Dla wielu ostatni dzień karnawału to po prostu śledzik. Dawniej, kiedy biesiadnicy zapomnieli się i nie zakończyli zabawy do północy, musieli za karę skosztować słonego śledzia podanego przez postać obleczoną w łachmany, przypominającą, że właśnie rozpoczął się Wielki Post.

Reklama

>>>Dwa sposoby na śledzia

Ostatnie dni karnawału zawsze były czasem żartów i zabaw. Jeszcze na początku XX wieku po wsiach na Podlasiu chodzili przebierańcy. Tam ostatni dzień karnawału nazywano kusakami, bo wierzono, że tego dnia po świecie chodzi kusy, czyli diabeł. Przebrania miały uchronić przed jego psotami.

W Wielkopolsce ostatki to po prostu podkoziołek. I bynajmniej nie ze względu na poznańskie koziołki. Nazwa to pamiątka po dawnej tradycji objadania się w tym dniu pieczonym na rożnie mięsem kozła. Na suto zastawionych stołach ustawiano również figurkę tego zwierzęcia. Ważne było, aby zabawę zakończyć przed północą. Gospodynie skrupulatnie sprzątały stoły i szorowały garnki, aby nie została na nich nawet odrobina tłuszczu.

Reklama