John Maynard Keynes ładnie ujął to zapętlenie, kiedy porównał giełdę do konkursu, którego uczestnicy muszą wybrać zdjęcia kilku najładniejszych dziewczyn spośród stu fotografii. Wygrywa ten, którego wybór jest najbliższy średniej. Musimy zatem wybierać, nie dysponując wiedzą, która umożliwiłaby racjonalny wybór.

Reklama

Plan chybiony, ale działa

Joseph Stiglitz napisał niedawno, że chociaż w coraz bardziej zgodnej opinii ekonomistów żadna akcja ratunkowa oparta na planie Paulsona nie zadziała, "politycy nie mogą pozwolić sobie na to, żeby nic nie robić podczas takiego kryzysu. Być może przyjdzie nam zatem modlić się o to, by porozumienie wygenerowane z pomocą toksycznej mikstury grup interesów, błędnej filozofii gospodarczej i prawicowej ideologii - czyli mikstury, która doprowadziła do obecnego kryzysu - jakimś cudem zrodziło skuteczny plan ratunkowy, a przynajmniej plan, którego porażka nie pociągnie za sobą zbyt wielkich szkód". Stiglitz ma rację, ponieważ rynki w ostatecznym rozrachunku oparte są na opiniach (a nawet na opiniach o opiniach innych ludzi), toteż kiedy media martwią się o to, "jak rynki zareagują na pakiet ratunkowy", tak naprawdę nie chodzi o realne konsekwencje planu, tylko o opinię rynków na temat jego skuteczności. A to znaczy, że plan może zadziałać, nawet jeśli jest ekonomicznie chybiony.

Walka klas na Wall Street

W obecnym zamieszaniu na pewno jest wiele rzeczy, które skłaniają do refleksji. 15 lipca 2008 roku republikański senator Jim Bunning skrytykował prezesa Fedu Bena Bernankego, mówiąc, iż jego propozycja pokazuje, że "socjalizm w Ameryce żyje i ma się dobrze. Teraz Fed chce być regulatorem ryzyka systemowego. Tymczasem to Fed jest ryzykiem systemowym. Zwiększenie władzy Fedu przypomina sytuację, kiedy chłopak grający na twojej ulicy w bejsbol rozbije ci okno, a ty dajesz mu większy kij, wierząc, że to rozwiąże problem". 23 września senator uderzył znowu, nazywając plan Departamentu Skarbu "antyamerykańskim".

Reklama

Bunning jako pierwszy publicznie zarysował kontury rozumowania, które kryło się za buntem Grand Old Party przeciwko federalnemu planowi ratunkowemu. Rozumowanie to zasługuje na dokładniejszą analizę. Zwróćmy uwagę, że opór wobec projektu interwencji został sformułowany w kategoriach "walki klasowej": Wall Street przeciwko Main Street. Dlaczego mielibyśmy pomagać odpowiedzialnym za kryzys (Wall Street) i pozwolić, żeby zwykli kredytobiorcy (z Main Street) zapłacili za niego pełną cenę? Czy to nie jest przypadek tego, co teoria ekonomiczna nazywa "moral hazard", zjawiskiem zdefiniowanym jako "ryzyko, że ktoś zachowa się niemoralnie, ponieważ ubezpieczyciel, prawo lub jakiś inny podmiot ochroni go przed stratą, do której w przeciwnym razie jego zachowanie mogłoby doprowadzić"? Jeśli na przykład jestem ubezpieczony od pożaru, będę się mniej zabezpieczał przed tym kataklizmem (a w skrajnym wypadku sam podpalę swój ubezpieczony, ale generujący straty obiekt). To samo dotyczy wielkich banków: czy nie są chronione przed wielkimi stratami, zachowując zyski? Nic dziwnego, że Michael Moore zdążył już napisać list do społeczeństwa, potępiając plan ratunkowy jako rabunek stulecia - to nieoczekiwane podanie sobie ręki przez lewicę i konserwatywnych Republikanów powinno dać nam do myślenia.

Ekonomia (bardzo) polityczna

Reklama

Przypomnijmy sobie klasyczny argument przeciwko egalitarnej redystrybucji (przez progresywną skalę podatkową itd.) spod znaku "jak bogatemu się powodzi, to i biednemu skapnie": z powodu tej metody biedni nie stają się bogatsi, tylko bogaci stają się biedniejsi. Tymczasem filozofia skapywania wcale nie jest antyinterwencjonistyczna, lecz opiera się na precyzyjnej wizji państwowego interwencjonizmu gospodarczego: chociaż wszyscy chcemy, żeby biednym było lepiej, udzielanie im bezpośredniej pomocy przyniesie skutki odwrotne od zamierzonych, ponieważ biedni nie są elementem dynamicznym i produktywnym - jedyna potrzebna interwencja polega na tym, żeby pomóc bogatym jeszcze bardziej się wzbogacić, a potem zyski automatycznie, same z siebie, spłyną w dół do biednych… Dzisiaj przekłada się to na pogląd, że jeśli sypniemy pieniędzmi w stronę Wall Street, to część z nich dotrze do Main Street, wspomagając zwykłych pracowników i właścicieli domów. A zatem jeśli chcesz, żeby ludzie mieli pieniądze na budowę domów, nie dawaj im tych pieniędzy do ręki, tylko pomóż tym, którzy pożyczają im środki. Tylko w ten sposób można zapewnić społeczeństwu autentyczny dostatek - w innym razie państwo rozdaje pieniądze potrzebującym kosztem tych, którzy tworzą bogactwo.

Bardzo łatwo jest odrzucić tę linię rozumowania jako obłudną obronę bogatych. Problem w tym, że dopóki pozostajemy w kapitalizmie, jest w niej sporo prawdy: uderzenie w Wall Street rzeczywiście trafi w zwykłych pracowników. I dlatego ci Demokraci, którzy poparli pakiet ratunkowy, nie sprzeniewierzyli się swoim lewicowym przekonaniom. Byliby niekonsekwentni tylko w sytuacji, gdybyśmy przyjęli tezę republikańskich populistów: prawdziwy, autentyczny kapitalizm i gospodarka wolnorynkowa są dla ludu, dla klas niższych, natomiast interwencje państwowe to strategia wyższych klas służąca wyzyskiwaniu pracujących w pocie czoła zwykłych ludzi. Walka kapitalizmu z socjalizmem jest walką zwykłych ludzi pracy z elitarną klasą wyższą.

Prawdziwe pytanie nie brzmi zatem "czy interweniować", tylko "jak interweniować". I tym właśnie jest autentyczna polityka: walką o zdefiniowanie najważniejszych "apolitycznych" współrzędnych naszego życia. Wszystkie kwestie polityczne są w pewnym sensie ponadpartyjne, obracają się wokół pytania, "Czym jest nasz kraj?". A zatem spór o plan ratunkowy jest prawdziwą polityką, dotyczy decyzji na temat fundamentalnych cech naszego życia społecznego i ekonomicznego, a nawet wskrzesza upiory walki klasowej (Wall Street czy zwykli kredytobiorcy? Interwencja państwa czy leseferyzm?). Nie istnieje "obiektywna" prawda ekspercka, która czeka na zastosowanie, trzeba zająć stanowisko polityczne. Stanom Zjednoczonym potrzeba więcej, a nie mniej polityki.

Slavoj Žižek

przeł. Tomasz Bieroń

p

Slavoj Žižek ur. 1949, filozof, socjolog, publicysta, jeden z najwybitniejszych myślicieli współczesnej lewicy. Wykładał m.in. na uniwersytetach Princeton i Columbia oraz w New School for Social Research. Jest autorem kilkudziesięciu książek - po polsku ukazały się m.in. "Wzniosły obiekt ideologii" (2001), "Przekleństwo fantazji" (2001), "Rewolucja u bram" (2007).