Paweł Marczewski: Wielu komentatorów wątpi, czy zdolności Obamy, tak skuteczne podczas kampanii, będą równie przydatne po objęciu przez niego urzędu prezydenckiego.
Joseph Nye*: Oczywiście nigdy nie można być pewnym tego, co zrobi prezydent po zaprzysiężeniu. W końcu George W. Bush obiecywał podczas wyborów w 2000 roku "współczujący konserwatyzm" i skromną politykę zagraniczną. Jeśli jednak ktoś był w stanie prowadzić przez blisko dwa lata wyczerpującą kampanię prezydencką i nie popełnił w tym czasie żadnych poważnych błędów, to jest dowód, że ma cechy charakteru i zdolności organizacyjne, które są niezwykle istotne dla dobrego sprawowania najwyższego urzędu w państwie.

Reklama

Obama rozumie procesy zachodzące w świecie od podstaw aż po szczyty. W jakiejś mierze wynika to z jego biografii - kenijskich korzeni i dzieciństwa spędzonego w Indonezji. Nabył także sporo doświadczenia jako senator. Niebagatelne znaczenie ma również to, że otoczył się doradcami o niepodważalnych kwalifikacjach w dziedzinie spraw międzynarodowych. Podobnie rzecz ma się z jego doradcami ekonomicznymi. Niezwykle trzeźwa reakcja Obamy i jego sztabu na finansowy kryzys dowodzi, że jest on dobrze przygotowany do stawienia czoła problemom gospodarczym. Jeśli chodzi o kwestie militarne, to Obama z pewnością rozumie konieczność używania "twardej władzy". W swojej ostatniej książce "The Powers to Lead" wskazuję, że dobry przywódca musi posiadać makiaweliczne umiejętności polityczne. Powinien umieć budować zwycięskie koalicje i umieć przekonać - a czasem nawet przymusić innych - aby go wspierali. Obama udowodnił, że posiada te zdolności, choćby uczestnicząc w brutalnej politycznej grze w Chicago.

W ekipie Obamy pojawiło się bardzo dużo nazwisk kojarzonych z administracją Clintona. Czy nie kłóci się to z jego obietnicą radykalnego odnowienia amerykańskiej polityki?
Po pierwsze ludzie ci byli jego doradcami podczas kampanii wyborczej, nie jest jednak powiedziane, że otrzymają nominacje na oficjalne stanowiska. Co więcej, wśród doradców Obamy znalazł się choćby Colin Powell, sekretarz stanu w administracji George’a W. Busha. Sądzę, że Obama rzeczywiście wprowadzi nową jakość. Przede wszystkim wyciągnie rękę do Republikanów i przyciągnie ich do swojej ekipy o wiele skuteczniej, niż Bush uczynił to w stosunku do Demokratów.

Powiedział pan, że odpowiedź Obamy na kryzys ekonomiczny była niezwykle trzeźwa. W jakiej mierze było to efektem starannego planowania, a w jakiej wynikiem umiejętności dostosowywania strategii do zmiennych warunków, czyli "inteligencji kontekstualnej", o której pisze pan w swojej ostatniej książce "The Powers to Lead"?
Sądzę, że ta adekwatna reakcja była przede wszystkim dziełem inteligencji kontekstualnej. Oczywiście Obama poczynił pewne przygotowania w zakresie gospodarki, ale nie mógł w pełni przewidzieć kryzysu finansowego. Potrafił jednak poprosić o radę ludzi o głębokiej znajomości rzeczy i odpowiedzieć w wyważony sposób na stojące przed nim wyzwanie. Podczas gdy McCain zawiesił swoją kampanię i pognał do Waszyngtonu, Obama zachował spokój i otoczył się ludźmi takimi jak Paul Volcker, szef Rezerwy Federalnej w latach 1979 - 1987, czy Larry Summers, były sekretarz skarbu. Ta reakcja zdradza prawdziwie "prezydencki temperament". Obama nie reaguje na trudności w sposób przesadny. Kiedy Republikanie zaczęli wskazywać na jego powiązania z Jeremiahem Wrightem, czarnoskórym pastorem oskarżającym białą Amerykę o spisek przeciwko czarnym, Obama nie odpowiedział impulsywnie, lecz potraktował to jako okazję do wygłoszenia przemyślanej mowy na temat problemów rasowych w Ameryce. Było to chyba najlepsze przemówienie na ten temat od czasów Martina Luthera Kinga.

Reklama

Jeszcze kilka miesięcy temu Obama był krytykowany, również przez swoich umiarkowanych zwolenników, za nadmierne koncentrowanie się podczas kampanii na własnej osobowości i bazowanie jedynie na emocjach. Pan opisuje go jako niezwykle zręcznego stratega, który rozważnie odpowiada na wyzwania. Na ile wyścig prezydencki zmienił Obamę?
Rzeczywiście jeszcze kilka miesięcy temu powszechnie zarzucano Obamie, że wygłasza piękne, lecz pozbawione głębszej treści przemówienia. Te zarzuty to już dziś przeszłość. Kiedy sztab McCaina próbował porównywać Obamę do Paris Hilton i Britney Spears, to skojarzenie zupełnie się nie przyjęło. Obama mówił już wówczas o poważnych kwestiach politycznych. Niewątpliwie ma zdolności przywódcze, a zdolność nabywania wiedzy jest jedną z nich.

Obama z pewnością wykazał się niezwykłymi zdolnościami mobilizowania zwolenników wokół wspólnych celów. Czy będzie równie zręczny w budowaniu stabilnych instytucji?
Rzeczywiście dobry przywódca powinien mieć obie umiejętności. Zdolność mobilizowania wokół wspólnych celów nazywam "przywództwem transformacyjnym" - i z pewnością Obama ma wiele cech takiego "transformacyjnego" lidera. Jego polityczna kariera i sposób, w jaki prowadził kampanię, dowodzą jednak, że potrafi być również "przywódcą transakcyjnym", czyli budować instytucje. Ludzie pracujący przy jego kampanii wyborczej mówią, że była to najlepiej zorganizowana kampania, jaką kiedykolwiek widzieli

Sondaże wskazują, że dla wyborców kluczowe były problemy gospodarcze. Przestrzegał pan niedawno, że ogarnięta wyborczą gorączką Ameryka może stać się po raz kolejny celem ataku terrorystycznego. Czy zdominowanie ostatnich tygodni kampanii przez kwestie ekonomiczne odwróciło pana zdaniem niepokojąco uwagę od problemów bezpieczeństwa?
Oczywiście po kryzysie finansowym jest całkowicie zrozumiałe, że gospodarka stała się sprawą kluczową. Nie oznacza to jednak, że osłabła troska o bezpieczeństwo kraju. Kiedy przestrzegałem przed interwencją Osamy bin Ladena, obawiałem się właśnie tego, że atak terrorystyczny może dotknąć owych głębokich obaw i wpłynąć na zmianę wyniku wyborów. Gospodarka stała się zatem głównym tematem, ale problem bezpieczeństwa jest tuż pod powierzchnią. Sądzę, że Obama będzie w stanie skutecznie się z nim zmierzyć.

*Joseph Nye, ur. 1937, amerykański liberalny politolog i specjalista w zakresie studiów strategicznych, profesor w Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda, jeden z najbardziej znanych na świecie teoretyków stosunków międzynarodowych. Opublikował m.in. książki "The Paradox of American Power" (2002) oraz ostatnio "The Powers to Lead". Po polsku ukazała się "Soft Power: Jak osiągnąć sukces w polityce światowej" (2007).