W październiku Sejm ma przyjąć ustawy zdrowotne. Co dzięki nim zyska pacjent?
Zbigniew Religa:
To ustawy przeciwko pacjentowi. Minister zdrowia Ewa Kopacz przez rok swoich rządów nie zrobiła nic dla ludzi. Pacjent zaginął w gąszczu tych propozycji. PO przygotowała siedem ustaw. O sześciu nie chcę mówić, bo one nie wnoszą nic nowego. A przekształcenie szpitali w spółki prawa handlowego nie ma nic wspólnego z dobrem pacjenta, wręcz przeciwnie. Powiedziałbym nawet, że pacjent będzie na tym cierpiał. Dyrektor szpitala, który nie chce zadłużyc swojej placówki, nie będzie leczył ponad przyznany limit lub wykonywał nieopłacalnych zabiegów.

Reklama

To znaczy, że pacjenci nadal będą latami czekali na operacje?
Niestety tak. Dla pacjenta nic nie zostało zrobione. Podstawą każdej reformy jest dobro pacjenta. Ale ten cel trzeba pogodzić z interesami pozostałych trzech grup, czyli: pracowników służby zdrowia, płatnika i dostawców świadczeń. A przy tych projektach nie wzięto tego pod uwagę. Reforma opieki zdrowotnej jest niezwykle skomplikowana.

Co więc pan by doradził?
Po pierwsze, jestem gorącym zwolennikiem informowania pacjenta o szpitalu i lekarzu. Należy wprowadzić konkurencję o jakość w środowisku. To udostępni ludziom dane lekarza i instytucji, w której pracuje. Chory powinien wiedzieć, który medyk jest dobry, który zły. Jeśli będzie to oficjalnie podawane, to lekarze będą się bali, będą ostrożniejsi, będą się więcej uczyć. Wtedy w służbie zdrowia nie będzie słabych pracowników. Poza tym ciągle mówię o konieczności wprowadzenia sieci szpitali, która zagwarantuje dostęp do wszystkich usług medycznych. Do tego koszyk świadczeń gwarantowanych i ustawa o informatyzacji w ochronie zdrowia.

Łatwo powiedzieć, ale skąd na to wszystko pieniądze?
Dochodzimy do zasadniczej kwestii. Rząd musi za to zapłacić. Najpierw trzeba podnieść składkę zdrowotną do 13 procent. Ale powinno to być odpisywane od podatku. Więc w konsekwencji państwo musi znaleźć na to pieniądze.

Reklama

Może tymi wszystkimi radami powinien się pan podzielić z minister Kopacz?
Jeśli będzie chęć merytorycznej współpracy, to jestem gotów przedstawić swoje propozycje. Czekam na sygnał. Ważniejszą rzeczą jest naprawa służby zdrowia niż walka polityczna i bicie piany. Jeśli minister Kopacz zadzwoni i zaproponuje współpracę, to powiem, że służę wiedzą i doświadczeniem. Ale szanse na ten telefon oceniam na 1 procent.

A ma pan jeszcze na to siły? Co ze zdrowiem?
Dopóki mam siły, będę pracował. Nie obchodzą mnie kłótnie i rozgrywki personalne. Chcę tak długo pracować nad zmianami, na ile starczy mi siły.

Warto niszczyć zdrowie dla polityki?
Walczę z chorobą. Rak strasznie wycieńczył mnie w sierpniu. Po naświetlaniu wystąpiły straszne efekty uboczne. Ostatnie dwa dni wakacji w USA spędziłem w łóżku, nie jadłem, nie piłem. Na szczęście żonie udało się kupić bilety, by wrócić do Polski, do domu. Brałem lekarstwa i jest lepiej.

Reklama

Nie trafił pan wtedy do szpitala?
Nie potrafię być pacjentem szpitala. Dla mnie szpital nie istnieje. Po 3-4 dniach uciekam do domu. W czerwcu po wykryciu przerzutów do brzucha miałem operacje. W szpitalu wytrzymałem 5 dni. Następnego zająłem czwarte miejsce w zawodach wędkarskich. Dziś czuję się dobrze. Ale za tydzień może być źle. Nie mam na to wpływu.

Co prognozują lekarze?
Boją się jakichkolwiek prognoz. Wiedzą, że mam olbrzymią wiedzę na ten temat. O chorobie starają się ze mną długo nie rozmawiać. Mają własne przemyślenia, które nie do końca są zgodne z moimi. Z chorobą będę walczył tak długo, jak się da. Traktuję to jako swój obowiązek. I wszystkim tak radzę.

Ale może trzeba się oszczędzać? Praca w Sejmie jest ważniejsza od zdrowia?
Na pewno nie. Ale nie wpływa ujemnie na zdrowie. Choć przyznam, że wolałbym jeździć na ryby. Siedzenie w domu to nie jest mój styl. Z chorobą trzeba walczyć cały czas.

A co chce Pan wywalczyć jeszcze jako polityk?
Chciałbym, aby moje przemyślenia dotyczące służby zdrowia mogły być zaakceptowane. Wiem jednak, że to jest niemal niemożliwe. Przez stosunki między PiS i PO moje marzenie staje się utopijne. Te propozycje nie będą zaakceptowane dlatego, że po prostu są moje.

To smutne.
Ale prawdziwe.

p

Zbigniew Religa - słynny kardiochirurg, jeden z najbardziej lubianych polityków. W rządzie Prawa i Sprawiedliwości był ministrem zdrowia.