W ósmym dniu protestu, związkowcy zapewniają, że nie przerwą swojej akcji strajkowej, dopóki nie zostaną spełnione ich postulaty. Do czwartkowego popołudnia sformułowali cztery główne: przywrócenie do pracy liderki związkowej Moniki Żelazik, cofnięcia 67 dyscyplinarnych zwolnień dla uczestników strajku, cofnięcia wezwania do zapłaty 640 tys. zł dla jednego z pilotów i powrotu do regulaminu wynagrodzeń z 2010 roku. Tu chciałbym dodać, że do tej pory nie ma regulaminu wynagradzania, są tylko wytyczne ramowe, co jest prowizorką trwającą od wielu lat - mówi kpt. Grzeszczyk.

Reklama

Protestujący przekonują, że LOT ponosi straty przez upór prezesa spółki. Prezes trwoni pieniądze spółki, bo za ułamek tej kwoty, którą już stracił doszedłby do konsensusu z nami już dawno. Ale megalomania prezesa doprowadzi spółkę do upadłości - przekonuje Grzeszczyk. Protestujący podkreślają ponadto, że w LOT ok. 1400 osób z personelu pokładowego i pilotów jest zatrudnionych na tzw. śmieciówkach. Uważamy, że rząd nie jest dokładnie informowany o sytuacji finansowej spółki oraz o przebiegu strajku. Uważamy też, że z tym prezesem się nie porozumiemy - ocenił kapitan.

LOT składa zawiadomienie do prokuratury

"LOT złożył dziś zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota w sprawie możliwości popełnienia przez protestujących przestępstwa polegającego na stosowaniu wobec pracowników i współpracowników LOT-u bezprawnych gróźb. Celem tego działania miało być zmuszenie ich do zaniechania wykonywania pracy i przystąpienia do nielegalnej akcji strajkowej" - czytamy w komunikacie LOT.

Reklama

Jak podkreśla spółka, zdaniem LOT, "opisane wyżej działania mogą wyczerpywać znamiona przestępstwa z art. 191 Kodeksu Karnego". Artykuł ten brzmi: "Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

"Oburza nas stosowanie gróźb, wywieranie presji, nacechowane agresją wypowiedzi i zastraszania wobec tych, którzy chcą po prostu podjąć się pracy. Te formy nacisku mogły wywołać przekonanie, że użycie gróźb jest realne, i być powodem o odstąpieniu przez niektórych od pracy. Na zastraszanie, presję i groźby karalne w LOT nie ma zgody" - czytamy.

O zamiarze złożenia takiego wniosku prezes PLL LOT Rafał Milczarski informował we wtorek. Jak mówił wówczas spółka pracuje nad doniesieniem do prokuratury w związku z obawami dotyczącymi tego, że strajkujący nękają osoby, które stawiają się do pracy. "Mamy poważne obawy, że ludziom dzieje się krzywda. Podejrzewamy, że są kierowane w stosunku do nich bardzo wrogie, noszące znamiona gróźb karalnych wypowiedzi, smsy, czy informacje zamieszczane w mediach społecznościowych" - mówił.

Reklama

Czwartek jest ósmym dniem strajku związków zawodowych w PLL LOT. Jego uczestnicy powstrzymują się od pracy, są to stewardesy i piloci. Spółka tłumaczy, że strajk jest nielegalny, a każdy odwołany rejs to dla LOT olbrzymie koszty. Z powodu problemów z załogą, która uczestniczy w związkowym strajku, LOT w czwartek odwołał w sumie 12 rejsów z Warszawy i do Polski.

Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy, który został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot. Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT.

Milczarski poinformował w poniedziałek, że spółka podpisała - w trybie przewidzianym prawem - wiążący i legalny regulamin wynagradzania z dwoma związkami zawodowymi: Związkiem Zawodowym Pracowników PLL LOT i Związkiem Zawodowym NSZZ "Solidarność". Jak mówił wówczas, tym samym zakończył się trwający nieprzerwanie od 2013 roku spór zbiorowy w spółce o regulamin wynagradzania.

Regulamin wynagradzania wypowiedział poprzednik Milczarskiego, Sebastian Mikosz, który też zwolnił dyscyplinarnie ówczesną przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego panią Elwirę Niemiec. Związkowcy wówczas też chcieli dymisji prezesa.

Protestujący - stewardesy i piloci - powstrzymują się od pracy i codziennie gromadzą się na terenie siedziby LOT w Warszawie, przy biurowcu, w okolicy drzewa przy jeziorku. LOT twierdzi, że strajk jest nielegalny, a każdy odwołany rejs to dla przewoźnika olbrzymie koszty.