O co walczycie tym razem?

Na ulice wyjdą kobiety, które nie zgadzają się z tym, co się dzieje w ich kraju. Walczymy o to, żeby polskie kobiety, które stanowią połowę polskiego społeczeństwa, odzyskały swoją podmiotowość oraz godność. By stały się pełnowartościowymi podmiotami prawa. To się stanie wtedy, kiedy będą mogły decydować o swoim życiu, swoim ciele, a przede wszystkim swojej rozrodczości.

Reklama

A nie mogą?

Nie. Odkąd PiS wygrał wybory, ta sfera jest konsekwentnie zawłaszczana przez władzę, nie tylko przez PiS, ale też przez prawicowe i fundamentalistyczne środowiska. A przecież to właśnie ona powinna być związana z wolnością, godnością i możliwością decydowania o sobie w tym najbardziej podstawowym wymiarze, który dotyczy zdrowia, życia, ale też założenia rodziny. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że widzimy konsekwentnie prowadzone działania zmierzające do zniewolenia kobiet w Polsce i ich ubezwłasnowolnienia.

Reklama

I stąd bierze się bunt Polek?

Kobiety w Polsce od dawna zdają sobie z tego sprawę. Widzą, że prawicowe organizacje w Polsce wykorzystują klimat polityczny, wsparcie Kościoła i partii rządzącej, żeby ograniczyć a często złamać podstawowe prawa kobiet, które są prawami człowieka. Ale też świadomość kobiet idzie znacznie dalej. Protestują przeciw temu, aby jakakolwiek religia, ideologia, władza decydowała o ich prywatnych sferach. Nie ma na to zgody.

Tę świadomość zapoczątkował „Czarny Protest”?

On był kulminacją, zwieńczeniem różnego rodzaju działań podejmowanych przez organizacje pozarządowe, aktywistki, które już wcześniej walczyły o prawa kobiet. Tym najgłośniejszym i najbardziej medialnym była oczywiście próbą zaostrzenie jednego z już i tak najbardziej restrykcyjnych praw antyaborcyjnych, jakie obowiązuje w Europie. Komitet "Ratujmy kobiety" został powołany, aby pokazać, że część społeczeństwa nie godzi się na takie traktowanie kobiet, i że Polki podobnie jak obywatelki Zachodniej Europy powinny móc decydować o sobie. Zebrałyśmy podpisy pod projektem Ratujmy Kobiety, organizowałyśmy demonstracje. To właśnie wokół tych akcji widać było proces budowania się świadomości wokół praw kobiet.

Reklama

Chce pani powiedzieć, że to właśnie w ciągu tego roku i chwilę wcześniej kobiety w ekspresowym tempie nabrały świadomości swoich praw?

Myślę, że część z nich nabierała, część już o tym wiedziała, a większość nareszcie odważyła się o nich głośno powiedzieć, wręcz je wykrzyczeć. Od wiosny 2016 roku kobiety uświadamiały sobie, że istnieje duże zagrożenie, że PiS poprze projekt Ordo Iuris. Zresztą to, co nastąpiło potem, gdy nasz projekt został odrzucony w pierwszym czytaniu, a Ordo Iuris przeszedł do prac w komisji, sprawiło, że kobiety na tę ulicę wyszły. 3 października był tym momentem, gdy kobiety już na dobre przestraszyły się, że za chwilę wprowadzony zostanie całkowity zakaz aborcji. Na szczęście pod presją i naporem PiS się wycofał, ale ten stan nie trwał zbyt długo.

Ma pani na myśli losy tabletki ellaOne, którą od czerwca można kupić tylko na receptę?

Polkom zabrano ellaOne, czyli tabletkę dzień "po", pojawiły się utrudnienia w dostępie do antykoncepcji, coraz więcej lekarzy zaczęło powoływać się na klauzulę sumienia, a jeszcze wcześniej weszło tzw. trumienkowe, czyli 4 tys. zapomogi dla kobiety, która urodzi dziecko z nieodwracalną, śmiertelną wadą, które - jak w przypadku (Bogdana) Chazana - umrze na jej oczach. Uznałyśmy, że to kolejny krok, który upokarza kobiety.

Klauzula sumienia jest nadużywana?

W ostatnim czasie bardzo mocno. Kobiety mówią wprost, że nie czują się bezpiecznie, jeśli chodzi o ich zdrowie reprodukcyjne. Mają problemy z egzekwowaniem swoich podstawowych praw. Nie mają pełnego dostępu do badań prenatalnych. Coraz mniejsza liczba szpitali je wykonuje, a jeśli wykonuje, to jest narażona na krytykę środowisk fundamentalistycznych. Pod Szpitalem im. Orłowskiego w Warszawie, gdzie takie badania są, notorycznie stoi grupa osób z transparentami i nagłośnieniem, która przeciw temu protestuje. Terroryzuje nie tylko lekarzy, ale też kobiety leżące na oddziale patologii ciąży.Ten ideologiczny klimat nie służy kobietom, a już na pewno nie tym, które są w ciąży i boją się zarówno o swoje zdrowie, jak i zdrowie swoich dzieci.

Naprawdę jest aż tak źle? Może jednak jest jakiś chociaż mały, pozytywny aspekt?

Dzięki dotychczasowym działaniom w obronie praw kobiet, akcjom edukacyjnym, świadomość społeczna dotycząca tego, czym są prawa reprodukcyjne, zdecydowanie wzrosła. Dzisiaj poparcie dla prawa do przerywania ciąży wynosi już ponad 40 proc. Ponad to widzę dzisiaj realną szansę, że determinacja kobiet w walce o ich podstawowe prawa ma realne szanse powodzenia. Ten rząd kiedyś minie, a kolejny będzie – mam nadzieję - bardziej postępowy i wprowadzi nie tylko edukację seksualną czy zapewni dostęp do nowoczesnej antykoncepcji, ale doprowadzi w końcu do tego, żeby kobiety w Polsce, podobnie jak w obywatelki Europy Zachodniej, miały wybór i mogły decydować o rodzicielstwie.

Co panią w tym wszystkim najbardziej przeraża?

Projekt Pani Godek, który ma realne szanse na przyjęcie przez Sejm, bo ma poparcie PiS i Kościoła. Na mocy proponowanych zmian ustawowych kobiety w Polsce będą zmuszane do urodzenia nawet w przypadku nieodwracalnych, ciężkich wad płodu. Będą świadkami tego, jak dziecko umiera w cierpieniach na ich oczach. Motywy, które za tym projektem stoją, są sadystyczne, okrutne, nie mieszczą się w kategoriach racjonalnego, ludzkiego myślenia. To czysta przemoc wobec kobiet, przeciwko której będziemy solidarnie protestować.

Tegoroczny "Czarny wtorek", co mocno podkreślacie, to też protest przeciwko likwidacji finansowania in vitro?

Ostatnia sytuacja, czyli zaproponowanie przez ministra zdrowia przepisów, które mogą uniemożliwić realizowanie przez samorządy finansowania metody in vitro, jest kolejnym punktem zapalnym. Ta zmiana dotknie tysięcy par, które zmagają się z problemem bezpłodności. Jeśli podległa ministrowi zdrowia agencja oceni lokalny program negatywnie, ten będzie musiał go zamknąć pod groźbą kary finansowej. Wszystko wskazuje na to, że projekt zostanie bez żadnych poprawek przyjęty przez Sejm, a następnie Senat. Potem trafi na biurko prezydenta.

Myśli pani, że prezydent podpisze go również w ekspresowym tempie?

Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wypowiedzi na temat in vitro, nie mam wątpliwości. W 2012 roku, kiedy PiS był w opozycji, Andrzej Duda podpisał się pod projektem ustawy, który nie tylko przewidywał zakaz in vitro, ale też wprowadzał karę ograniczenia lub pozbawienia wolności dla "każdego, kto tworzy embrion ludzki poza organizmem kobiety". Poza tym prezydent liczy się ze stanowiskiem Kościoła, potrzebuje politycznego wsparcia. Chciałabym, żeby było inaczej, ale byłabym bardzo zaskoczona, gdyby nie podpisał.

Będziecie po raz kolejny apelować do Pierwszej Damy, aby was poparła?

Będziemy. Zapraszałyśmy ją na Kongres Kobiet, ale nie dostałyśmy odpowiedzi. Mało prawdopodobne jest, że się tej odpowiedzi doczekamy, a Agata Kornhauser-Duda zabierze solidarny głos w tej sprawie, ale nie tracimy nadziei. W końcu to nadzieja umiera ostatnia.