Według Rutkowskiego, syn płockiego biznesmena został porwany, bo bandytów raził jego wystawny styl życia. Drugi motyw to okup. Dodał, że młody Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną za 10 tysięcy złotych. Dla siebie brał 5 tysięcy złotych, resztą dzielił się z jednym z funkcjonariuszy z Płocka, który zresztą był u niego na imprezie poprzedzającej porwanie - relacjonował Rutkowski.

Reklama

Jeszcze przed przesłuchaniem były detektyw zapowiadał, że będzie zeznawał m.in. na temat tego, że funkcjonariusze CBŚ z Warszawy próbowali wymusić zeznania na jego pracowniku, oraz o tym, że zawiadomił policję, iż człowiek współpracujący z jego biurem może "naciągać" Olewników na pieniądze.

Chodzi o Andrzeja K., którego - w 2001 roku - do biura Włodzimierza Olewnika miał przysłać Rutkowski. "Detektyw twierdził, że K. to znakomity informator, który pomoże odszukać mojego syna" - mówi Olewnik. Okazało się jednak, że biznesmen zapłacił milion złotych za bezwartościowe informacje.

Ale Rutkowski zaprzecza, że zarobił na Olewnikach. "Dostałem od nich 20 tys. zł i musiałem jeszcze dopłacić" - utrzymuje były detektyw.

I nie kończy swoich rewelacji. "Olewnik, ojciec Krzysztofa, gdy były sytuacje konfliktowe z policją (już po porwaniu), sugerował działania przeciwko prowadzącym sprawę policjantom z wykorzystaniem siły politycznej w postaci Zbigniewa Siemiątkowskiego".

Reklama

Według Rutkowskiego, Olewnik "sponsorował jego kampanię wyborczą". Były detektyw podkreślił jednak, że "mieszanie polityki do tej sprawy jest błędem, bo ma ona tylko i wyłącznie kryminalny charakter".

Według rzecznika olsztyńskiej prokuratury, Rutkowski sam zgłosił się na przesłuchanie i zeznawał na własną prośbę. Dlaczego? Bo, jak stwierdził, "posiada w tej sprawie ważne, nowe informacje".

Reklama

Siemiątkowski: Nikt mi nie sponsorował kampanii

Siemiątkowski - ostatni szef Urzędu Ochrony Państwa, a później szef Agencji Wywiadu - powiedział PAP, że "nikt mu nie sponsorował kampanii". "W czterech kampaniach, które prowadziłem, korzystałem jedynie ze środków partyjnych i własnych zasobów, to jest udokumentowane" - twierdzi Siemiątkowski. Dodał, że Włodzimierza Olewnika poznał dopiero latem 2004 roku. Czyli już po śmierci Krzysztofa.

Według pełnomocnika rodziny Olewników mec. Ireneusza Wilka, jedną z istotnych kwestii, dotyczących uprowadzenia Krzysztofa Olewnika oraz uchybień związanych ze śledztwem w tej sprawie jest ustalenie, czy sprawcom porwania ktoś nie pomagał. Chodzi o niewyjaśnioną sprawę uchylonych drzwi balkonowych, którymi sprawcy dostali się do domu ofiary. "Ktoś wiedział, że są one uchylone. Te drzwi mogły być otwarte tylko od środka, czyli przez jednego z uczestników imprezy. To świadczyłoby, że mogła być tam osoba, która współpracowała z osobami, które uprowadziły Krzysztofa" - powiedział mecenas Wilk.

Dodał, iż pewność z jaką postępowali porywacze, oznaczać może, że w domu Olewnika była co najmniej jedna osoba, która mogła informować porywaczy o tym, co dzieje się w środku, a nawet koordynować pewne działania. Jednak nikt nie sprawdził bilingów telefonicznych uczestników imprezy. A to - według Wilka - mogło pomóc w wyjaśnieniu tych podejrzeń. "Trzeba było wyjaśnić, kto dzwonił i gdzie" - powiedział mecenas.

Krzysztof Olewnik, syn znanego w Płocku przedsiębiorcy branży mięsnej, został porwany w nocy z 26 na 27 października 2001 roku tuż po imprezie, która odbyła się w jego domu. Na przyjęciu było m.in. kilku płockich policjantów. Porywacze zażądali 300 tysięcy euro okupu. Z rodziną porwanego kontaktowali się kilkadziesiąt razy. W końcu - w lipcu 2003 roku - okup dostali. Jednak Olewnika nie wypuścili. Mężczyzna został zamordowany miesiąc po przekazaniu pieniędzy.

Posłowie zaprosili Olewników

Wkrótce sprawą porwania Krzysztofa Olewnika zajmą się posłowie. Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka zaprosiła rodzinę porwanego na zaplanowane na przyszły tydzień posiedzenie. Spotkanie będzie poświęcone informacji ministrów sprawiedliwości i SWiA na temat postępowań prowadzonych w tej sprawie przez prokuraturę i policję.

Jutro natomiast zbierze się zespół policjantów i prokuratorów powołanych przez ministra sprawiedliwości do zbadania sprawy. "Na spotkaniu zapadną decyzje odnośnie tego, kto co ma w tej sprawie robić" - powiedział rzecznik olsztyńskiej prokuratury.