20-letni napastnik z krakowskiego akademika z połamanymi nogami trafił do szpitala. Pogotowie zabrało też pięć rannych osób. Trzej mężczyźni i dwie kobiety mają pocięte twarze i dłonie. Lekarze uspokajają jednak, że nic im nie grozi.

Tragedie na drogach

Reklama

Zdaniem policji - mimo tych dramatycznych doniesień - sylwester upłynął dość spokojnie. W wypadkach drogowych zginęło 10 osób, zatrzymano 172 pijanych kierowców. "To znacznie mniej niż przed rokiem" - przyznaje Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji. Jak zwykle imprezy plenerowe kończyły się bójkami, latały puste butelki po szampanach, są też ranni od petard. Ale według policyjnych statystyk ten sylwester - na tle innych - nie wypadł najgorzej.

Spokojnie było nawet w Warszawie, choć pod chmurką bawiło się tu około 100 tysięcy osób. "Zatrzymaliśmy na gorącym uczynku sprawców, którzy wybili witrynę sklepową przy ulicy Wilczej oraz osoby, które nielegalnie handlowały alkoholem" - relacjonuje Robert Szumiata ze stołecznej komendy.

Reklama

Ciekawe informacje spłynęły od wielkopolskich mundurowych. Jedno ze skrzyżowań zablokował tam... płonący tapczan. Mebel wynieśli rozbawieni imprezowicze i być może z braku fajerwerków podłożyli pod nim ogień.

Głupota i bezmyślność

Ci, którym nie zabrakło sztucznych ogni, ale zabrakło wyobraźni w posługiwaniu się nimi, masowo zgłaszali się na pogotowie. Mieszkaniec Lubartowa stracił dwa palce, bo nie rzucił petardy, a ta eksplodowała mu w dłoni. Udało się uratować trzy palce, nie wiadomo jednak, czy będą w pełni sprawne.

Reklama

Rękę stracił za to mieszkaniec Podlasia, który sam skonstruował petardę. Eksplodowała mu w garażu, urwała dłoń i poraniła twarz. Bezmyślnością wykazał się też dziadek pięcioletniego chłopca z Ostrołęki. Podał chłopcu zapaloną petardę. Ładunek wybuchł dziecku w dłoni, ale na szczęście tylko poparzył mu opuszki palców.

W Krynicy wybuchająca petarda uszkodziła mężczyźnie słuch, w Miechowie ładunek poparzył innej osobie dłoń. Ponadto w Krakowie z powodu fajerwerków zapalił się balkon i śmietnik, a w Makowie Podhalańskim - dach budynku gospodarczego.

Szkoła w ogniu

Przez pół nocy strażacy walczyli też z pożarem podstawówki w Pile. Nie wiadomo, skąd pojawił się ogień. Być może od fajerwerków. Budynek był nowy, miał zaledwie kilka lat.Spłonęła część dachu, dlatego powrót uczniów do szkoły po Nowym Roku stoi pod znakiem zapytania.