"Sensacyjne" zeznania rotmistrza

Prof. Andrzej Romanowski, historyk z Polskiej Akademii Nauk, w tekście zatytułowanym "Tajemnica Witolda Pileckiego" opisuje album wydany przed pięciu laty przez Instytut Pamięci Narodowej "Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948". Przekonuje, że załączone do albumu materiały - fotokopie protokołów przesłuchań Witolda Pileckiego - świadczą o tym, że już kilka godzin po zatrzymaniu 8 maja 1947 roku zaczął zeznawać. Tym samym są sprzeczne z treścią albumu, która - jak pisze - utrzymana jest w tonie hagiograficznym.

Reklama

Romanowski cytuje podpisane przez Pileckiego protokoły, z których wynika, że rotmistrz podał imię i nazwisko, adres swej najbliższej współpracowniczki, a także zdradził miejsce ukrycia m.in. instrukcji wywiadowczych i wysyłanych za granicę raportów.

Autor podkreśla, że zeznania Pileckiego przyczyniły się do zatrzymania i osadzenia w więzieniu Marii Szelągowskiej. Córka wybitnego polskiego historyka zasiadła na ławie oskarżonych obok m.in. Pileckiego i Tadeusza Płużańskiego. Cała trójka została skazana na śmierć, cała trójka wnioskowała u prezydenta Bolesława Bieruta o łaskę. Wyrok wykonano tylko na Pileckim.

Reklama

Jakie mechanizmy zostały uruchomione, by ten bohater najwyższej próby powiedział funkcjonariuszom UB aż tyle, i to nie tylko na swój temat? (...) A może był to wynik "niedozwolonych metod" w śledztwie? To by wiele wyjaśniało, ale na to nie ma dowodów. Wprawdzie Pawłowicz pisze, że "od razu poddano go [Pileckiego] niezwykle okrutnemu śledztwu", jednak nie precyzuje, na czym to okrucieństwo polegało - czytamy w artykule.

Kolejne akapity przynoszą ostro krytykę pracy IPN, które - jak stwierdza Romanowski - nie jest w stanie stawiać pytań. - Przecież gdyby podobne dokumenty istniały w odniesieniu do Lecha Wałęsy, zostałby on przez IPN rozjechany! - pisze historyk. Stwierdza również, że ujawnienie zeznań Pileckiego ze śledztwa było niepotrzebne, ponieważ niczego nie wyjaśnia, a tylko gmatwa obraz. - Pewne są dwie rzeczy. Pierwsza, że przedstawionych wyżej praktyk IPN nie sposób uznać za pracę historyka. I druga, że w ocenie historii stosuje się w IPN podwójną miarę. W imię niejasnych racji - czasem politycznych, czasem ideologicznych - wciąż dokonuje się tutaj wielka manipulacja przeszłością - konkluduje historyk.

Burza po tekście. "To paszkwil na rotmistrza i IPN"

Reklama

Tekst opublikowany w "Polityce" wzbudził wiele kontrowersji. Specjalne oświadczenie wydał IPN, w którym rzecznik Instytutu podkreślił, że zdążył się on przyzwyczaić do krytycznej opinii prof. Romanowskiego na temat jego działalności. - Romanowski ignoruje powszechnie dostępną wiedzę o stalinowskich metodach śledczych, a w szczególności relacje świadków o torturach wobec rotmistrza Pileckiego. Według relacji sądzonych razem z nim współwięźniów - Tadeusza Płużańskiego i Marii Szelągowskiej, a także księdza Antoniego Czajkowskiego - w czasie przesłuchań rotmistrz był torturowany, wyrwano mu paznokcie z rąk i nóg, miał miażdżone jądra, był nabijany na nogę od stołka - napisał Andrzej Arseniuk. Dodał, że jeśli ktoś ma wątpliwości co do stalinowskich metod, to może wybrać się na Powązki, gdzie trwają ekshumacje zamordowanych. Na ich czaszkach badacze wciąż znajdują ślady tortur. Sam Pilecki w czasie widzenia z żoną powiedział jej: Oświęcim to była igraszka. Pisze o tym zresztą sam Romanowski.

Bardzo ostro zareagował autor albumu, który w rozmowie z serwisem wPolityce stwierdził, że artykuł jest plugawy i nikczemny. Jacek Pawłowicz przekonywał, że rotmistrz w chwili aresztowania zdawał sobie sprawę, że organizacja jest już rozpracowana. W czasie śledztwa ujawnił więc tylko to, co UB już wiedziało. Poza tym przypomina, że Witold Pilecki całą winę wziął na siebie. - Mówienie, że on był agentem, że zdradził i że za jego działalność ludzie zostali skazani na karę śmierci, jest zwykłym kłamstwem - mówił Pawłowicz.

Skrytykowany został również wniosek Romanowskiego dotyczący napisanej przez Pileckiego wierszowanej petycji o ukaranie tylko jego jednego. Historyk stwierdził, że był to wyraz wyrzutów sumienia i współpracy z władzami. - To totalny absurd. Pilecki był wykształcony, pisał poezję i zarzut, że przyjął taką formułę listu, jest absurdalne. Tym bardziej, że Pilecki brał winę na siebie, nie obciążał swoich ludzi (...) Forma listu nie jest współpracą z bezpieką. To absurd. Romanowski zniża się do szamba - przekonywał w rozmowie z Frondą Tadeusz Płużański, syn bliskiego współpracownika Pileckiego, sądzonego w czasie tego samego procesu.

Niepokojący jest fakt, że Romanowski zdaje się legitymizować stalinizm wraz ze wszystkimi jego okrucieństwa - zwracał uwagę Arseniuk, który zapowiedział specjalne opracowanie historyków IPN, którzy odniosą się do tez artykułu. Jacek Pawłowicz z kolei zasugerował, że podejmie próbę podjęcia działań mających na celu pozbawienia Andrzeja Romanowskiego tytułu profesora.

Rotmistrz Witold Pilecki jest uznawany za jednego z największych bohaterów II wojny światowej. Jednym z jego najbardziej heroicznych gestów było dobrowolne dołączenie do grupy wywiezionej do obozu w Auschwitz, gdzie przebywał przez ponad dwa lata, organizując obozową konspirację. Po ucieczce złożył obszerny raport na temat tego, co działo się w Oświęcimiu.