Lemingi to przemiłe zwierzątka. Małe, futerkowe, sympatycznie im z oczu patrzy. Aż chce się wziąć na ręce i przytulić. I to mimo fałszywych opowieści dotyczących tego, że lubią zbiorowo, niczym jakaś ludzka sekta, popełniać samobójstwo. Jednak gdy powodzi im się za dobrze i mogą się bez problemu mnożyć, wtedy te gryzonie pokazują mniej przyjemną stronę swojej natury. Tę agresywną. Pomijając, że dochodzi do przemocy pomiędzy samymi lemingami, to mierzące kilkadziesiąt centymetrów zwierzę potrafi ofukać... przejeżdżający traktor, którego koła są setki razy większe od szczerzącego zęby agresora. Zazwyczaj łagodne i do rany przyłóż zwierzątka zamieniają się w bestie. W tym przypadku, podobnie jak to u ludzi bywa, skoro nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Albo szerzej – zasoby. – Duża liczba osobników powoduje, że zasoby środowiska są niewystarczające. Wtedy rozpoczyna się walka o dostęp do nich i wiele grup lemingów w wyniku tych kłótni szuka nowych terytoriów do życia. Korzyścią jest więc dyspersja, czyli poszerzenie zasięgu terytorialnego. Z kolei ta niewielka liczba lemingów, która zostaje na miejscu, przestaje być agresywna, bo znowu ma wystarczająco dużo zasobów – tłumaczy doktor Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo.
Korzyść jest więc jasna – większy zasięg geograficzny, a więc większe szanse przetrwania gatunku. Ale agresja to poważne koszty: w wyniku walki można stracić życie albo odnieść tak poważne rany, że straci się je w bliższej bądź dalszej przyszłości. Element niepewności jest zawsze. – Agresję w naturze najczęściej widać w relacji zjadający/zjadany. Z tym że ona jest nieunikniona. Drugi częsty powód jej występowania to właśnie konkurencja o zasoby i środowisko – wyjaśnia doktor Monika Mętrak z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. W sytuacjach ekstremalnych, tj. walcząc o życie, nawet spokojne raczej czworonogi potrafią dokonywać działań iście heroicznych. W sieci bez problemu można znaleźć filmy, gdy jeden poirytowany leming odstrasza psa lub kota, które są przecież wielokrotnie większe.
O tym, że używanie przemocy może być niebezpieczne także dla agresora, wiedzą same zwierzęta, które stosując agresję, starają się zminimalizować ryzyko. I tak drapieżniki polujące w stadach, np. lwy, wybierają zazwyczaj jako ofiary osobniki młode bądź chore. One stawiają najmniejszy opór. Ataki na zwierzęta większe, a przez to zdolne do obrony (np. lwów na słonia czy wilków na żubra) zdarzają się w sytuacjach wyjątkowych, gdy głód jest tak istotny, że nie ma czasu na szukanie innego „sklepu mięsnego”. Za to zupełnie inne podłoże ma wykorzystywanie agresji wtedy, gdy np. zmienia się samiec alfa w grupie lwów i zabija wszystkie młode. Ale to ma racjonalne wytłumaczenie. Celem lwa nie jest wychowanie obcych dzieci, tylko swoich. W tym wypadku podczas kolejnej rui to on zapłodni samice i zostawi potomstwo.
Reklama
Choć agresja zwierząt jest zazwyczaj tylko narzędziem, dzięki któremu zdobywają pożywienie czy terytorium, to jednak sporadycznie zdarzają się przypadki, gdy zwierzęta używają jej tak jak znaczna część ludzkości – po prostu sprawia im ona przyjemność. Do tej kategorii można zaliczyć historię dwóch młodych słoni, które przez dłuższy czas zabawiały się mordowaniem młodych nosorożców, co lokalnie skończyło się zmniejszeniem populacji tych drugich. Innym przykładem jest diabeł tasmański, o którego agresywności krążą legendy. Żyjące na wyspie, niemające naturalnych wrogów zwierzęta po prostu cały czas biją się między sobą. Są posiniaczone, obolałe, a na dodatek przez ślinę rozsyłają sobie wirusa, który powoduje nowotwory. – Jak wtedy dochodzi do rozmnażania? Mimo wszystko – śmieje się dr Kruszewicz.
Reklama
To jest fragment tekstu ze świątecznego wydania Magazynu DGP. Znajdziecie w nim również:
* O rodzinie polityką podzielonej oraz o zawodach, w których egocentryzm jest niezbędny pisze Mira Suchodolska
* Magdalena Rigamonti pyta Abdo Haddada o chrześcijan w Syrii i konflikt bliskowschodni
* Karolina Lewestam zastanawia się czy współczesny świat da się opisać Marksem
* Marcin Zaborski rozmawia z prof. Henrykiem Szlajferem o udawanej kontrrewolucji
* O najbardziej dyskryminowanej grupie społecznej w Polsce, czyli dresiarzach pisze Sylwia Czubkowska
* Łukasz Guza zastanawia się, ile w nas, Polakach, wsi i dlaczego wstydzimy się pochodzenia
* Piotr Szymaniak pyta prof. Henryka Domańskiego, czy radykalizm to postawa mniejszości
* Patryk Słowik dowodzi, że w prawie rewolucje są niemożliwe i jesteśmy skazani na ewolucję
* Andrzej Krajewski przypomina, jak dzięki zakulisowej dyplomacji uniknęliśmy konfliktów
* Anna Wittenberg przedstawia Misiewiczów w samorządach
* Zbigniew Parafianowicz ogląda TVN i TVP i naocznie przekonuje się, że dwóch Polsk nie da się poskładać
* Joanna Pasztelańska pisze o hipsterkatolikach i dowodzi, że wiara to nie tylko moher
* Grzegorz Osiecki pokazuje, że mamy ustrój niedopasowany do rzeczywistości
* Sebastian Stodolak pyta o stosunek kościoła do pieniędzy i liberalizmu
* Dariusz Koźlenko o pyta, dlaczego nie cenimy tych, którzy wystają ponad
* Dorota Kalinowska zdradza, jak negocjować, by się nie pozabijać
* Łukasz Bąk obnaża swoje tegoroczne motoryzacyjne obsesje