W I instancji P. został skazany na dożywocie.

Na dzień przed planowaną publikacją do sądu dotarła informacja o znalezieniu komputera należącego do P. Poinformowała o tym firma, która wynajmowała P. pomieszczenia w Pawłowicach – P. miał tam warsztat, w którym montował meble. Do pomieszczeń warsztatu przedstawiciele firmy weszli po tym, jak P. wypowiedziano mu umowę najmu.

Sąd zdecydował, że bez dokładnego zbadania tej nowej okoliczności nie może wydać wyroku. - Sprawa jest wielce poważna. Oskarżony został skazany na dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 35 latach. Wszystkie okoliczności muszą być dogłębnie wyjaśnione, aby orzeczenie było trafne – przypomniał przewodniczący składu orzekającego Marek Charuza.

Reklama

Sędzia dodał, że ta sytuacja jest zaskoczeniem dla wszystkich stron postępowania. Zaznaczył, że być może komputer, o którym mowa w piśmie, był już przedmiotem oględzin - podobnie jak inne zabezpieczone w śledztwie. Jednak brak jest informacji na ten temat.

Sąd zobowiązał firmę, która przesłała pismo z informacją o znalezieniu komputera, do zabezpieczenia tego sprzętu i przekazania go policjantom. Obrońca oskarżonego mec. Eugeniusz Krajcer ma trzy dni na sprecyzowanie swej tezy dowodowej, do której odniosą się pozostałe strony procesu.

Po informacji o znalezieniu sprzętu adwokat złożył wniosek o powołanie biegłego, który zbada zawartość komputera. - W procesie poszlakowym każda informacja może mieć znaczenie dla postępowania – powiedział adwokat.

Po rozprawie mówił dziennikarzom, że nie wyobraża sobie, by sąd mógł zrezygnować ze zbadania takiego nowego dowodu. Pytany, w jaką stronę będzie szła jego teza dowodowa, odpowiedział, że szczegółowe badanie sprzętu być może da jego klientowi alibi - potwierdzi stanowisko obrony, że w czasie pożaru domu P. był w oddalonych o 10 km Pawłowicach.

Jeszcze przed decyzją sądu prokurator Karina Spruś powiedziała, że samo znalezienie komputera nie wnosi nic do sprawy, a wniosek obrony uznała za zmierzający do przedłużenia postępowania. Po rozprawie oskarżycielka wskazała, że w trakcie śledztwa w warsztacie przeprowadzono eksperyment procesowy z udziałem P. oraz oględziny pomieszczeń warsztatu.

- Nie widzę tutaj żadnych powodów do zastrzeżeń czy uwag, zarówno wobec prokuratury, jak i funkcjonariuszy policji – powiedziała i oceniła, że czynności przeprowadzone na miejscu były "kompletne" i zostały zarejestrowane.

Prok. Spruś zwróciła też uwagę, że P. został zatrzymany dopiero po 9 miesiącach od pożaru, w tym czasie korzystał z domu i warsztatu. - Nie wiemy, co to jest za komputer, nie wiemy, czy tak naprawdę należał do oskarżonego i w którym momencie pojawił się w warsztacie. Nadesłana do sądu informacja jest bardzo lakoniczna i myślę, że dobrze się stało, że sąd postanowił te informacje zweryfikować – powiedziała.

Reklama

Do pożaru domu jednorodzinnego w Jastrzębiu doszło w maju 2013 r. Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany w marcu 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna Wojciecha, który ocalał z pożaru.

Nieprawomocny wyrok zapadł w grudniu 2016 r. przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sąd nie miał wątpliwości, że Dariusz P. zabił najbliższych, chcąc uzyskać pieniądze z ubezpieczenia i uwolnić się od rodziny. Zgodnie z tamtym orzeczeniem, o warunkowe przedterminowe zwolnienie P. mógłby się ubiegać najwcześniej po 35 latach.

Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne. Obrona kwestionuje m.in. opinie biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni. Adwokat domagał się powołania nowych biegłych w zakresie pożarnictwa.

Zdaniem obrony, w domu doszło do przypadkowego pożaru, a P. w tym czasie montował meble w warsztacie w Pawłowicach – tym samym, w którym znaleziono komputer. Oskarżony konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa, choć potwierdził, że próbował skierować śledztwo na fałszywe tory - np. wysyłał sobie sms-y, z których miało wynikać, że dom podpalił ktoś inny.