Lichwiarze wykorzystują to, że Polacy popadają w spiralę zadłużenia. Według ostatnich danych ponad 600 tys. osób krąży od banku do banku, by dostać pożyczkę na spłatę wcześniej zaciągniętych kredytów. Są odsyłani z kwitkiem, a to świetna okazja do zarobku dla naciągaczy.

Reklama

W takiej sytuacji znalazła się 43-letnia Małgorzata, pielęgniarka z Krakowa. Kilka lat temu wzięła kredyt na 120 tys. zł. Kiedy brakowało jej na ratę, pożyczyła w kolejnym banku. W końcu przestała sobie radzić i po pomoc zwróciła się do doradcy finansowego, który ogłaszał się na słupie przed jej domem. Wziął dokumenty kobiety i zaciągnął w jej imieniu kolejny kredyt. W sumie obciążył ją na kilkaset tysięcy, a za fatygę pobrał 23 tys. zł, na które również załatwił pożyczkę. Teraz Małgorzata musi spłacać 20 tys. zł miesięcznie. Ciągle dzwonią do niej windykatorzy. ”Nie masz pieniędzy? Wszystko sprzedałaś? To sprzedaj siebie” - radzą.

Sprawdziliśmy, jakie jeszcze metody stosują firmy parabankowe, żeby wycisnąć z ludzi jak największe pieniądze. Dzwonimy pod ogłoszenie w internecie: ”Potrzebujesz gotówki, a masz złą historię kredytową?”. ”Od ręki wypłacamy 4 tys. zł, i to bez żadnych dodatkowych opłat” - gwarantuje agentka. Rata wynosi 303 zł miesięcznie przez 4 lata. Z kalkulacji wynika więc, że trzeba będzie spłacić blisko 11 tys. zł. ”W ratę wliczony jest koszt ubezpieczenia kredytu, sporządzenia umowy...” - tłumaczy przyciśnięta do muru ta sama agentka.

Bo choć Polaków ma chronić ustawa antylichwiarska, naciągacze sprytnie ją obchodzą. Np. rzeczywiste oprocentowanie szybkiej pożyczki w firmie o nazwie SMS Kredyt wynosi... 612 proc. Oficjalnie firma podaje, że nie przekracza ono dozwolonej ustawowo stopy, czyli 21 proc. Skąd więc kilkudziesięciokrotne przebicie? ”Takie instytucje wykorzystują furtkę w prawie. Naliczają sobie dodatkowe opłaty, czego żadna ustawa już nie reguluje” - tłumaczy Mateusz Ostrowski z firmy Open Finance.

Reklama

W ten sposób działa np. firma Skarbiec, która ma swoje oddziały w całym kraju. W jej sidła wpadł 27-letni Tomasz z Kalisza, który kilka miesięcy temu stracił pracę. Nie miał pieniędzy na spłatę pozaciąganych wcześniej kredytów. ”Oferta Skarbca wydawała się bajeczna. Miałem dostać 100 tys. zł i spłacać 600 zł miesięcznie. Liczyłem, że szybko znajdę nowe zajęcie i zacznę normalne życie” opowiada. Złożył wniosek i po godzinie otrzymał zgodę. Musiał jednak wpłacić 5 proc. wartości pożyczki, czyli 5 tys. zł. ”Nie mieliśmy takiej kwoty, więc ojciec zaciągnął kredyt w banku” - opowiada Tomasz. Wtedy dowiedział się, że aby dostać gotówkę, musi spełnić jeszcze kilka warunków, m.in. znaleźć żyrantów, którzy pracują na umowę na czas nieokreślony i dużo zarabiają. Nie udało się. ”5 tys. zł już nie odzyskaliśmy, ojciec cały czas je spłaca” opowiada Tomasz.

Jeszcze inni spryciarze zadowalają się mniejszymi kwotami, licząc na duży obrót. Na stronie internetowej firmy Pożyczki Prywatne potrzebujący pieniędzy zapewniani są, że dostaną je „szybko, sprawnie i bezpiecznie”. Muszą tylko wysłać do niej SMS. Jego koszt to 19 zł. „Wysłałem dwa SMS-y i trzy e-maile. Zero odpowiedzi” – pisze na forum jeden z klientów. Z firmą można się kontaktować tylko pocztą elektroniczną – nie podaje innego adresu poza e-mailowym.

Często też naciągacze pojawiają się tylko na chwilę, aby wyłudzić zaliczkę i ulatniają się jak kamfora. „Kiedy wpłaciłam 150 zł firmie Max Cash, żeby móc zaciągnąć pożyczkę, przestali odbierać ode mnie telefony” - pisze na jednym z forów Anna. Mimo to firmom parabankowym klientów nie brakuje. ”Ostatnio mamy bardzo wielu. Kiedy ludzie nie mają innej możliwości, chętnie sięgają po szybkie kredyty” - mówi pani Joanna z Pożyczek bez BIK.

Najgorsze, że takie instytucje nie podlegają żadnemu nadzorowi. ”Nie są przez nikogo kontrolowane, nie muszą składać danych w Biurze Informacji Kredytowej” - przyznaje Katarzyna Biela z Komisji Nadzoru Finansowego.