Dane obejmują lata 2007 - 2008. Prokuratura twierdzi, że jej organa podejmowały w każdym przypadku śledztwo. Większość spraw dotyczyła "namowy i pomocy do samobójstwa", a więc wszystkiego tego, co nazywane bywa eutanazją. Ale aż 27 postępowań toczyło się w sprawie "nieumyślnego spowodowania śmierci". Pod tym paragrafem kryją się m.in. błędy lekarskie, wskutek których pacjent odczuwał potężny ból i zdecydował się na samobójstwo. Nie sprecyzowano, ile spośród 27 przypadków dotyczy bólu.

Reklama

Adresat raportu rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski powiedział DZIENNIKOWI, że jest wstrząśnięty odkryciem prokuratury. "Jest znacznie gorzej, niż ktokolwiek mógł pomyśleć. Słyszałem dotychczas o 6 - 7 samobójstwach, nawet to wydawało mi się dużo. Tak dramatycznego sygnału nikt się nie spodziewał" - mówi. "Być może te dane otworzą wreszcie oczy tym wszystkim, którzy w Polsce decydują o kształcie polityki zdrowotnej" - wtóruje mu Jerzy Wordliczek, kierownik Oddziału Klinicznego Leczenia Bólu w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.

Kochanowski zarzuca przy tym bezczynność rzecznikowi praw pacjenta - instytucji działającej przy Ministerstwie Zdrowia. "Zastanawiam się, gdzie był rzecznik, w czasie gdy ci ludzie odbierali sobie życie. Z moich doświadczeń wynika, że to jest instytucja działająca czysto formalnie" - powiedział.

W październiku na łamach DZIENNIKA opisaliśmy "czarną serię" - wydarzenia z lata tego roku, kiedy co najmniej trzy osoby odebrały sobie życie na oddziałach wewnętrznych i onkologicznych. Samobójstwa miały miejsce w Otwocku, Opolu i Jastrzębiu-Zdroju. Z dokumentu prokuratury wynika, że była jeszcze co najmniej jedna ofiara sierpniowo-wrześniowej "czarnej serii".

Reklama

Według danych oskarżyciela samobójstwo 27 sierpnia 2008 r. popełnił we wrocławskim szpitalu przy ul. Grabiszyńskiej jeden z pacjentów. "Wielokrotnie informował personel medyczny o narastających dolegliwościach i nie można wykluczyć, że poruszał problem łagodzenia bólu" - czytamy w dokumencie.

Prokuratura stwierdza również dziesięć samobójstw pacjentów, którzy skarżyli się na ból podczas choroby nowotworowej. Do dramatów doszło m.in. w Bytomiu, Dąbrowie Górniczej, Ozimku, w warszawskim Instytucie Hematologii, w szpitalu wolskim w Warszawie, a także w placówkach w Łodzi i Kaliszu. Prokuraturze w żadnym z nich nie udało się udowodnić winy lekarzom. "Dowody nie dają podstaw do twierdzenia, iż do samoagresji pacjentów doszło na skutek nieleczonych dolegliwości bólowych, ale raczej stanowiła ona wynik uświadomienia sobie beznadziejnego stanu zdrowia. Nie można wykluczyć, że nowe okoliczności w tej sprawie ujawnią śledztwa pozostające w toku" - mówi rzecznik prokuratury krajowej Katarzyna Szeska.

Z danych wynika jednak, że prokuratorzy bardzo śpieszą się z umarzaniem śledztw dotyczących szpitalnych samobójstw. Aż siedem takich spraw Prokuratura Krajowa uznała następnie za "przedwcześnie umorzone". "Przełożeni, którzy analizowali później decyzje o umorzeniach stwierdzili, że zabrakło przesłuchań świadków, w tym pielęgniarek. Zdarzało się, że oskarżyciele nie sprawdzali, czy diagnozy lekarskie były trafne. W aktach dwóch spraw nie ma nawet dokumentacji medycznej" - wynika z ustaleń Prokuratury Krajowej. Dlatego raz jeszcze zostaną zbadane sprawy dotyczące siedmiu samobójstw: 85-letniego pacjenta kardiologii w Jarosławiu, 75-latka na oddziale wewnętrznym szpitala w Kostrzynie, pacjenta centrum medycznego w Strzelinie, pacjentki szpitala w Złotoryi, kobiety, która wyskoczyła przez okno oddziału położniczego w Chełmie, a także innej, która powiesiła się na oddziale chorób kobiecych szpitala w Mińsku Mazowieckim.

Reklama

Kontrolerzy z prokuratury uznali też, że w pięciu spośród 14 aktualnie toczących się śledztw popełniane są błędy. Głównie chodzi o ich przewlekłość oraz brak staranności w zbieraniu dowodów.

Sami prokuratorzy mówią nieoficjalnie, że podobne sprawy są nie do wygrania i mało prawdopodobne, by kiedykolwiek jakikolwiek lekarz uznany został za winnego. Udowodnienie związku między błędem przy podawaniu znieczulenia a decyzją pacjenta o samobójstwie jest praktycznie niewykonalne. "O wiele bardziej oczywiste sprawy upadają przed sądem, dlatego trudno się dziwić, że prokuratorzy porzucają z góry przegrane sprawy. Wewnętrzne przekonanie to jedno, a praktyka sądowa to drugie" - mówi jeden z prokuratorów.

Tymczasem, jak dowiedział się DZIENNIK, analogiczny raport w sprawie szpitalnych samobójstw przygotowuje Ministerstwo Zdrowia. Dokument ma być gotowy w przyszłym tygodniu.