Ponad 600 wystawców z 31 krajów świata, 7 hal i 27 tys. m powierzchni ekspozycyjnej. Wczoraj rozpoczął się Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego na Targach Kielce, czyli najważniejsze spotkanie branży w Polsce. Na imprezie, na której ponad połowę wystawców stanowią polskie firmy, można było obejrzeć m.in. produkowane przez Hutę Stalowa Wola armatohaubice Krab czy kupiony niedawno przez policję, wyprodukowany w Mielcu, śmigłowiec Black Hawk S-70i. Mimo tego że Wojsko Polskie nie kupiło śmigłowca od lat, liczba statków powietrznych na targach była rekordowa.
Z nowości warto wspomnieć o modelu nowego bojowego pływającego wozu piechoty ze zdalnie sterowanym systemem wieżowym (Borsuk), który również tworzy będąca częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej Huta Stalowa Wola. Prototyp ma być gotowy w przyszłym roku, jak na razie model zakończył część testów (m.in. pływanie), ale jest też wiele prób, które musi jeszcze pomyślnie przejść. Nowy wóz bojowy dla piechoty to jedno z bardziej pilnych wyzwań sprzętowych stojących przed Wojskami Lądowymi.
Z kolei największa prywatna (w większości) grupa zbrojeniowa w Polsce WB Electronics zaprezentowała system amunicji krążącej Warmate 2. Jest to następca kupionego rok temu dla Wojsk Obrony Terytorialnej (umowę podpisano w Kielcach) systemu Warmate. Nowa wersja zwiększyła autonomię lotu z około jednej do dwóch godzin, a wagę głowicy bojowej z 1,4 kg do niemal 5 kg. Nieoficjalnie mówi się o tym, że jest to rozwijane na zamówienie jednego z państw biorących udział w wojnie w Jemenie.
Reklama
Wczoraj podczas MSPO podpisano również ważne kontrakty zbrojeniowe. Najważniejsze były kolejne umowy z rządem amerykańskim na system przeciwlotniczy Patriot, które kontrasygnował pułkownik Michał Marciniak. Ich wartość to ok. 70 mln zł. – Podpisaliśmy umowy na szkolenie i na systemy łączności – wyjaśniał pełnomocnik ds. zakupu systemu Wisła. Z kolei z warszawskim PIT Radwarem szef Inspektoratu Uzbrojenia generał Dariusz Pluta podpisał umowę m.in. na radary Odra za ok. 500 mln zł.
Reklama
Nie zmienia to faktu, że w kuluarowych rozmowach z przedstawicielami branży zbrojeniowej słychać pewne zniecierpliwienie. – Krajowym firmom zbrojeniowym pomogłaby jasna strategia rządowa w zakresie programów modernizacyjnych. I nie chodzi tylko o zdefiniowanie rodzaju sprzętu, który jest potrzebny, ale także o to, czy priorytetem jest szybkość dostaw, czy pozyskanie technologii – mówi Marcin Czępiński z Thales Polska. – Nie zawsze duże programy są osiągalne dla zamawiających. My to rozumiemy i dlatego staramy się brać udział także w mniejszych, jak choćby w modernizacji śmigłowców Mi-24 – dodaje przedstawiciel firmy, która Wojsku Polskiemu proponuje m.in. pojazd opancerzony Hawkei.
Zdecydowanie bardziej otwarci są przedstawiciele branży w rozmowach, w których zastrzegają, by nie byli cytowani. – W takiej niewiedzy i w takim chaosie nie byliśmy nigdy – mówi jeden z ludzi pracujących dla dużego amerykańskiego koncernu. - Przez brak stabilności w resorcie obrony i ciągłe roszady kadrowe w Polskiej Grupie Zbrojeniowej dochodzi do kuriozalnych sytuacji: prezes dużego zachodniego koncernu, który w Kielcach jest po raz trzeci z rzędu, spotyka się z trzecią, zupełnie różną grupą ludzi, którzy mają się zajmować tym samym tematem – mówi przedstawiciel zachodniego koncernu zbrojeniowego, który w Polsce jest silnie obecny. – Po zmianach w 2015 r. była jasna strategia. MON wskazywało, że głównym partnerem dla zagranicznych koncernów ma być Polska Grupa Zbrojeniowa i wszyscy musieli z nimi rozmawiać. Teraz trudno określić, co jest celem resortu. Pojawiają się też inne spółki państwowe (np. Cegielski), które próbują swoich sił w zbrojeniówce – opowiada nasz rozmówca.
Jak zwykle w Kielcach, także w tym roku Polska Grupa Zbrojeniowa podpisała kolejny list intencyjny. Tym razem z amerykańskim Boeingiem w kwestii współpracy przy programie śmigłowców bojowych „Kruk”. Porozumienie między tymi dwoma podmiotami podpisano już w… 2016 r. – Tym razem byliśmy znacznie bardziej precyzyjni – wyjaśniał w rozmowie z DGP Gene Cunningham, wiceprezes Boeinga ds. sprzedaży globalnej, i podkreślał, że przez te dwa lata udało się stworzyć dobre, polsko-amerykańskie relacje. Na pytanie, czy w innych krajach decyzje odnośnie do zakupu sprzętu również są podejmowane tak długo, odpowiedział, że "w tym biznesie nie ma normy".
Trudno prognozować, czy w tym roku dojdzie jeszcze do podpisania dużych kontraktów na uzbrojenie. Największe szanse ze względów proceduralnych ma system Himars, który kupowalibyśmy bezpośrednio od rządu amerykańskiego w ramach procedury Foreign Military Sales, a przy presji politycznej ten zakup może zająć zaledwie kilka tygodni. W kuluarach słychać również o tym, że możliwa jest deklaracja przedstawicieli resortu co do wyboru dostawcy okrętów podwodnych. Z tym że od takiej deklaracji do podpisania umowy po szczegółowych negocjacjach mija co najmniej kilkanaście miesięcy.
Przedstawiciele resortu podkreślają także, że istotny jest system obrony powietrznej Narew, który jest w pewnym sensie dopełnieniem systemu Wisła (Patrioty). Wydaje się, że przy podjęciu decyzji możliwe jest podpisanie takiego kontraktu w ciągu kilkunastu miesięcy. Wiadomo, że w tym programie eksperci MON rozmawiają m.in. z przedstawicielami koncernu MBDA, którzy zapewniają, że dostarczą polskiemu przemysłowi pełen transfer technologii potrzebny do produkcji rakiet krótkiego zasięgu. W poprzednich latach wysyp kontraktów zbrojeniowych mieliśmy tradycyjnie w grudniu. Prawdopodobnie w tym roku będzie podobnie. Do początku września Inspektorat Uzbrojenia podpisał ponad 50 umów, przez następne cztery miesiące ma ich być prawie 100. W tym roku do wydania na nowy sprzęt mamy prawie 10 mld zł.