Inne

"Postawiliśmy Ryszardowi N. zarzut doprowadzenia dzieci do innej czynności seksualnej. Za to, czego się dopuścił, grozi mu 12 lat więzienia" - mówi prokurator Robert Czerwiński z Prokuratury Rejonowej w Radomiu.

Reklama

Według ustaleń śledczych, do dramatu doszło na jednym z radomskich osiedli. Było słoneczne popołudnie. Grupa kilkuletnich dziewczynek próbowała złapać maleńkiego kotka, który plątał się pomiędzy blokami.

"Nagle w pobliżu pojawił się mężczyzna. Szczupły, średniego wzrostu, posiwiałe włosy. Zagadywał dziewczynki" - opowiada prokurator Czerwiński. To był Ryszard N. Na początku był miły. Obiecał pomoc w złapaniu kotka. Dzieci nie chciały, żeby obcy przyłączył się do zabawy. Przed takimi jak on przestrzegała je przecież mama. Ale odmowa tylko rozwścieczyła Ryszarda N.

Reklama

"Chwycił dwie dziewczynki mocno za ręce i siłą zaciągnął w krzaki przy pobliskich garażach. Pozostałe dzieci uciekły do domów" - mówi prokurator.

Olga i Basia próbowały się uwolnić. Płakały. "Niech pan mnie puści! Ja chcę do mamy" - krzyczały. Wreszcie Basi udało się uciec. Pobiegła z płaczem do domu i poskarżyła się mamie. Olga nie zdołała się uwolnić.

"Rozpiął rozporek i siłą położył jej rączkę na swoim przyrodzeniu. Kazał jej dotykać miejsc intymnych. Krzyczał na nią, kiedy nie chciała tego robić" - opowiada przez łzy mama Olgi Małgorzata M. Dziewczynka szlochała coraz rozpaczliwiej, bo Ryszard N. robił się coraz bardziej natarczywy. W końcu jakimś cudem wyrwała się i uciekła. Tylko dlatego uniknęła gwałtu. O krzywdzie, która ją spotkała, nie powiedziała nikomu ani słowem. Bała się, bo przecież mama zabroniła jej rozmawiać z obcymi.

Reklama

"Pod wieczór przyszła do mnie mama Basi i powiedziała, co się stało. Zaczęłam wypytywać córeczkę. Olga w końcu pękła i ze szczegółami opowiedziała mi, jak bardzo skrzywdził ją ten potwór. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam" - mówi roztrzęsiona matka Olgi. Pani Małgorzata zadzwoniła na policję. Minęło zaledwie kilka minut i radomscy funkcjonariusze zatrzymali Ryszarda N.

"Ryszard N. to rencista. W chwili zatrzymania był pijany. Miał prawie 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Od razu trafił do aresztu" - mówi prokurator Czerwiński.

Ofiar Ryszarda N. może być dużo więcej. Według mieszkańców osiedla, od ponad roku kręcił się pomiędzy blokami. Od siedziby klubu sportowego, w którym pracował, miał zaledwie dwie minuty drogi pieszo na osiedle. Obiecywał dzieciom, że kupi im w sklepie wszystko, co będą chciały; lalki, lizaki, piłki.

"Ten pan ciągle do nas podchodził. Chłopcy szczególnie się go bali, bo ich zaczepiał najbardziej" - mówi jedna z czterech córek Ilony Maciejczyk. "Pytał nas o szkołę, gdzie pracują rodzice, o której wracają do domu" - ciągnie dziewczynka. "Sprawdzamy dokładnie, czy Ryszard N. skrzywdził też inne dzieci" - mówi "Faktowi" radomski prokurator Robert Czerwiński.