p

Ivan Krastev*

Strategia wschodzącego mocarstwa

Wiemy na pewno, że w ciągu dwóch dziesięcioleci od upadku Związku Radzieckiego Rosja przekształciła się z państwa jednopartyjnego w państwo jednorurowe - półautorytarny reżim w demokratycznym przebraniu. Równocześnie Rosja działa coraz bardziej niezależnie i nieprzewidywalnie na międzynarodowej scenie politycznej. Po usadowieniu na tronie wybranego przez siebie następcy, Dmitrija Miedwiediewa, główny budowniczy tego reżimu Władimir Putin nie traci władzy.

Reklama

Ale wielu innych rzeczy na temat kierunku, w którym zmierza Rosja, wiedzieć nie możemy. Reżim ten daje swoim obywatelom prawa konsumenckie, ale nie wolności polityczne, suwerenność państwa, ale nie autonomię jednostki, gospodarkę rynkową, ale nie autentyczną demokrację. Rosja jest zarazem coraz silniejszym globalnym mocarstwem i słabym państwem ze skorumpowanymi i nieudolnymi instytucjami. Chociaż gospodarka rosyjska od dekady osiąga niezłe wyniki, jest bardziej niż w czasach sowieckich zależna od wydobycia i eksportu surowców naturalnych.

Równie zagadkowy charakter ma polityka zagraniczna Moskwy. Rosja jest bardziej demokratyczna od ZSRR, ale na scenie międzynarodowej zachowuje się w sposób mniej przewidywalny i odpowiedzialny. Można odnieść wrażenie, że im bardziej Rosja staje się kapitalistyczna i zokcydentalizowana, tym bardziej antyzachodnia jest jej polityka zagraniczna. Inny paradoks: im skuteczniejsza wydaje się ta polityka, tym trudniej odgadnąć jej cele.

Niektórzy widzą w Rosji rannego wroga, który szykuje się do następnego starcia. Agresywność Rosji interpretują jako odreagowanie upokorzeń z lat 90. Odpowiedzialnością za fakt, że polityka zagraniczna Rosji przybrała taki kierunek, obarczają ekspansję NATO i zachodni triumfalizm po upadku ZSRR. Podczas tej dekady upokorzeń Moskwa nauczyła się, że Zachód szanuje siłę, a nie wspólne wartości. Z kolei liberałowie, którzy kształtowali politykę Zachodu wobec Rosji w latach 90., nie są w samokrytycznym nastroju. Większość z nich uważa, że putinowska polityka zagraniczna jest nowym wcieleniem tradycyjnej imperialnej polityki Moskwy. Poza tym chociaż przyznają, że Zachód w jakimś stopniu utracił możliwość kształtowania rosyjskiej polityki, utrzymują, że nadal możliwe jest wywieranie na Rosję skutecznej presji, która doprowadzi może nie do pełnej demokracji, ale do większej praworządności. Według nich sukcesy Rosji na scenie międzynarodowej mają charakter krótkotrwały, a putinowski cud jest mirażem.

Reklama

Najłatwiej byłoby uznać, że Rosja dąży do władzy dla samej władzy albo że tak jak nie ma byłych oficerów KGB, tak też nie ma byłych państw imperialnych. Ale żeby zrozumieć obecne zachowania Kremla, musimy najpierw dostrzec, w jak dużym stopniu kieruje nimi niepewność i paranoja. Myślenie Rosji jest ściśle powiązane z nastrojami jej elit politycznych. Obecna strategia Moskwy nie jest wyłącznie odbiciem wzrostu potęgi gospodarczej Rosji czy zmian geopolitycznych, ale także efektem traumatycznego doświadczenia upadku ZSRR i poczucia osaczenia obecnych władz.

Innymi słowy, rosyjska polityka zagraniczna jest zakładnikiem poczucia słabości, które dominowało w latach 90. To tłumaczy, dlaczego Moskwa preferuje porządek międzynarodowy oparty na nieograniczonej suwerenności i sferach wpływów. Tłumaczy także, dlaczego Rosja jawnie sprzeciwia się amerykańskiej hegemonii i ponowoczesnemu porządkowi europejskiemu lansowanemu przez UE. Kładąc nacisk na prawa człowieka i otwartość, UE zagraża monopolowi Kremla na władzę. Zachodnia polityka promowania demokracji Moskwie kojarzy się z groźbą rozpadu Federacji Rosyjskiej wzdłuż etnicznych i religijnych linii podziału. Poczucie zagrożenia budzi też inwazja finansowanych przez Zachód organizacji pozarządowych - stąd pokusa odbudowy państwa policyjnego, aby zapobiec obcej ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju. Kolorowe rewolucje, które wstrząsnęły przestrzenią postsowiecką, ucieleśniają najgorszy koszmar Kremla: bunt ludu sterowany z zagranicy. Moskwa ugania się za mirażem absolutnej stabilizacji.

Polityka zagraniczna Putina - a tym samym Miedwiediewa - opiera się na dwóch podstawowych założeniach i jednej strategicznej kalkulacji. Założenie pierwsze - hegemonię Stanów Zjednoczonych - czeka załamanie podobne do upadku potęgi ZSRR. Założenie drugie - Unia Europejska, mimo że według Rosjan zjawisko przejściowe, stanowi zagrożenie dla państwa rosyjskiego z racji samego swego istnienia. Kalkulacja: następna dekada daje strategiczną szansę na uzyskanie przez Rosję pozycji supermocarstwa w kształtującym się świecie wielobiegunowym przy równoczesnym zapewnieniu reżimowi legitymacji, nawet gdyby oznaczało to konieczność prowadzenia bardziej agresywnej i konfrontacyjnej polityki zagranicznej.

W odróżnieniu od Chin, gdzie dominuje pogląd, że porządek światowy nie załamuje się w ciągu jednego weekendu i że liczenie na schyłek potęgi Ameryki to zagrywka hazardzisty, Rosja święcie wierzy w rychły kres amerykańskiej hegemonii. Rosyjskie elity widzą w kryzysie amerykańskiej potęgi powtórkę z kryzysu sowieckiej potęgi w latach 80. Amerykański Irak jest porównywany z sowieckim Afganistanem, a konflikt Stanów Zjednoczonych z UE uchodzi za dowód na to, że nieformalne imperium amerykańskie zostało zdemontowane (w tym kontekście Jacques Chirac byłby odpowiednikiem Lecha Wałęsy).

Rosyjskie rachuby z pewnością nie są pocieszające ani dla Stanów Zjednoczonych, które uważają się za największą potęgę polityczną, gospodarczą i militarną świata, ani dla UE, która źródła siły upatruje w jedności i integracji. Wzrost znaczenia Rosji następuje w okresie, gdy globalna hegemonia USA słabnie, a UE cierpi na głęboki kryzys wiary w siebie. Rosyjski rewizjonizm zagraża samej naturze obecnego porządku międzynarodowego. Paradoks polega na tym, że w obliczu nowego rewizjonizmu rosyjskiego Zachód zaczyna tęsknić za starym Związkiem Radzieckim. Nostalgia ta powoli gaśnie w społeczeństwie rosyjskim, przybiera natomiast na sile w zachodnich stolicach.

Tymczasem Rosja nie jest zwykłym państwem rewizjonistycznym, lecz czymś znacznie bardziej niebezpiecznym - generalnym destruktorem. Niedawne działania Kremla doskonale wpisują się w ten schemat. Lepiej byłoby jednak powiedzieć, że Rosja nie tyle jest destruktorem, ile chciałaby być tak postrzegana. Tam gdzie Zachód szuka agresywności i tendencji imperialnych, znajdzie niepewność i poczucie słabości. Demonizowanie Rosji nie pomoże - podobnie jak okazywanie jej współczucia.

Za dziesięć lat Rosja nie będzie państwem upadłym, ale nie będzie też dojrzałą demokracją. Rosyjska polityka zagraniczna pozostanie niezależna - nakierowana na uzyskanie przez Rosję pozycji wielkiego mocarstwa w świecie wielobiegunowym - i selektywnie konfrontacyjna. Rosja będzie bardziej zintegrowana ze światem niż kiedykolwiek w swoich dziejach, a jednocześnie jak zawsze nieufna. Strategiczny dylemat Kremla można zdefiniować następująco: jak pozostać zintegrowanym ze światem przy równoczesnym odgrodzeniu się od politycznych wpływów z zagranicy. Rosja jest wschodzącym mocarstwem, ale także podupadającym państwem. Klucz do zrozumienia myśli strategicznej Kremla jest zatem prosty - a zarazem niezmiernie skomplikowany.

© Ivan Krastev

przeł. Tomasz Bieroń

p

*Ivan Krastev, ur. 1965, politolog, analityk spraw międzynarodowych, prezes Centrum Strategii Liberalnych w Sofii - think tanku doradzającego w obszarze polityki zagranicznej i wewnętrznej. Wykłada na Uniwersytecie Środkowo-Europejskim w Budapeszcie. Zajmuje się przede wszystkim zagadnieniami związanymi z sytuacją społeczeństw postkomunistycznych. Wielokrotnie gościł na łamach "Europy" - w nr 201 z 9 lutego br. zamieściliśmy debatę z jego udziałem: "Jaka będzie Rosja po Putinie".