Uczniowie I LO w Łodzi tegoroczną studniówkę organizują w salach XIX-wiecznego Pałacu Izraela Poznańskiego, w którym Andrzej Wajda kręcił w 1974 r. "Ziemię Obiecaną". W filmie Żyd, właściciel pałacu, pokazuje komnaty kandydatowi na zięcia.

Reklama

Chwali się gmachem, choć w nim nie mieszka. Pałac jest po to, żeby go pokazywać. Licealiści też będą przez kilka godzin czuć się tak, jakby ten pałac do nich należał. I podobnie jak Żyd z "Ziemi Obiecanej" po balu pójdą spać do swoich mieszkań. Pałac zostanie na zdjęciach.

Bale pełne przepychu to w tym roku norma. Do końca karnawału sale, w których zazwyczaj organizuje się przyjęcia dla menedżerów, oblężone są przez licealistów. Sale gimnastyczne stoją puste. Młodzież bawi się w operach, w kopalni soli w Wieliczce, w ekskluzywnych pałacykach.

Po co ten rozmach? "Chcieliśmy pokazać młodzieży, że może bawić się w wyjątkowym miejscu, a nie tylko na dyskotece" - tłumaczy Barbara Wilhelmi, matka jednej z uczennic I LO w Łodzi. Jednak nie wszyscy uczniowie czują się tym uhonorowani.

"Bal w pałacu to snobizm" - denerwuje sie Ola Lis, jedna z uczennic. Jej zdanie to jednak rzadkość. Judyta Ptasińska z chorzowskiego liceum katolickiego podjedzie dziś na studniówkę lincolnem wyposażonym w barek i DVD. Będzie w sukni uszytej na miarę. Zje kolację w eleganckiej restauracji urządzonej dla 50-letnich klientów. "Ma być jak najbardziej wyjątkowo i uroczyście" - mówi. "Obciach" - kwituje Ola Lis.

Reklama

Po co młodym ludziom pompa, do której nie pasują, i pozy, w których czują się nienaturalnie? "Chcemy konsumować wrażenia, one decydują o jakości naszego życia" - tłumaczy dr Julita Czarnecka, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego. "Im bardziej niepowtarzalne, tym lepiej, bo wtedy mamy się czym pochwalić" - dodaje.

Urszula Jarecka, socjolog PAN, wytworne bale studniówkowe porównuje do balów promocyjnych, które były wprowadzeniem w świat arystokracji. "Dziś to jest wprowadzenie w bogate społeczeństwo" - tłumaczy. "Ludzie choć przez chwilę chcą poczuć powiew luksusu" - dodaje.

Reklama

Jarecka nie ocenia jednak tego źle. "Dla jednych to może być to inspirujące przeżycie, które sprawi, że będą dążyć do uzyskania wysokiej pozycji społeczne"j - mówi. "Dla tych, którzy czują, że nie pasują do tego świata, to okazja, by spełnić marzenie. Noc minie, wspomnienia zostaną".

Dyrektorzy szkół, z którymi rozmawiał DZIENNIK, żałują, że tak się dzieje. "Uczniowie i rodzice przyznają często już po studniówce, że impreza mogła odbyć się w szkole. Nie chcieli jednak być gorsi od innych i musieli się pokazać" - wzdycha Wojciech Kolarz, dyrektor katowickiego ogólniaka.