Firma Symantec, która zajmuje się bezpieczeństwem w necie, obserwowała programy do wymiany plików (peer-to-peer, P2P) dostępne w sieci przez trzy miesiące - od lipca do września 2008 r. Powstały na tej podstawie "Raport na temat gospodarki czarnorynkowej" pokazuje, że polscy użytkownicy internetu nielegalnie ściągnęli gry o wartości blisko 700 tys. dol. Wykorzystywali w ten sposób programy, które same w sobie nie muszą służyć do łamania prawa. P2P to czasem jedyna szansa na dodarcie do starych archiwalnych filmów, książek, na które dawno wygasły prawa autorskie lub muzyki, która jest niedostępna w sprzedaży.

Reklama

"Jesteśmy jednymi z najbardziej aktywnych pod tym względem internautów na świecie, a gry komputerowe są na pierwszym miejscu wśród wszelkich plików ściąganych nielegalnie przez Polaków" - mówi DZIENNIKOWI ekspert Symantec Maciej Iwanicki. "To blisko 50. proc. wszystkich piracko pobranych w internecie materiałów" - dodaje.

Zaskakujące może się wydawać odległe w tym rankingu miejsce Chin. Choć posiadają one jedną z największych liczb internautów z szerokopasmowym dostępem do sieci, to zajęły dopiero 34. pozycję. "Wynika to z faktu, że w wielu krajach - właśnie takich jak Chiny czy Rosja - wciąż większą popularnością cieszą się pirackie programy sprzedawane na fizycznych nośnikach CD lub DVD na straganach i bazarach" - mówi szef polskiego oddziału Symantec Piotr Chrobot. "Stąd też bierze się wysoka pozycja Polski. Nasi internauci już nie kupują pirackich wersji na targowiskach, tylko aktywnie korzystają z rosnącej przepustowości łącz i ściągają nielegalnie coraz więcej plików" - dodaje.

Według Krzysztofa "Chrisa" Sojki, mistrza Europy w grze "Need For Speed", za niechlubnym wynikiem Polski stoją głównie dzieci i młodzież: "Najmłodsi użytkownicy internetu zamiast pobrać legalną, demonstracyjną wersję gry ze strony producenta, wolą ściągnąć całą grę, choćby było to nielegalne. Potem często wcale w nią nie grają długo, tylko jak im się nie spodoba szybko ją kasują i ściągają następną" - mówi Sojka. "To niewątpliwie wynik małej kontroli ze strony rodziców, którzy podobnie jak i ich dzieci nie zdają sobie sprawy z tego, że ściąganie to najzwyklejsza kradzież" - dodaje.

Reklama

Polskie prawo nie do końca precyzyjnie reguluje pobieranie plików z internetu. Ściąganie wszelkiego rodzaju utworów za pomocą któregoś z wielu programów peer-to-peer wcale nie jest nielegalne. Szkopuł tkwi w tym, że ściągając dane za pomocą takiego programu, z reguły użytkownik udostępnia własne dane posiadane na dysku. To już jest łamanie prawa.

Straty czynione przez piratów kradnących gry są na całym świecie już tak duże, że przemysł komputerowy zaczyna coraz aktywniej walczyć nawet z piratami. Przekonali się o tym internauci z Wielkiej Brytanii, którzy nielegalnie pobierali z sieci gry. Renomowana kancelaria prawna Davenport Lyon, którą wynajęły wspólnie firmy Atari, Codemasters, TopWare Interactive, Reality Pump oraz wrocławski Techland, wytypowała 25 tys. użytkowników podejrzewanych o korzystanie z nielegalnych kopii gier i wysłała im listy z groźbą procesu, jeżeli nie podpiszą ugody i nie zapłacą grzywny. "Dotarliśmy w ten sposób do kilkuset internetowych złodziei. Część oczywiście nie odpowiada na listy i tych czekają procesy. Reszta jednak decyduje się na karę i podpisanie zobowiązania, że nigdy już nic nielegalnie nie ściągną z internetu" - mówi Przemysław Marmul z Techlandu.