Wiele kobiet, które są w ciąży i chcą ją przerwać, nie korzysta z nielegalnych zabiegów w gabinetach ginekologicznych. Poronne leki zamawiają przez internet. Ich zamówienie trwa kilka minut.

Reklama

Women on web (kobiety w sieci) to organizacja działająca w Holandii. Powstała po wizycie w Polsce statku Langenord. Na jego pokładzie był gabinet ginekologiczny, w którym można było dokonać aborcji, gdy statek wypływał na wody międzynarodowe. Witryna jest dostępna w kilku językach, po hiszpańsku, angielsku, holendersku, francusku i polsku.

Cel tego serwisu jest prosty - zapewnić szybki i łatwy dostęp do aborcji każdej kobiecie, która nie chce urodzić dziecka i nie może usunąć ciąży w swoim kraju, bo "dostęp do zabiegu jest mocno ograniczony, np. z powodów religijnych". W tym kontekście Polskę wymieniono obok Sudanu, Zimbabwe, Afganistanu czy Czadu.

Poronne leki są wysyłane do kobiet pocztą po wpłaceniu "darowizny" w wysokości 70 euro, czyli około 250 złotych.

Aborcja w 10 minut

Reklama

Żeby dostać leki, trzeba odpowiedzieć na ankietę, potem wypełnić kwestionariusz osobowy i dokonać przelewu.

Test to 25 pytań. Jeśli kobieta jest zdrowa i pewna, że nie chce ciąży, bez trudu dojdzie do strony, na której zamawia się lek. Wypełnienie wszystkich dokumentów zajmuje 10 minut.

Reklama

Nie ma jednak żadnej możliwości sprawdzenia, czy wypełniająca ankietę pisze prawdę.

Przykładowe pytania to: Czy zrobiłaś test ciążowy? Czy miałaś zrobione badanie USG? Czy jesteś w niechcianej ciąży? Jeśli kobieta odpowie, że jest chora (np. na choroby serca, nerek, wątroby), jest proszona o opisanie schorzenia. Jej opis zobaczy lekarz, który skontaktuje się z nią e-mailem.

Jeśli zainteresowana aborcją ma wątpliwości, czy wykonać zabieg, jest proszona o zakończenie ankiety i nie może zamówić leku poronnego.

Sprawa dla prokuratora

Na koniec "zostaniesz poproszona o darowiznę o minimalnej wysokości 70 euro, która jest wsparciem dla serwisu internetowego po to, by mógł kontynuować działalność pomocy innym kobietom" - czytamy na stronie.

Sądząc z danych umieszczonych na stronie, już 16 tysięcy kobiet przeprowadziło aborcję przy pomocy leków dostarczonych przez Women on web.

"To ewidentnie sprawa dla organów ścigania!" - Zbigniew Ziobro, poseł PiS i były minister sprawiedliwości nie kryje oburzenia. "To, że organizacja działa poza granicami Polski, nie zwalnia jej z odpowiedzialności za działań prowadzonych na terenie naszego kraju" - tłumaczy.

Koniec z wieszakami

"Ta strona działa na takiej samej zasadzie, jak miliony innych stron w sieci. Nie jest skierowana tylko do Polaków i nie można jej autorów ścigać za to, że korzystają z niej Polki" - uważa natomiast Anna Czerwińska z feministycznej fundacji Feminoteka.

Zdaniem Czerwińskiej, kobiety rzeczywiście mogą kłamać w ankiecie, bo są zdesperowane. Jej zdaniem, jest to jednak wina warunków, w których żyją i w których nie ma dostępu do legalnej aborcji. "Te leki nie są dostępne w Polsce. Ale to nowoczesne preparaty i nie ma się co dziwić, że kobiety chcą z nich korzystać. Czasy, w których do aborcji używano wieszaków, już się skończyły" - argumentuje.