Wtorek był kolejnym dniem procesu Piotra T. Były doradca polityków jest oskarżony o posiadanie "w celu udostępniania" pornografii z udziałem dzieci. Opinię uzupełniającą złożył biegły informatyk, który badał m.in. komputer i telefon oskarżonego.

Reklama

Wtorkowa rozprawa była najprawdopodobniej jedną z ostatnich, jakie odbyły się w sprawie oskarżonego Piotra T. Mimo że przed sądem przesłuchiwany był tylko jeden świadek – biegły z zakresu informatyki – rozprawa trwała (z przerwą) ponad cztery godziny.

Mariusz Sokolski jest biegłym informatykiem i jednocześnie funkcjonariuszem policji. - Na listach warszawskich sądów okręgowych jest kilkudziesięciu biegłych informatyków, a jakimś dziwnym trafem został powołany człowiek związany z organami ścigania. To nie jest okoliczność pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia – powiedziała mec. Beata Czechowicz.

Biegły Sokolski badał nośniki pendrive zabezpieczone w domu Piotra T., laptopa i jego Iphone'a. Przyznał, że zawartość pendrive’ów badał bez sporządzania kopii binarnej, bo przeglądał je za pośrednictwem blokera zapewniającego "integralność treści" zapisanych na nośnikach.

Reklama

Sokolski przyznał, że nie może stwierdzić, czy w dane na nośnikach ktoś nie ingerował między momentem ich zabezpieczenia, a chwilą, w której dostał je do badania. Biegły stwierdził, ze laptop T. miał "w porównaniu z innymi system operacyjny bardzo bezpieczny i odporny na ataki z zewnątrz", chociaż ma "szereg luk". - Na badanym dysku sprawdzałem obecność plików zainfekowanych, mogących tworzyć wirusy albo przejąć władzę nad komputerem. Nie znalazłem ich – powiedział ekspert. Dodał, że sam nie potrafiłby się włamać do komputera T., żeby zdalnie ściągnąć mu np. dziecięcą pornografię.

Biegły stwierdził, że przy tak dużej liczbie nielegalnych plików jest mało prawdopodobne, by ktoś pobrał je, włamując się na komputer T. Sokolski zaznaczył jednak, że stuprocentową pewność, czy doszło do włamania do systemu operacyjnego daje wykonanie "analizy powłamaniowej", ale on takiej nie sporządzał, bo nie było wniosku.

Reklama

Informatyk zeznał, że celem jego badań było poszukiwanie innych danych niż filmy pornograficzne, które wskazywałaby, kto był użytkownikiem pendrive'ów. Sokolski powiedział, że znalazł na nośnikach zdjęcia Piotra T. z jakimś mężczyzną oraz znanym politykiem. Biegły uznał, że pendrive'y należały do T., ale "są to urządzenia przenośne, może się nimi posługiwać każdy. Nie ma możliwości ustalenia właściciela".

Sokolski odniósł się także do informacji zabezpieczonych w telefonie T. Miało tam być 1175 zakładek do stron internetowych, w tym trzy z dziecięcą pornografią. Jednak w chwili wykonywania ekspertyzy linki te były już nieaktywne. Informatyk zeznał, że taka liczba zakładek mogła powstać w wyniku "sparowania się innych urządzeń firmy Apple", bo na tym konkretnym telefonie nie było śladów ich przeglądania.

Poruszony był także wątek programu aMule, za którego pośrednictwem – według prokuratury – były doradca polityków miał przez lata pobierać dziecięcą i zwierzęcą pornografię, jednocześnie udostępniając ją innym użytkownikom tego programu. Piotr T. kolejny raz zapewniał, że nigdy nie miał korzystał z tego programu. "Gdyby miało mi to nawet uratować życie, to ja nie potrafię ściągnąć żadnego pliku, a tym bardziej zboczonego" – powiedział T.

T. wygłosił we wtorek przed sądem oświadczenie. "Nie jestem w stanie przekazać, co czuje człowiek trzymany w klatce za czyny, których nie popełnił. Czuję się wrabiany w coś, czego nigdy nie popełniłem. Ja nie jestem w areszcie tymczasowym ani wydobywczym. To jest areszt eliminacyjny. Moje życie zostało skasowane, mam tego świadomość".

Zgodnie z decyzją sądu tymczasowy areszt wobec Piotra T. ma być stosowany do 15 października. Nie wiadomo, czy zostanie przedłużony. W czwartek 4 października ma odbyć się ostatnia z zaplanowanych rozpraw. Przesłuchani zostaną ostatni świadkowie. Jeżeli nie będzie nowych wniosków dowodowych, proces najprawdopodobniej się wtedy zakończy.

W sprawie T. odbyło się dotąd sześć rozpraw. Podczas nich przesłuchano jego rodzinę, wspólników, uczestników szkoleń, które organizował, towarzysza podróży do Kambodży. Opinię złożył także inny biegły informatyk, który stwierdził, że pedofilskie treści mogły zostać przez kogoś wgrane do komputera T.

Piotr T. został zatrzymany pod koniec października 2017 roku. Od tamtej pory przebywa w areszcie. Przyjechał wówczas z Kambodży, by w hotelu na warszawskim Okęciu prowadzić szkolenie dla pracowników firmy ubezpieczeniowej. Zarzuty, które mu przedstawiono, były konsekwencją prowadzonego od 2015 roku śledztwa. Podczas międzynarodowej policyjnej akcji antypedofilskiej o kryptonimie RINA w domu Piotra T. zabezpieczono komputery i nośniki pamięci, z których biegli informatycy odzyskali ponad 3,5 tys. plików z pornografią z udziałem dzieci.

Obrona T. stara się udowodnić, że pedofilskie treści ktoś mógł mu podrzucić.

Za posiadanie pornografii z udziałem dzieci w celu jej rozpowszechniania grozi od 2 do 12 lat więzienia.