33-letni Piotr G. z Poznania wyjechał do Anglii dwa tygodnie temu. O pracy dowiedział się z ogłoszenia w "Głosie Wielkopolskim", gdzie był podany numer telefonu komórkowego. Zaproponowano mu korzystne warunki - 8 funtów za godzinę i zakwaterowanie. Piotr pożyczył pieniądze na bilet lotniczy, a trzy dni później wylądował w Doncaster w hrabstwie South Yorkshire. Tam czekało na niego dwóch polskich Romów, którzy zawieźli go do domu w Sheffield.

Reklama

W budynku panowały potworne warunki, mimo zimy nie było ogrzewania, miał spać na rozwalającej się pryczy. Późno w nocy pojawili się inni Polacy. Żalili się, że pracują 7 dni w tygodniu po 10 - 12 godzin, ale nie dostają za to pieniędzy. Czasem tylko po kilka, kilkanaście funtów na jedzenie. "Jeden przez 3 miesiące dostał ok. 130 funtów zamiast kilku tysięcy, które miał obiecane" - mówi Piotr. Na dodatek każdy z robotników musiał już na początku zapłacić 170 funtów, rzekomo za zezwolenie na pracę.

Mężczyzna postanowił natychmiast uciec. Choć nie miał pieniędzy na powrót, poszedł na dworzec w Sheffield. Chwilę po nim zjawili się tam szukający go Romowie. Chcieli go wciągnąć do samochodu, ale gdy zaczął się bronić, dali mu spokój i odjechali. Piotr zadzwonił wtedy na policję, a ta odwiozła go do Konsulatu Generalnego RP w Manchesterze. Nasi urzędnicy kupili mu bilet na autobus do Polski.

Jego przypadek nie jest odosobniony. To, że w rejonie Sheffield, ale także w Bradford, Leeds, Doncaster i Middlesbrough działają gangi polskich Romów, które zwabiają ludzi do Anglii, oferując im dobrze płatną pracę, potwierdza wicekonsul z pobliskiego Manchesteru Szymon Białek. "Praca owszem jest, ale niewolnicza, po kilkanaście godzin dziennie. Polacy mieszkają w straszliwych warunkach - kilkunastu w jednym pokoju" - mówi. Podobne historie opisują nasi rodacy mieszkający w Sheffield. "Znałam chłopaka, któremu udało się wyrwać z rąk Romów. Pracował dla nich przez kilka miesięcy, mówił, że to był obóz pracy. Pracodawcy właściwie w ogóle mu nie płacili. A kiedy próbował szukać pomocy, nikt nie chciał się zająć tą sprawą. W końcu uciekł do innego miasta" - mówi Małgosia, która od dwóch lat pracuje w Sheffield.

Reklama

Rzeczywiście, brytyjska policja woli nie reagować. Według Polaków, przymyka oczy na takie sytuacje, bo nie chce ingerować w zatargi między obcokrajowcami. Poza tym sami poszkodowani rzadko zgłaszają się na posterunek. Nie znają języka, a czasem boją się nawet opuszczać dzielnicę, w której mieszkają. Zresztą Romowie działają bardzo sprytnie. "Bez przerwy zmieniają miejsce pobytu, gubiąc tropy. Trudno ich namierzyć, bo kupują telefony komórkowe na kartę, a potem szybko ich się pozbywają" - opowiada wicekonsul Białek.

Dlaczego Polacy ciągle wpadają w sidła oszustów? Jak tłumaczy Ewa Sadowska z fundacji Barka, która od kilku lat pomaga rodakom w Wielkiej Brytanii, wstydzą się oni przyznać do porażki i wolą podjąć każdą pracę, niż wrócić do kraju z pustymi rękami lub co gorsze z długami. Poza tym, jak twierdzi, Polacy nadal przyjeżdżają na Wyspy z nierealistycznymi oczekiwaniami. "Sądzą, że praca będzie czekać na nich już na dworcu. Mają po 20, 30 funtów i w ciągu jednego dnia wydają je na jedzenie, a potem są zupełnie bezradni. Dlatego stają się łatwym łupem" - mówi Sadowska. To właśnie brak pieniędzy i strach hamuje Polaków, którzy wpadli w ręce Romów w Sheffield, przed ucieczką. "Nie mają za co kupić biletu. I boją się wykonać jakikolwiek ruch, bo Cyganie straszą ich pobicie" - opowiada Piotr.

p

Reklama

KLARA KLINGER: Czy historia Piotra, który padł ofiarą gangu Romów, to wyjątek?
EWA SADOWSKA*: Niestety nie. Polacy, którzy przyjeżdżają na Wyspy, szukając szybkiego zarobku, dosyć często są wykorzystywani przez innych Polaków, ale także nieuczciwych brytyjskich pracodawców. W zeszłym roku tylko w jednej z 33 dzielnic Londynu było aż 98 Polaków śpiących na ulicach - każdy z nich został przez kogoś oszukany.

Dlaczego tak się dzieje?
Ci ludzie trafiają w nowe miejsce, nikogo tu nie znają, nie mają podstawowych informacji potrzebnych do rozpoczęcia pracy. Często nie znają też języka angielskiego. To wszystko powoduje, że są niezwykle łatwym łupem dla naciągaczy.

A dlaczego nie wracają do Polski?
Po pierwsze są sparaliżowani nową sytuacją. Czują się zagubieni w obcym mieście, problemem staje się nawet odszukanie drogi na dworzec. Po drugie zawsze mają nadzieję, że jutro będzie lepiej. Poza tym wstydzą się przed sobą przyznać do porażki, własnej nieudolności, a także przed rodziną czy sąsiadami, którzy oczekują, że wrócą do kraju z wielkimi pieniędzmi.

A dlaczego tak często Polacy oszukują swoich rodaków?
Nawet Anglicy pytają nas: jak to możliwe, że inne kraje się jednoczą, przedstawiciele innych nacji pomagają sobie wzajemnie, a Polacy w Wielkiej Brytanii podkładają sobie świnie? Wytłumaczenie jest proste: celem polskich wyjazdów jest jak najszybszy zarobek. Nawet kosztem innych.

Jak nie stać się ofiarą oszustów?
Przede wszystkim nie wierzyć w ogłoszenia, w których jest tylko numer telefonu. Powinno być podane nazwisko, adres firmy, tak by można było to sprawdzić. Ludzie, którzy zawierzyli takim ofertom, zazwyczaj lądowali bez grosza przy duszy i dokumentów. Ktoś ich odbierał na dworcu i zabierał pieniądze oraz paszport rzekomo w celu zrobienia kopii i nigdy nie wracał. Także pobieranie opłaty za pozwolenie na pracę jest w Wielkiej Brytanii nielegalne. Ale nie popadajmy w skrajność. Wyjazdy za pracą w większości przypadków kończą się sukcesem. Ale żeby takich historii z happy endem było więcej, Polacy muszą się lepiej przygotowywać do wyjazdu i wspierać tu na miejscu.

*Ewa Sadowska, fundacja Barka. Pomaga bezdomnym Polakom w Wielkiej Brytanii