Dyskusja o upadku amerykańskiej rodziny przybrała w ostatnim czasie realne kształty Jona i Kate Gosselinów, obecnie najpopularniejszej rodziny w USA. Ich ostatni - tym razem porozwodowy - dwutygodniowy tour po telewizjach śniadaniowych, popularnych talk-show (z programem Larry’ego Kinga w CNN na czele) i okładkach gazet śledziło nie tylko 10 milionów wiernych widzów ich reality show, ale też wszyscy, którzy choć trochę trzymają rękę na pulsie Ameryki. A puls Ameryki bije w tych dniach w rodzinnym miasteczku Gosselinów w Pensylwanii i w siedzibie stacji kablowej TLC, która ma zadecydować, czy program będzie kontynuowany mimo rozwodu pary. Bo odkąd gruchnęła informacja, że Jon ma kochankę, medialna wizja szczęśliwej rodziny z ósemką dzieci runęła jak domek z kart.

Reklama

Komputerowiec Jon i pielęgniarka Kate zaistnieli w świadomości mediów po raz pierwszy na początku 2004 roku, gdy Kate ważyła około stu kilo, a jej brzuch przypominał gigantyczne jajo. Gosselinowie, już wtedy rodzice 4-letnich bliźniaków, dzięki in vitro spodziewali się kolejnych trzech dziewczynek i trzech chłopców. Po ich urodzeniu podupadający wtedy kanał TLC należący do sieci Discovery (od niedawna "Rodzinę 2+8" możemy śledzić na polskim Discovery Travel & Living) zaproponował im program. "Przeciętna amerykańska rodzinka, w której z dnia na dzień pojawiła się szóstka dzieciaków to idealny pomysł na reality show o cieniach i blaskach rodzicielstwa" - mówi DZIENNIKOWI profesor Robert Thompson, dyrektor Centrum Badań nad Telewizją i Kulturą Popularną przy Uniwersytecie w Syracuse.

W domu Gosselinów rozmieszczono sieć kamer, a w piwnicy zaaranżowano studio do udzielania wywiadów. Dwa razy w tygodniu płynęły w eter wieści o wspólnych zabawach, jedzeniu, kupkach, wyjściach na zakupy czy do parku, kolkach i ząbkowaniu.

Maszynka do robienia pieniędzy

Według Thompsona "słodki reality show", gdy widzowie mogli skupiać się na zachwycie nad gromadką uroczych maluchów, ich nieporadnością i urodą to pierwszy etap kariery najbardziej medialnej rodziny USA. "Widzów w tym i podobnych reality show fascynuje, że z dnia na dzień, będąc nikim, można stać się gwiazdą. Z drugiej strony do systematycznego śledzenia mało pasjonującego życia takich osób najbardziej przyciąga przekonanie, że jest ktoś, kto ma większe problemy i często sobie z nimi nie radzi. To klasyczne myślenie <oni może i są celebrytami, ale ja mam lepiej od nich>" - mówi DZIENNIKOWI Michael Burgi, redaktor naczelny amerykańskiego tygodnika "MediaWeek".

Reklama



Rodzina trafiła na okładki magazynów czy do The Oprah Winfrey Show. I oczywiście ruszyła machina product placementu. Kamera podczas zakupów Kate (która z lekko zaniedbanej brunetki zmieniła się w przypominającą Meg Ryan blondynkę) przestała rejestrować płacenie w kasie, ponieważ firmy odzieżowe dawały rodzinie ubrania za darmo (to nie przypadek, że cała ósemka chodzi głównie w butach crocsach). W jednym odcinków wszyscy wyjeżdżają do 5-gwiazdkowego spa i to bynajmniej nie dlatego, że stawka za odcinek wzrosła z 10 do 50 tysięcy dolarów. Agentka Gosselinów i TLC szybko zresztą znajdują dodatkowe źródła dochodu. Kate i Jon wydali dwie książki o wychowaniu dzieci, z których jedna już w tygodniu premiery trafiła na listę bestsellerów "New York Timesa". Kate, elokwentna, otwarta i bardziej medialna od Jona, co jakiś czas jeździ po kraju z odczytami o urokach wychowania szczęśliwej ósemki, inkasując pięciocyfrowe honoraria. Jonowi praca specjalisty od IT ostatecznie przestaje się opłacać. W maju 2008 roku rodzina przeprowadza się do wartej ponad milion dolarów rezydencji. W swoim programie nadal opowiadają o skoordynowaniu nakarmienia, mycia czy kładzenia spać ósemki maluchów, robią to jednak za o wiele wyższą stawkę - ponoć około 75 tysięcy dolarów za odcinek. "Stacja TLC i tak wychodzi na tym świetnie. Jej roczne zyski to około 800 milionów dolarów, a podejrzewam, że Gosselinowie zarabiają dla nich przynajmniej 10 procent tej sumy" - szacuje Michael Burgi z "MediaWeek".

Reklama

Koniec cukierkowej idylli

To wtedy, według profesora Thompsona, rozpoczyna się drugi etap popularności Gosselinów: stają się bohaterami mediów plotkarskich. Początkowo są one nastawione entuzjastycznie, chociażby relacjonując odnowienie przysięgi małżeńskiej w romantycznej scenerii na Hawajach. Ale cukierkowa idylla przestaje im wystarczać. "Brukowce potrzebują krwi. Węszyły, węszyły, aż w końcu wywęszyły" - kwituje profesor Thompson. Zaczęło się od tabunu paparazzich, którzy nie odstępowali Jona, Kate i ich dzieci ani na krok. Od ubiegłej zimy tabloidy wyjątkowo miały co robić, bo Kate i Jon sprzeczali się coraz częściej. W jednym z wywiadów Kate odpierała zarzuty o publiczne pranie brudów: "Reżyserów programu prosiłam o wycięcie fragmentów, tylko jeśli naruszały dobro dzieci. Niepokazywanie naszych różnic zdań, które są przecież w każdym związku nie byłoby uczciwe" - mówiła. "Spowodowało to jednak, że z grzecznego programu, który mogą oglądać rodzice z dziećmi, &lt;Jon & Kate plus 8&gt; niebezpiecznie upodobnił się do o wiele ostrzejszej &lt;Rodziny Osbourne’ów&gt;, którą powinni oglądać tylko dorośli" - analizuje profesor Thompson. W Internecie furorę zaczął robić blog "Gosselinowie bez litości", na którym internauci mogą opisywać wrażenia z osobistego spotkania z rodziną (jeden z nich pisze, że para nie zgodziła się na pamiątkowe zdjęcie, bo bezpłatnego rozpowszechniania wizerunku zabrania im TLC).



Zmierzch imperium

W tym czasie rodzina Gosselinów powiększyła się o ochroniarzy i rzecznika prasowego. W kwietniu tego roku wybuchł skandal: Jon zdradza Kate. Na początku oboje zaprzeczali, by kobieta, z którą był widziany Jon w mało dwuznacznej sytuacji, to ktoś więcej niż tylko przyjaciółka - część fanów podejrzewa, że Kate od początku wiedziała o podwójnym życiu męża, ale bała się utraty popularności. Parę tygodni później któryś z brukowców napisał, że Kate również ma romans (z jednym z ochroniarzy). Takie doniesienia tylko podnosiły oglądalność, która tej wiosny poszybowała do rekordowych 10 milionów. 16 czerwca 2009 roku wydarzeniem dnia w Ameryce było "Oświadczenie", reklamowane przez stację od kilku dni. Siedząc na kanapie w studiu w piwnicy i opierając nogi na stojącym przed nimi stoliku, Jon i Kate (osobno) oświadczają, że zdecydowali się na rozstanie, ale zależy im na dobru dzieci, więc Jon będzie je regularnie odwiedzał. 11 milionów widzów i drugie tyle internautów wstrzymuje oddech. Oburzona dziennikarka "New York Timesa" napisze następnego dnia, że mężczyzna "był czuły i wrażliwy niczym płyn do podłóg".

Walka między Gosselinami rozpoczęła się na dobre. Stacja stanęła po stronie Kate, załatwiając jej następnego dnia długie wyznanie w popularnym show, zablokowała też wywiad, jaki Jon miał udzielić kanałowi E! Jeden z dzienników poświęcił obszerną analizę "autodestrukcji marki Gosselin", z której wynikało, że program od początku powinien nazywać się "Kate plus 9", ponieważ to ona zmieniła rodzinę w "spółkę z o.o." Równocześnie jednak została podjęta decyzja o kontynuacji show. Ponoć zgodziły się na to również dzieci, które, jak przed każdym sezonem, mają głos decydujący w rodzinnym głosowaniu nad dalszym udziałem w programie. A rozmaite organizacje protestanckie rozpoczęły akcję modlitwy za Gosselinów, czego najlepszym przykładem jest strona JonAndKatePrayers.com. - Do poprzedniej formuły, która przyniosła sukces, nie da się wrócić. A i z etycznego punktu widzenia to wątpliwy pomysł - ostrożnie dobiera słowa profesor Thompson. "TLC tak łatwo nie odpuści, bo dla nich Gosselinowie to kura znosząca złote jaja" - mówi Michael Burgi z "MediaWeek". Oddech wstrzymało wydawnictwo przymierzające się do wydania przepisów kulinarnych Kate i firma mająca wyprodukować serię ubranek dla dzieci z logo Gosselinów. Krótko mówiąc: "przedstawienie musi trwać", nie ma wyjścia. Raczej nie obejdzie się bez ofiar.