Banki podczas wakacji odkręciły śrubę i po kilku miesiącach wstrzemięźliwości zaczęły udzielać kredytów hipotecznych nawet na 110 proc. wartości nieruchomości. Do tego ceny nieruchomości w porównaniu z ubiegłym rokiem spadły nawet o 11 proc. Wydawać by się mogło, że powróciły złote czasy dla osób, które właśnie postanowiły kupić własne mieszkanie.

"Niestety sytuacja nie jest tak wesoła, bo banki kompletnie zmieniły zasady wyliczania zdolności kredytowej klientów" - mówi Michał Macierzyński z portalu Bankier.pl. "Przed kryzysem często nie zwracały uwagi na karty kredytowe, nie obchodziło ich, ile wynosi czynsz za mieszkanie. Wszyscy zakładali, że gospodarka ciągle będzie się błyskawicznie rozwijała, a wraz z nią tak samo szybko będą rosły pensje. Gdy sytuacja na rynku się pogorszyła, banki zaczęły skrupulatnie prześwietlać swoich klientów. Dlatego też suma kredytu, na jaką można w tej chwili liczyć, jest o wiele mniejsza niż w czasach hossy" - tłumaczy.

Jak wyliczyła firma doradcza Expander, czteroosobowa rodzina, której miesięczny dochód wynosi 3500 zł, w tej chwili dostanie kredyt w złotówkach w wysokości 208 tys. zł - aż o 62 tys. mniej niż rok temu.

To oznacza, że choć ceny mieszań w ostatnich miesiącach dość znacznie spadły, to i tak musi sobie poszukać lokum o jeden pokój mniejszego. Średnio Polaków stać na 7 mkw. mniej niż w poprzednie wakacje. Najgorzej mają mieszkańcy Gdyni, gdzie ceny zmniejszyły się nieznacznie. Zarabiająca 3500 zł rodzina może tam na kredyt kupić mieszkanie niespełna 30-metrowe, gdy jeszcze przed rokiem byłoby to aż o 10 mkw. więcej.

"A jeśli taka rodzina będzie chciała zamieszkać w jednej z prestiżowych dzielnic położonych nad zatoką, na przykład w Orłowie, gdzie za metr trzeba zapłacić około 9 tys. zł, to stać ją będzie zaledwie na 23-metrową kawalerkę" - wylicza Jarosław Sadowski, analityk z Expandera.

Jednak nawet w miastach, gdzie ceny spadły o ponad 11 proc., sytuacja nie wygląda różowo. W Krakowie przed rokiem przykładowa rodzina na kredyt mogła kupić sobie mieszkanie 35-metrowe, obecnie – o 6 mkw. mniejsze. "W Sopocie ceny są tak wysokie, że ludzie z naszego przykładu mogą tam kupić obecnie jedynie lokal o powierzchni nieco ponad 19 mkw., zamiast 24, na jakie było ją stać jeszcze przed rokiem" - dodaje Jarosław Sadowski.

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku osób, które chcą zaciągnąć kredyt we frankach szwajcarskich. Zdolność kredytowa rodziny z wyliczeń Expandera obniżyła się w ciągu roku o prawie połowę: z 245 do 125 tys. zł. Rok temu 245 tys. zł wystarczało na 35-metrowe, dwupokojowe mieszkanie z aneksem kuchennym we Wrocławiu. W tym roku za 125 tys. zł można kupić tylko 20-metrową kawalerkę w tym mieście.

"Niestety sytuacja w najbliższym czasie się nie zmieni. Banki obawiają się, że ludzie będą mieli problem ze spłatą kredytów" - komentuje Marek Rogalski z Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska. "Europejskie standardy, które obowiązywały, jeszcze zanim zaczęła się światowa hossa, mówiły o tym, że suma wszystkich rat pożyczek i innych opłat powinna wynosić nie więcej niż połowę dochodów. Banki właśnie wróciły do stosowania tych reguł" - dodaje Rogalski.













Reklama