Grzelak, obecnie zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki komunalnej, w 2010 roku był asystentem Adamowicza. Przed sądem zapewniał, że nigdy nie uczestniczył i nie był świadkiem wypełniania przez Adamowicza oświadczenia majątkowego. - Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, sprawy finansowe były prywatnymi sprawami prezydenta i nie byłem nigdy w te sprawy wdrażany – oświadczył.

Reklama

Sędzia i prokurator przywoływali zeznania Grzelaka ze śledztwa w lipcu 2015 r. dotyczące rozmowy telefonicznej Adamowicza z żoną. - Prezydent kiedyś przy mnie miał rozłożone na biurku jakieś dokumenty finansowe i prowadził telefoniczną rozmowę z żoną dotyczącą tego, co i jak ma wpisać w treść oświadczenia, szczegółów nie znam i nie pamiętam, w którym roku to było – mówił w śledztwie, precyzując, że był wówczas asystentem Adamowicza. Dodał, że "była to emocjonalna rozmowa". - Prezydent miał pretensje do żony, że brakowało mu czegoś w tych dokumentach – wyjaśniał.

W czwartek przed sądem Grzelak potwierdził, że był świadkiem takiej rozmowy. - Natomiast nie jestem w stanie potwierdzić (...), czy w tym momencie było wypełniane oświadczenie majątkowe; wiem, że sprawa dotyczyła spraw finansowych i jasno z niej wynikało, że za sprawy finansowe w rodzinie odpowiada żona, na pewno duża część tych spraw jest w kompetencjach żony – powiedział w czwartek przed sądem.

Reklama

Przyznał, że Adamowicz poprosił go, czy mógłby być świadkiem w tej sprawie. - Prezydent nigdy nie sugerował, co mam mówić, nawet chyba nie powiedział, czego sprawa dotyczy – tłumaczył. -Ale wtedy wszystkim było wiadomo, z mediów, jaka sprawa się toczy – dodał. Na pytanie prokuratora, dlaczego Adamowicz mógł go prosić o złożenie zeznań Grzelak odpowiedział: "prezydent prosi – człowiek się zgadza". Zaznaczył, że "jego rozmowy z Adamowiczem dotyczyły głównie spraw miasta (...) bardzo rzadko rozmawialiśmy o czymś innym, zazwyczaj o dzieciach, planach wakacyjnych".

Adwokata zaś interesowało to, jak wyglądała praca prezydenta i urzędu miasta w kwietniu 2010 r., po katastrofie smoleńskiej. Grzelak ocenił, że prezydent za dużo czasu poświęcał pracy a rodzina i sprawy prywatne na tym cierpiały. "Wydaje mi się, że to żona była organizatorem życia rodzinnego" - dodał.

Reklama

Na pytanie prokuratora, czy wypełniając oświadczenie majątkowe Adamowicz mógł nie pamiętać o posiadaniu jednego, czy dwóch mieszkań Grzelak odpowiedział, że "jest w stanie odpowiadać na pytania związane z miastem a tych tematów, prywatnych nie podejmowaliśmy i nigdy nie starałem się wchodzić w takie sprawy".

Piotr Grzelak był w czwartek jednym z czworga świadków zeznających w procesie. Kolejna rozprawa w procesie ma się odbyć 22 stycznia 2018 roku.

Proces Adamowicza

Podczas rozpoczęcia procesu pod koniec września Adamowicz przyznał, że nie podawał w oświadczeniach majątkowych wszystkich informacji o majątku i odmówił składania wyjaśnień. W odczytanych przez prokuratora wyjaśnieniach złożonych podczas śledztwa, tłumaczył, że jego pomyłki w oświadczeniach majątkowych były skutkiem powielania błędów z poprzednich oświadczeń, a pierwsze z nich powstało w kwietniu 2010 r. Z jego wyjaśnień wynika, że był w tym czasie zaangażowany w organizację kilku uroczystości pogrzebowych ofiar katastrofy smoleńskiej pochodzących z Gdańska, a jego żona będąc w zaawansowanej i zagrożonej ciąży trafiła do szpitala. Prezydent Gdańska tłumaczył w prokuraturze, że pomyłka miała charakter mechaniczny i nieświadomy, i była powielana automatycznie przy kolejnych oświadczeniach, a kiedy zdał sobie sprawę z błędu sam skorygował go w kolejnych oświadczeniach. Zapewnił, że zapłacił podatki od mieszkań.

To już drugie sądowe postępowanie w tej sprawie. Po raz pierwszy trafiła ona do gdańskiego sądu rejonowego w grudniu 2015 r. Wówczas wniosek o warunkowe umorzenie postępowania, na okres dwóch lat próby, oraz zasądzenie od prezydenta Gdańska świadczenia w wysokości 40 tys. zł, złożyła prowadząca śledztwo Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu. Sąd wniosek prokuratury w marcu 2016 r. uwzględnił. Wydając takie postanowienie, gdański sąd rejonowy uznał wtedy, że wina i społeczna szkodliwość zarzucanych prezydentowi czynów nie są znaczne, a także nie ma podstaw do uznania, że działał on z zamiarem bezpośrednim popełnienia przestępstwa.

Sąd wyjaśnił też m.in., że posiadając już pięć mieszkań i dwie działki, Adamowicz kupił wraz z żoną w styczniu 2009 r. i lutym 2010 r. dwa kolejne mieszkania w Gdańsku, nie umieszczając ich jednak w oświadczeniu majątkowym; nie zgadzały się również dane dotyczące zgromadzonych oszczędności, wszystkie były zaniżone - najmniej o kwotę ponad 51 tys. zł, a najwięcej o ok. 320 tys. zł. Po tym orzeczeniu, polecenie złożenia apelacji na niekorzyść Adamowicza wydał poznańskim prokuratorom dyrektor Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej - prokurator tym samym zaskarżył postanowienie, o jakie sam wcześniej wnosił. Rozpatrując to odwołanie, Sąd Okręgowy w Gdańsku w grudniu 2016 r. uwzględnił wniosek prokuratury i uznał, że sprawa podawania przez prezydenta miasta Pawła Adamowicza nieprawdziwych danych w oświadczeniach majątkowych w latach 2010-2012 musi być ponownie rozpatrzona przez sąd niższej instancji. Zdaniem sądu okręgowego, sąd niższej instancji powinien m.in. wnikliwie zbadać motywy i pobudki postawy Adamowicza.