W poniedziałek w DZIENNIKU ukazuje się wywiad z Waldemarem Skrzypczakiem. Minister jest wyraźnie zaskoczony ostrą krytyką wojskowego. Natychmiast spada na niego lawina pytań od dziennikarzy. Całe popołudnie spędza na wyjaśnieniach, machinalnie odpiera zarzuty. W końcu ma dość. O godzinie 13 wylicza skrupulatnie, że ma 55 minut opóźnienia w pracy i nie chce, by łączyć telefony. Chce w spokoju wszystko przemyśleć. Wie, że jutro przed posiedzeniem rządu na dywanik wzywa go Donald Tusk.

Reklama

Atmosfera podczas spotkania z premierem jest napięta. Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera: "Nazwisko gen. Skrzypczaka nie padło ani razu. Poruszana była tylko kwestia pakietu afgańskiego. Inny rozmówca z rządu twierdzi, że podczas rozmowy twarzą twarz z premierem Klich siedział spięty, z zaciętą miną. Tematu buntu generała nie poruszył. Zresztą i premier nie chciał o tym rozmawiać. Podczas posiedzenia rządu minister obrony jest wyraźnie pogubiony i zdenerwowany. Ostatecznie pakiet afgański nie zostaje przyjęty, Klich ma go jeszcze dopracować. W końcu szef MON decyduje się na rozmowę najpierw z generałem Skrzypczakiem, a potem Lechem Kaczyńskim. Spotkanie z tym pierwszym trwa dwie godziny".

Generał po rozmowie przeprasza za swoje słowa, być może już wtedy podjął dramatyczną decyzję, że za dwa dni odejdzie z wojska. "Była plotka, że minister Klich nosił się z zamiarem jego odwołania. Musiał mieć więc albo lepszego kandydata na jego miejsce, albo po prostu współpraca z gen. Skrzypczakiem była bardzo trudna. Jeśli gen. Skrzypczak znał tę plotkę i w nią uwierzył, być może chciał tymi słowami na odchodne niejako zabrać głos i wyrzucić publicznie wszystko to, co mu na sercu leżało" - mówił DZIENNIKOWI Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej.

Godzina 13, środa. Prezydent Lech Kaczyński przerywa urlop, by porozmawiać z szefem MON o ostatnich wydarzeniach. Spotkanie trwa ponad godzinę, a rozmówcy wychodzą w dobrych nastrojach.Prezydent jednoznacznie popiera Bogdana Klicha i stwierdza, że generał przekroczył granicę. Po chwili jednak dodaje: "Cieszę się, że pan minister obrony narodowej nie przyjechał z wnioskiem o odwołanie generała Skrzypczaka, bo nie zamierzałem dokonywać zmiany na tym stanowisku".

Reklama

czytaj dalej



I choć prezydent nie chciał tej zmiany, godzinę po spotkaniu szefa MON z prezydentem gen. Skrzypczak składa dymisję. Czy z własnej inicjatywy? Wśród generałów pojawiła się hipoteza, że dzięki temu Skrzypczak zachował to, czego dymisjonując, pozbawiłby go szef MON - generalski honor. Bogdan Klich wygrał potyczkę, choć przez chwilę wydawało się, że tym razem mu się nie uda.

Reklama

Przez znajomych postrzegany jako typ prymusa. Zawsze zapięty na ostatni guzik. Pełen kurtuazji. Wie, do kogo podejść, z kim warto się przywitać. Spotykał się z papieżem, dobrze zna się z Bartoszewskim i Brzezińskim. Do kręgu znajomych zaliczał też Bronisława Geremka i Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Znajomości ma wiele, zaplecza politycznego żadnego.

Urodził się w Krakowie, w maju skończył 49 lat. Jako 17-letni chłopak związał się z krakowskim Studenckim Komitetem "Solidarności". W 1978 roku, jeszcze jako licealista, został po raz pierwszy zatrzymany. Od tej pory działał w opozycji. Jest absolwentem filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim i medycyny na Akademii Medycznej w Krakowie. Potem zaczął interesować się też polityką zagraniczną i bezpieczeństwem międzynarodowym.

Wbrew często powtarzanym przez opozycję opiniom Klich jest specjalistą w swojej dziedzinie. Zdobył doświadczenie nie tylko w kraju, ale również w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1993 r. jako stypendysta obserwował model zachodniej obronności. Po powrocie zakłada Instytut Studiów Strategicznych w Krakowie. Właśnie dzięki tej instytucji zacieśnia więzi z krakowskimi elitami. Znajomości wkrótce skutecznie pomogą mu w wyborach parlamentarnych. Klich jest również członkiem Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych w Londynie i wykładowcą w Katedrze Europeistyki UJ. To kariera akademicka za granicą sprawiła, że został dostrzeżony. Grzegorz Dolniak (PO): "Pokazał, jak w innych państwach funkcjonują sprawy obronności".

Kolega z okręgu tak wspomina początki Klicha w Platformie: "Szybko odnalazł się w strukturach partyjnych, bowiem kiedy Jan Maria Rokita został coraz bardziej marginalizowany w PO i on szybko się od niego odsunął. Wybrał Tuska". Jak chciał przeżyć, to co miał zrobić? "Złożył hołd nowemu panu" - dorzuca po chwili. Andrzej Czerwiński (PO): "W 2001 r. został pełnomocnikiem do zakładania PO. Był bardzo związany z Tuskiem, nawet załatwił swojego asystenta, by pomagał w kampanii prezydenckiej. Dlatego tak się załamał, kiedy dowiedział się, że ten nie będzie prezydentem. Bardzo emocjonalnie wtedy zareagował, chyba gdzieś się skrył" - dorzuca Czerwiński. Ryszard Czarnecki dodaje: "Nie miał dystansu, za to duże pretensje do świata, traktował to jako swoją osobistą klęskę".

czytaj dalej



Klich bardzo się przydaje w kampanii wyborczej 2007 r. Ma kontakty z wpływowymi środowiskami. Zna Zolla, Ćwiąkalskiego, Bartoszewskiego. Ludzi, którzy w przyszłości będą członkami komitetu honorowego Platformy i przyczynią się do jej zwycięstwa. To właśnie on wprowadził ich do otoczenia PO. Andrzej Czerwiński (PO): "Miał dobry kontakt ze środowiskiem gospodarczym i elitami w Krakowie. Zorganizował kampanię wyborczą na wysokim poziomie". "Tusk zabiegał o przychylność autorytetów, a Klich o przychylność Tuska, i tak się jakoś dogadali" - twierdzi były poseł Platformy.

W gabinecie cieni to nie Klich, a Bogdan Zdrojewski był typowany na ministra obrony. Prezydent Wrocławia zyskał jednak ogromną przychylność wyborców i tym właśnie mocno naraził się liderowi. Nie dość, że w wyborach parlamentarnych dostał więcej głosów od Grzegorza Schetyny, to tylko trochę mniej od szefa PO. Zdrojewski dostał Ministerstwo Kultury, a w MON pojawił się wakat. Grzegorz Dolniak tę nieoczekiwaną zmianę miejsc tłumaczy inaczej: "Zdrojewski został w gabinecie cieni ministrem obrony, bo akurat działał w komisji obrony, więc naturalnie nasunął się Tuskowi. W tym czasie Klich był w europarlamencie". Inny poseł PO: "Nominacja Klicha na ministra obrony to taki gest rozpaczy ze strony Tuska, bo w Platformie nie ma żadnej osoby, która znałaby się na wojskowości. Natomiast Klich dawno przekroczył pułap swoich kompetencji i możliwości".

Kiedy został ministrem obrony, wśród eurodeputowanych pojawił się żart: "Rozumiem, że psychiatra został ministrem obrony, ale czemu do ministerstwa wziął ze sobą pacjentów?" Takie docinki wyraźnie denerwowały Klicha. "To ci, którzy chcą wykazać, że facet na tym stanowisku jest niekompetentny, mówią, że jest psychiatrą" - mówi jego bliski współpracownik. "Od 1992 roku nie pracuję w tym zawodzie, w 2002 r. utraciłem wszelkie uprawnienia, bo musiałem dokonać wyboru: życie publiczne czy medycyna. Wybrałem to pierwsze" - mówi Klich. Ministra nie irytowały jedynie żarty w wykonaniu Władysława Bartoszewskiego. Ten dosyć często na wiecach Platformy dowcipkował, że odsyła owładniętych szaleństwem Kaczyńskich do najlepszego lekarza w rządzie - psychiatry Bogdana Klicha.

czytaj dalej



"Bogdan Klich został ministrem obrony, bo wychodził sobie stanowisko. Przed wyborem przez 2 tygodnie siedział pod gabinetem Tuska" - relacjonuje jego wieloletni znajomy z Krakowa. Oficjalna wersja brzmi, że Klich przeszedł rozmowę kwalifikacyjną, na której otrzymał dwa zadania od premiera: wycofanie żołnierzy polskich z Iraku oraz uzawodowienie sił zbrojnych.

Jak się z tego wywiązał? Ministra ostro krytykują nie tylko polityczni przeciwnicy, ale nawet koledzy z partii. Zarzuca mu się brak zdecydowania, powolne działania, złe wydawanie pieniędzy w MON i uleganie lobby generałów. Jerzy Budnik (PO): "Miał być wielkim reformatorem. Miałem wrażenie, że będzie szybciej podejmował decyzje". Inny poseł PO dorzuca: "Klich to człowiek bez właściwości, bez silnej osobowości. Wpuszczanie go jakiegokolwiek resortu było błędem. Szczególnie że dostał ten najtrudniejszy".

Janusz Zemke, były wiceminister obrony, podkreśla, że decyzje w sprawie oszczędności w resorcie są nietrafione: "Zabraknie pieniędzy na remonty, szkolenia czy amunicję, paliwo. W ciągu kilku lat to się naprawdę źle odbije na możliwości funkcjonowania wojska".

Marek Opioła (PiS): "To, co teraz dzieje się w Polsce, to gwiezdne wojny - cały świat się z nas śmieje. Gdy byłem w USA, nie szczędzono nam złośliwości, jeśli chodzi o ministra Klicha. Miał nas uderzyć jak słynny meteoryt". Natomiast były minister obrony narodowej Aleksander Szczygło złagodził krytykę względem swojego następcy. Jak się okazuje, schował słynny czarny notes, w którym na 60 stronach notował wszystkie - jego zdaniem - błędne decyzje obecnego ministra. Zeszyt nie został zniszczony, ale schowany głęboko do szuflady. Bo - jak tłumaczył Szczygło - zgoda w przypadku wojska i bezpieczeństwa jest najważniejsza. A jeśli będzie taka potrzeba, to "życzliwie poinformuje ministra o błędach".

Ale jeszcze bardziej niż krytyka musi boleć Bogdana Klicha udawane lub szczere współczucie ze strony politycznych przeciwników. Jeden z członków komisji obrony narodowej Mariusz Kamiński (PiS): - To jego dramat osobisty. Strasznie się do tego wszystkiego zapalił. Zabrał się do profesjonalizacji armii, a szybko okazało się, że będziemy mieli armię zawodową, ale nieprofesjonalną. Na pewno to się rozłoży w latach.

czytaj dalej



Inny polityk twierdzi: "To generałowie rządzą w ministerstwie nie on. Uległ lobbingowi, by w radach nadzorczych mogli zasiadać mundurowi. Takie państwo w państwie. Ma słaby charakter i dużo kompleksów. Do tego stopnia, że kiedy po nominacji generałowie przynieśli mu mundur, on zamiast raz go założyć, symbolicznie, zaczął go wszędzie nosić: na misje, powrót z Iraku czy uroczystości na Pomorzu. W ten sposób chciał pokazać, że jest taki jak generałowie".

Nie tylko w ten sposób chciał się wkupić w łaski wojskowych. Jak twierdzi osoba z bliskiego otoczenia ministra, zupełnie świadomie wypuścił do mediów plotkę o swojej rzekomej dymisji w lutym, gdy to Tusk szukał oszczędności w resortach. "To wyglądało jak spektakl: Wszyscy szukali oszczędności". Tymczasem 5 miliardów od dawna było przygotowane do oddania w MON. Oficjalnie Klich da tylko 1,5 miliarda. Premier grozi palcem i zaprasza na dywanik. Krótko później sfrustrowany Klich w rozmowie z Moniką Olejnik mówi, że złożył dymisję na ręce premiera. Jednak to nie był przypadek. Minister wiedział, że mikrofon jest już włączony. "Chciał pokazać, że polska armia jest mu tak droga, że dla niej zrezygnuje ze stanowiska" - twierdzi osoba z otoczenia ministra.

Mimo symbolicznych gestów oddania dla armii Bogdan Klich nie uzyskał przychylności generałów. Stanisław Koziej: "Moim zdaniem Klich popełnił kardynalny błąd na samym początku, gdy został ministrem. Zmienił system dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi w ten sposób, że jeszcze bardziej go scentralizował. Teraz dowódcy podlegają szefowi sztabu generalnemu, więc nie bezpośrednio ministrowi. Zbudował wąskie gardło w postaci szefa sztabu, a dowódcy rzeczywiście mają ograniczony dostęp do ministra. A SG zaaferowany bieżącym dowodzeniem marnie wywiązuje się ze swojej podstawowej funkcji, jaką jest wieloletnie planowanie strategiczne".

Do listy błędów ministra można zaliczyć też kilka starć z prezydentem, jak wtedy gdy Lech Kaczyński nie chciał podpisać większości nominacji dla generałów - z 15 zaproponowanych przez Klicha kandydatur do awansów generalskich zaakceptował jedynie trzy. Czy też kiedy prezydent zamiast od Klicha z portalu internetowego dowiedział się o awarii amerykańskiego satelity. "Wtedy karnie przyjął połajanki od prezydenta, dostało mu się też od premiera. Nie można mieć dwóch panów" - ironizuje kolega z Platformy.

Rada Ministrów w lutym, zaraz po tym jak Bogdan Klich znalazł oszczędności w resorcie. Kto jest dzisiaj najważniejszy? - pyta premier. Na to tłum fotografów biegnie do Klicha. Uśmiech, ulga na twarzy, z tyłu stoi Schetyna i poklepuje Klicha po ramienia. Mówi: "Bogdan, jak to jest, kilka dni i stałeś się bardziej sławny od premiera. Teraz to najlepiej koło ciebie stać, bo ty jesteś w świetle kamer. Klich rzeczywiście czuł się zaszczycony, że wzbudza aż tak wielkie zainteresowanie. I właśnie na to Bogdan Klich zawsze czekał, żeby to chciało się stanąć koło niego. Dotąd to on musiał ogrzewać się blaskiem patronów" - mówi uczestnik zdarzenia.

czytaj dalej



Ostatnie wydarzenia wypaliły wszystkie pozytywne emocje pomiędzy Klichem a premierem. Oprócz potknięć w ministerstwie były też niejasności związane z finansowaniem fundacji Instytutu Studiów Strategicznych, a ostatnio doszedł jeszcze bunt generałów. Co gorsza, otoczenie premiera zamiast popierać działania ministra, zaczyna coraz częściej krytykować jego poczynania. Sławomir Nowak zapytany, po czyjej stoi stronie - Klicha czy generała Skrzypczaka - krótko uciął w mediach. "Moje serce jest po stronie emocji żołnierskich. I chyba po tej samej stronie jest też serce premiera Tuska". Ten poszedł o krok dalej: "Jestem poirytowany, że pomimo że tak duże kwoty są przeznaczone na armię, to nie trafiają tam, gdzie trzeba".

Napięcie narasta, a Bogdan Klich jest teraz w sporej niełasce u premiera Tuska. Czy jednak na tyle dużej, by go zdymisjonować? Raczej nie teraz, bo dziś Tuskowi Klich jest potrzebny z dwóch powodów. Jak twierdzi jego kolega z komisji obrony narodowej: "Po pierwsze karnie wykonuje wszystkie polecenia szefa, często rezygnując z własnych pomysłów. Po drugie Klich jest dla premiera podporą intelektualną. A w intelektualistów w Platformie brakuje. Zapewnia Tuskowi zaplecze, którego nie ma w partii" - dodaje. Krakowski poseł PO: "I może właśnie dlatego co jakiś czas Tusk szuka miejsca dla Klicha".

Według naszych rozmówców minister dostał propozycję powrotu do europarlamentu, ale z niej nie skorzystał. "Boguś kręcił na to nosem. Mówił, że to nie dla niego, że jego stać na coś więcej. Parlament Europejski jest miejscem dla ludzi, którzy albo rozpoczynają swoją karierę, albo ją kończą. A nie dla ludzi w sile wieku" - mówi kolega z partii. Czy będzie jakaś następna propozycja? Po chwili dawny kolega z PO dorzuca z ironią: "Wcześniej czy później i tak Tusk się go pozbędzie. Jednak Klich na pewno nie zostanie na lodzie. Znowu sobie coś wychodzi..."

Napięcie w rządzie wzrasta. A koalicja zdaje się być coraz gorzej nastawiona do szefa MON. Poseł PO: "Bogdan Klich jest bardzo słabym ministrem. Ale nie zostanie odwołany, bo powstałoby wrażenie, że Tusk robi to pod naciskiem generała, a ten przecież naruszył standardy".

Stanowisko Klicha jest zatem niezagrożone przynajmniej na kilka miesięcy. Duża rekonstrukcja rządu odbędzie się dopiero w przyszłym roku, przed wyborami prezydenckimi. Wtedy Tusk za jednym zamachem wykluczy najsłabsze ogniwa rządu. I choć do dymisji Bogdana Klicha jeszcze daleko, to już dziś pojawiają się spekulacje, kto mógłby go zastąpić. W nieoficjalnych rozmowach pojawia się Bronisław Komorowski. Polityk PO: "Z tego, co wiem, marszałek Sejmu pretenduje, by zostać nowym szefem MON, i świetnie się do tego nadaje".