Przewidywania, w których ekonomiści oceniają, jaka będzie koniunktura, kierunek zmian giełdowych indeksów czy zachowanie walut, to standard, do którego przywykliśmy. Tym razem chcemy się też przyjrzeć wydarzeniom, których prawdopodobieństwo zmaterializowania się wydaje się równie małe jak spotkanie czarnego łabędzia.

Wojny (odpukać) nie da się przewidzieć

Takim czarnym łabędziem, który odcisnąłby piętno na rynkach, mógłby być wybuch ponadregionalnego konfliktu zbrojnego z udziałem któregoś z atomowych mocarstw. Dziś nikt nie zakłada, że w perspektywie najbliższych kilkunastu miesięcy wybuchnie (odpukać) nowy konflikt światowy. Ale czy można wykluczyć scenariusz, w którym w ogniu staje cały region, np. Daleki Wschód? Wystarczy przypomnieć sobie, jak szybko rosło napięcie między USA i Koreą Północną latem 2017 r.
Nieprzewidywalna jest też Rosja ze swoimi imperialnymi zapędami. Tak się składa, że atakowała swoich sąsiadów w latach organizacji wielkich imprez sportowych: w 2008 r., gdy trwała olimpiada w Pekinie, wojska rosyjskie walczyły z armią gruzińską w Osetii Południowej, w 2014 r. kilka dni po zakończeniu zimowych igrzysk w Soczi zajęły Krym. W czerwcu tego roku w Rosji odbędą się mistrzostwa świata w piłce nożnej.
Reklama
Wojna doprowadziłaby do zjawisk, które znamy z czasów kryzysu finansowego – czyli odpływu kapitału do tzw. bezpiecznych przystani, wśród których jest m.in. szwajcarski frank. Spowodowałoby to wzrost wartości franka do wszystkich walut, w tym do złotego. Oznaczałoby to wstrząs dla około 868,32 tys. osób, które posiadają kredyty mieszkaniowe we frankach. Łączna wartość tych kredytów to nieco ponad 114 mld zł, a problemy ze spłatą ma obecnie tylko 10,2 tys. osób.
Reklama

Ceny szybują, a z nimi koszt kredytu

Inny scenariusz, którego dziś nikt na poważnie nie analizuje, to gwałtowny wzrost inflacji. Wystarczy eskalacja napięcia na linii USA – Iran, by producenci ropy zażądali więcej za surowiec. Do wzrostu cen mogłaby się przyczynić też kolejna odsłona spekulacji na rynkach żywności podobna do tej, jaką mieliśmy w przypadku masła w 2017 r. Tyle że na większą skalę i na większej liczbie produktów. Jak to mogłoby wyglądać, możemy ocenić po zdarzeniach z 2011 r., gdy żywność na świecie była droga, a ceny ropy wzrosły przez pierwsze miesiące z 95 do niemal 130 dol. za baryłkę. Wtedy inflacja zaczęła szybko rosnąć: z 3,5 proc. w styczniu do 5 proc. w maju. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2011 r. stopy procentowe w Polsce wzrosły z 3,5 do 4,5 proc. Taki scenariusz wzrostu stóp oznacza ryzyko dla banków i kredytobiorców, dla których dziś obsługa zobowiązań finansowych jest historycznie tania. Oczywiście zakładamy, że NBP nadal realizowałby tzw. cel inflacyjny, jakim jest utrzymanie wskaźnika wzrostu cen w przedziale 1,5–3,5 proc.

Duży krok w stronę polexitu

Jeszcze kilka miesięcy temu mało prawdopodobne wydawało się uruchomienie przez Komisję Europejską art. 7 traktatu UEw związku ze zmianami w polskim wymiarze sprawiedliwości, które mają naruszać unijne reguły. Obecnie zaś nikt nie zakłada, że wśród państw członkowskich zbierze się większość wymagana do ukarania Polski. Gdyby jednak taki scenariusz się zmaterializował, co przy determinacji Francji i Niemiec nie jest wykluczone, wówczas grożą nam sankcje, które są niedookreślone w unijnych przepisach.
Można sobie wyobrazić, że sprowadzałyby się do kar finansowych, wstrzymania wypłaty unijnych funduszy, a dodatkowo może wrócić na stół koncepcja, w której kraj naruszający zasady praworządności nie otrzyma pieniędzy z nowej perspektywy finansowej po 2020 r. Taki wzrost napięć na linii Warszawa – Bruksela może podważyć zaufanie zagranicznych inwestorów do Polski i wywołać gwałtowną wyprzedaż obligacji oraz złotego. To skutkowałoby z kolei wzrostem kosztów obsługi długu publicznego i finansowania deficytu budżetowego. Wówczas mógłby się pojawić problem z realizacją ustawy budżetowej, opóźnienia, a być może wstrzymanie wypłat z programu 500+ i cięcie wydatków inwestycyjnych.
Ten czarny scenariusz w najlepszym przypadku mógłby się skończyć solidnym spowolnieniem wzrostu, a nawet doprowadzić do recesji. Brak możliwości pozyskiwania miliardów z Brukseli połączony z karami za łamanie unijnych reguł mógłby zaś zwiększyć liczbę zwolenników polexitu, który dla eurosceptycznego PiS może być politycznym paliwem i realnie rozważanym scenariuszem.

Obóz władzy traci lidera

PiS sprawuje władzę dzięki quasi-koalicji z Solidarną Polską ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz formacją Porozumienie, której liderem jest wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin. Obóz rządzący scala osoba prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby lider został odsunięty od władzy z powodów zdrowotnych czy w wyniku zakulisowych intryg, wówczas można by się spodziewać rozpoczęcia gry o przywództwo na prawicy. Co może doprowadzić do potężnego kryzysu rządowego, a co za tym idzie przyspieszonych wyborów.
Niepewność polityczna mogłaby sprawić, że inwestorzy unikaliby Polski i pozbywali się naszych aktywów, które byłyby oceniane jako zbyt ryzykowne. Ale rozpad obecnego układu może być szansą na stworzenie „nowej” prawicy, która nie byłaby tak konfrontacyjnie nastawiona wobec UE i złagodziłaby kontrowersyjne zmiany w sądownictwie. Liderami takiej formacji, która mogłaby powstać na gruzach PiS, zostają prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Gowin. Scenariusz ten wydaje się jednak jeszcze bardziej nieprawdopodobny niż spotkanie czarnych łabędzi.