-Zachód we Wrocławiu - informuje Ewa Bialik , rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.

Sąd Dyscyplinarny 13 maja 2013 r. uchylił jej immunitet prokuratorski, ale decyzja ta została zaskarżona. Odwoławczy Sąd Dyscyplinarny 2 października 2013 r. uchylił rozstrzygniecie niższej instancji i postępowanie w sprawie umorzył.