Obrona Mirosława G. przyjęła taką strategię, w której zarzuca prokuraturze nieetyczne ataki. Miałyby one służyć temu, by za wszelką cenę przekonać wszystkich do winy kardiochirurga. Nawet teraz, gdy - zdaniem obrony - nie ma dowodów na winę lekarza.

Mecenas Magdalena Bentkowska mówiła, że obejrzane dziś w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa taśmy są tak pocięte, by zrobić z jej klienta przestępcę. "Te manipulacje dowodzą, że konieczne będzie obejrzenie przez sąd całości tych nagrań". Innego zdania był prokurator. "Ograniczmy się do oglądania na rozprawie tylko materiałów odnoszących się do zarzutów" - mówiła prokurator Agnieszka Tyszkiewicz.

Sam G. też wytykał prokuraturze, że nie potrafi obiektywnie podejść do jego sprawy. Lekarz podkreślał, że na żadnym z filmów nie żąda łapówki. Wniósł, by sąd obejrzał także te filmy z ukrytej kamery, na których odmawia on przyjmowania kopert. Dodał, że "nie może obciążać swoich chorych" i że nie może "przyporządkować danej koperty do danego pacjenta". "Nigdy nie wiem, co jest w takiej kopercie" - zaznaczył.

O tym, że ktoś manipulował przy taśmach z kamer, które zamontowało w szpitalu MSWiA Centralne Biuro Śledcze ma - wedłuf obrony - świadczyć to, że w różnych sytuacjach pojawiają się inne wersje tych samych nagrań.

Dziś obejrzano nagranie, w którym kobieta dawała lekarzowi książkę. W czasie kampanii wyborczej PiS posłużył się tym nagraniem opatrując je dodatkowymi kadrami oraz literami. Ze spotu wynikało, że kardiochirurg nerwowo darł kopertę, by odnaleźć pieniądze. Teraz okazało się, że nic takiego nie było uwiecznione na tym fragmencie taśmy.







Reklama