Wyrok nie jest prawomocny. Obrona, według której Anna po kłótni wyszła z domu i zerwała kontakt z bliskimi, zapowiada apelację. Nie wyklucza jej też prokuratura, bo domagała się 25 lat więzienia.

Reklama

Według aktu oskarżenia do zbrodni doszło 7 lipca 2012 roku w Czeladzi. Po tym jak 9 lipca 2012 r. Marek G. zgłosił zaginięcie żony, kobiety szukali policjanci z Czeladzi i Będzina. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie 3 grudnia 2012 r. We wrześniu 2015 r. zatrzymano męża poszukiwanej. Usłyszał zarzut zabójstwa. Poszlakowy proces ruszył w październiku 2016 r.

Mimo że ciała kobiety nie udało się odnaleźć, zgromadzone w sprawie poszlaki układają się w logiczny ciąg – uznał w piątek sąd. - Sąd jest przekonany, że doszło do zabójstwa Anny G. – powiedział przewodniczący składu orzekającego Józef Kapuściok. Zaznaczył, że nie da się ustalić, w jaki sposób zginęła Anna. - G. chciał pozbawić i pozbawił życia swoją żonę – stwierdził.

Sąd Okręgowy, skazując G. na 15 lat więzienia, uznał go za winnego śmierci żony oraz przekroczenia uprawnień policjanta – chodzi o bezprawne przeszukiwanie policyjnych baz danych, co nie miało związku z zabójstwem. Uniewinnił go od zarzutu namawiania do fałszywych zeznań.

Reklama

Wyjaśnienia oskarżonego na temat okoliczności zaginięcia żony sąd uznał za niespójne i niewiarygodne. Sędzia Kapuściok mówił, że w okresie poprzedzającym zbrodnię małżeństwo G. przeżywało kryzys. Pół roku wcześniej G. nawiązał romans z koleżanką z pracy, a Anna przestała zajmować się mężem, skupiając się na córce.

Sąd odniósł się do wyjaśnień oskarżonego, który mówił, że żona po kłótni spakowała walizkę i wyszła z domu, a później nie nawiązała już z nim kontaktu. Sędzia przywołał zeznania świadków, którzy w wieczór zniknięcia kobiety nie słyszeli żadnej kłótni ani też tego, by ktoś prowadził ulicą walizkę z kółkami. - Dlatego nikt nie słyszał, bo Anna G. w taki sposób, jak opisuje oskarżony, tego domu nie opuściła – podkreślił sędzia.

Zdaniem oskarżenia i sądu Marek G. zabił żonę, a później włożył ją do walizki, gdzieś wywiózł i zakopał, prawdopodobnie używając kupionej wcześniej zaprawy murarskiej. Sąd nie zgodził się ze stanowiskiem obrony, że G. cierpiał na bóle kręgosłupa i nie byłby w stanie podnieść walizki z ciałem żony wewnątrz.

Reklama

Przewodniczący składu orzekającego zaznaczył, że wyjaśnieniom oskarżonego przeczą też analizy monitoringu miejskiego i w autobusach. Żadna kamera nie zarejestrowała zaginionej, nie pojechała też taksówką. Sam oskarżony sprawdzał później monitoring, ale nie po to, by odnaleźć Annę, lecz sprawdzić, gdzie to jego "złapała" kamera – mówił Kapuściok.

Wyliczał też, że po rzekomym opuszczaniu domu Anna nie zgłosiła się na zaplanowany zabieg usunięcia migdałków, nie zgłosiła się też po córkę, co – według oskarżonego – miała zapowiedzieć w chwili rozstania. Była z dzieckiem bardzo związana – podkreślił sędzia i dodał, że po zniknięciu żony G. nie zachowywał się jak osoba, która rozpacza po zaginięciu małżonki, był przekonany, że Anna już nigdy nie wróci. Partnerce mówił, że jest już wolny, utrzymywał też kontakty z innymi kobietami – mówił sędzia.

Według oskarżenia po zabiciu żony oskarżony wysłał paczkę z włączonym telefonem żony, by przez logowania zasugerować, że wyjechała ona za granicę. G. twierdzi, że o nadanie przesyłki prosiła go Anna i nie wie, co było w kopercie. Na telefonie nie było żadnych śladów linii papilarnych, ale na wewnętrznej stronie koperty był odcisk palca G.

Piątkowy wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura żądała dla G. 25 lat więzienia. Oskarżony i jego obrońcy wnieśli o uniewinnienie. Sąd uznał, że kara 15 lat więzienia jest adekwatna do czynu i wcześniejszej postawy oskarżonego. Nie był on wcześniej karany, miał nienaganny przebieg służby, był osobą szanowaną, "nie był zwyrodnialcem". - Nie był osobą, która wymaga tak drastycznej kary (25 lat – PAP) – powiedział sędzia Kapuściok.

Uważamy, że oskarżony jest niewinny. Będziemy składać wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku, no i złożymy apelację – powiedziała mecenas Katarzyna Górny-Salwarowska. Dodała, nie przekonuje jej argumentacja sądu. Zaznaczyła, że obrona będzie mogła się do niej odnieść po lekturze uzasadnienia, w którym powinny znaleźć się szczegóły rozstrzygnięcia.

Prokurator Michał Binkiewicz był zadowolony, że sąd podzielił argumentację z aktu oskarżenia i uznał winę G. Czy oskarżenie złoży apelację w zakresie wymierzonej kary, okaże się po analizie pisemnego uzasadnienia.

Uzyskaliśmy stan, który zakładaliśmy w momencie, gdy proces się rozpoczynał – nastąpiło stwierdzenie winy i to nas satysfakcjonuje, natomiast wydaje mi się, że nie ustaliliśmy tak naprawdę wszystkich okoliczności, które związane były z tym czynem i być może w tym zakresie pozostaje pewien niedosyt – wskazał pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych – bliskich Anny G. – mecenas Arkadiusz Ludwiczek. Także on powiedział, że decyzja w sprawie ewentualnej apelacji zapadnie po analizie uzasadnienia.

Przed śląskimi sądami zapadały już wcześniej wyroki skazujące za zabójstwo mimo nieodnalezienia ciał ofiar. Na przykład w 2011 r. były pracownik magistratu w Świętochłowicach Adam Ł. został w poszlakowym procesie skazany na 25 lat więzienia za zabicie w 2007 r. swej byłej żony Alicji C.

Kilka lat później ten sam mężczyzna dostał 25 lat więzienia za zamordowanie w 1991 r. swojej dziewczyny. Jej zwłoki odnaleziono w studzience kanalizacyjnej w miejscowości Klucze w Małopolsce. Śledztwo, początkowo umorzone z uwagi na niewykrycie sprawcy, zostało podjęte po informacjach, które wypłynęły w postępowaniu dotyczącym zabójstwa Alicji C.