Każdego ranka śmieciarki pokonują 18-kilometrowy odcinek drogi, przy której znajdują się rezerwaty przyrody. W sumie miesięcznie tą trasą trafia w głąb Puszczy aż 150 ton śmieci z Hajnówki. Taka sytuacja trwa od września i nie wiadomo kiedy się skończy.

Reklama

Kłopoty zaczęły się, gdy z powodu nie spełniania wymogów prawnych, zamknięto wysypisko w Hajnówce. 25-tysięczne miasto produkuje rocznie 10 tys. ton odpadów, z którymi coś musi robić. Jednym z pomysłów było wywożenie odpadków do okolicznych gmin, w tym do liczącej ledwie 2 tys. mieszkańców Białowieży. Pomysł spodobał się urzędnikom z Hajnówki tym bardziej, że miasto nie musi za śmieci płacić ani złotówki. Radni Białowieży, którzy nie spodziewali się takiego "prezentu" od sąsiadów, nie uchwalili opłat za składowanie odpadów - wysypisko działa więc de facto za darmo. By ich udobruchać, Hajnówka pożyczyła Białowieży ciężki sprzęt, który posłuży do uporządkowania terenu wysypiska. I dzięki temu śmieci ladują 300 metrów od granicy rezerwatu przyrody.

"Fakt wożenia śmieci do Puszczy Białowieskiej jest kontrowersyjny, ale wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Nic nie możemy zrobić" - rozkłada ręce Mirosław Michalczuk z podlaskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Wszystko przez to, że prawo nie przewiduje specjalnej ochrony dla terenów, które "otulają" rezerwaty czy parki narodowe. Na nic zdają się więc skargi ekologów, którzy wskazują, że ciężarówki jeżdżące przez znajdującą się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO Puszczę, to ryzyko potrącenia i zabicia zwierząt, również tych chronionych. Z hałd śmieci deszcz wymywa również szkodliwe substancje, które dostają się do gleby. Nie mówiąc już o fetorze, który zawisł nad okolicą.

Dlaczego doszło do takiej sytuacji? "O tym, że wysypisko trzeba będzie zamknąć wiedzieliśmy od dawna i przygotowywaliśmy się do budowy nowego" - mówi DZIENNIKOWI zastępca burmistrza Hajnówki Bazyl Stepaniuk. Urząd miał już nawet pozwolenie na budowę, ale w ostatniej chwili Ministerstwo Rozwoju Regionalnego cofnęło ponad 30 mln euro dotacji na ten cel z unijnego Funduszu Spójności. "Bez tych pieniędzy nie mamy szans wybudować wysypiska" - tłumacz. "Gdybyśmy się nie zgodzili przyjąć śmieci, z pewnością ludzi by je porzucali na dzikich wysypiskach w Puszczy czy na okolicznych polach. Wybraliśmy mniejsze zło" - dodaje wójt Białowieży Albert Litwinowicz.

Reklama

Śmici z Hajnówki będą trafiać do Białowieży do końca roku, bo na tyle obowiązuje umowa miedzy miastami. O ile oczywiście Hajnówka znajdzie do tego czasu inne miejsce na swoje odpady, bo resort rozwoju na razie nie chce zmienić zdania. Jeśli nie, umowa może zostać przedłużona.

Tymczasowym wyjściem z sytuacji ma być magazynowanie śmieci, na tzw. polu składowym. To miejsce, gdzie odpady w odróżnieniu od wysypisk, mogą leżeć tylko przez trzy lata. "W tym czasie będziemy szukać innych źródeł finansowania docelowego składowiska. Jak to powstanie, to zabierzemy nasze śmieci z Białowieży" - zapewnia burmistrz Stepaniuk.