Renata Kim: Kończą się wakacje i jak co roku zaczynamy się zastanawiać, na jakie kursy pozalekcyjne wysłać od września swoje dzieci. No i znowu wraca problem: ile zajęć dodatkowych i jakie?
Joanna Heidtman*: Najważniejsze, by zaoferować dziecku jak najwięcej możliwości i pozwolić mu wybrać. Bo jeżeli w dzieciństwie nie damy mu spróbować różnych rzeczy, to później będzie po prostu leniwe i niczym się nie zainteresuje.

Reklama

Albo wręcz przeciwnie - rzuci się na wszystko, co mu wpadnie w oczy, straszliwie stęsknione za tym, by w jego życiu wreszcie coś sie działo. Więc jeszcze raz powtórzę: rodzice powinni zaoferować dziecku jak najszerszą ofertę zajęć.

Psychologowie straszą jednak, że krzywdzimy dzieci, układając im zajęcia niemal do wieczora...
Nie podzielam tych obaw. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że korzyści płynące z tego, że dziecko ma hobby i czymś się autentycznie interesuje, są naprawdę duże.


Dziesięciolatek, który ma jakąś pasję, nie snuje się śmiertelnie znudzony po domu czy podwórku ani nie siedzi godzinami przed komputerem - co jest przecież coraz powszechniejszym sposobem spędzania wolnego czasu. Sam umie się zająć czymś znacznie dla niego ciekawszym.

Potem widać - choćby po stopniach w szkole - że wie więcej o świecie i ma o wiele bogatsze wnętrze od dziecka, któremu nikt dorosły odpowiednio wcześnie nie pomógł rozwinąć zainteresowań i uzdolnień.

Ale to przecież nie jest żadna nowość, bo przecież i w dawnych czasach w zamożniejszych domach dzieci były edukowane od najmłodszych lat, i to bardzo intensywnie. I dzięki temu wyrastały na ciekawych świata i doskonale wykształconych ludzi.

A jeśli dziecko nie przejawia żadnych zainteresowań? Czy należy zmuszać je do aktywności?

Nie namawiam wcale rodziców do popychania dziecka w najróżniejszych kierunkach i wymyślania mu pasji. Ale z pewnością trzeba mu pokazywać różne możliwości i stwarzać okazję do korzystania z nich. Tylko wtedy jest szansa, że się czymś zaciekawi. W przeciwnym razie bardzo chętnie odda się swojemu lenistwu - to przecież całkiem naturalne.

Więc jednak zajęcia od rana do wieczora?

Bez przesady. Ale nasza rzeczywistość jest bardzo szybka i zmusza nas, byśmy dotrzymali jej kroku, a dzieci też się do tego przystosowują. Gdybyśmy teraz stworzyli im sytuację, w której nie ma zbyt wielu bodźców, a wszystko toczy się w powolnym rytmie, to nie przygotujemy ich dobrze do dorosłego życia. Dla naszych dzieci szybkie tempo życia - co oznacza między innymi sporą liczbą zajęć dodatkowych - jest zupełnie naturalne.




Reklama

Problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy kolejne kółka zainteresowań i zajęcia sportowe są bardziej pomysłami rodzica niż czymś, co mały człowiek przyjmuje z radością. Bo wtedy dziecko, zamiast wyrabiać w sobie potrzebę osiągnięć w różnych dziedzinach, będzie się zastanawiało, jak uciec od wymagań matki czy ojca.

Więc trzeba je zachęcać do aktywności, ale tylko takiej, która sprawia mu przyjemność. Zajęcia dodatkowe nie mogą być ponurym obowiązkiem i zmorą dzieciństwa.

A jak rozpoznać, że dziecko jest zbyt przeciążone obowiązkami?
Małego człowieka trzeba słuchać i zawsze brać pod uwagę jego zdanie. Podam przykład: ojciec pewnego młodego i bardzo utalentowanego szachisty zawsze pytał go, czy rzeczywiście chce się tym zajmować.


Reklama

I dopiero, gdy za każdym razem słyszał odpowiedź twierdzącą, namawiał go do dalszego treningu, który wiąże się przecież z ogromnym wysiłkiem i wyrzeczeniami.

Nie ma innej możliwości - trzeba z dzieckiem rozmawiać. Bo jeśli będzie wychowywane w systemie nakazowym, straci wyczucie kierunku i cel. I nie ma żadnej obawy, że zrezygnuje ze wszystkiego, co wiąże się z wysiłkiem. Wręcz przeciwnie - będzie potrafiło współpracować z rodzicami w wyborze zajęć dodatkowych.

A gdzie w tym wszystkim czas na zwyczajne zabawy z kolegami na podwórku?
To jest rzeczywiście problem. Bo współczesne dzieci, które uwielbiają siedzieć przed komputerem, trochę jakby straciły umiejętność spontanicznej zabawy w grupie.


Widać to czasem, gdy spotykają się na swoich urodzinach czy imieninach - jeśli dorośli nie zorganizują im kręgli, torów przeszkód czy ścianki, to siedzą osowiałe i nie wiedzą, o czym rozmawiać.

Ale my, rodzice, nie rozwiążemy za nie tego problemu. I nawet nie próbujmy - w pewnych momentach musimy im zostawić przestrzeń. Imprezy nie zawsze się udają, i to jest zupełnie naturalne.

Dawniej jednak dzieci jakoś potrafiły bawić się nawet patykami i mokrym piaskiem. Dzisiaj oczekują, że to my zorganizujemy im rozrywki.
Trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie, czy w dobie komputerów i internetu dzieci mogłyby jeszcze się zainteresować tymi przysłowiowymi patykami.


Teraz to na rodziców spada obowiązek zainteresowania dziecka nowymi dla niego sprawami i zajęciami. I taką właśnie przestrzeń do tworzenia dajemy dziecku, wysyłając je na zajęcia dodatkowe, a w czasie wakacji na obóz sportowy czy harcerski.

No właśnie, kilkunastoletnia córka znajomych wróciła z wakacji i nie może sobie znaleźć miejsca - nie czyta, nawet nie ogląda telewizji, tylko twierdzi, że w domu jest nudno...
A cóż w tym dziwnego? Wakacje to dla wszystkich, także dla dorosłych, święto upływające pod znakiem ekscytacji, w czasie którego dostajemy przyspieszenia, wchodzimy na wyższe obroty, ale przy okazji ładujemy baterie na kolejne miesiące.


Dziecko również, choć oczywiście jest tego mniej świadome i dlatego powrót do codzienności jest dla niego trudniejszy. Trzeba przeczekać, aż wszystko wróci do normy.


*Joanna Heidtman, psycholog i socjolog, doktor nauk humanistycznych, trener, konsultant zarządzania, doradca rozwoju osobistego