Kłótnia o definicję rozgorzała przy okazji debaty w sprawie uchwały dotyczącej uczczenia okrągłej rocznicy wydarzeń na Wołyniu i pamięci 100 tysięcy Polaków zamordowanych przez oddziały UPA. PO i Ruch Palikota opowiedziały się za określeniem zbrodni czystką etniczną o znamionach ludobójstwa. Z kolei SLD, PSL, PiS i Solidarna Polska chcą, by nazwano ją ludobójstwem.

Reklama

Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS, przekonywał m.in., że uchwała, która nie zawierałaby słowa 'ludobójstwo', zaprzeczałaby faktom historycznym. Jak zaznaczył, pojednanie z Ukrainą musi być budowane na prawdzie historycznej. Patryk Jaki, rzecznik SP, dodawał przy tym, że będzie miał dużo wątpliwości, czy głosować za uchwałą z wybitymi zębami.

Tymczasem zdaniem szefa klubu PO Rafała Grupińskiego nie należy rozszerzać ran i zmieniać polityki międzynarodowej Polski, pod którą podwaliny - jak przypomniał - kładł m.in. Jerzy Giedroyc.

Zbrodnia historyczna o znaczeniu politycznym

- Nie ma o co kruszyć kopii. Nie wypada używać terminu ludobójstwo, bo nie ma żadnego wyroku sądu, wyroku trybunału. Nie rozumiem, dlaczego beztrosko szafujemy tym ciężkim słowem - mówi dziennik.pl Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Reklama

- Po drugie niezależnie od tego, czy wydarzenia na Wołyniu nazwiemy ludobójstwem, zbrodnią wojenną czy zbrodnią przeciwko ludzkości, to żadna z nich nie ulega przedawnieniu zgodnie z prawem międzynarodowym - dodaje.

Obserwację tę potwierdza także Agnieszka Bieńczyk-Missala, adiunkt w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. - Warto w dyskusji publicznej unikać kupczenia słowem "ludobójstwo". W moim przekonaniu takie rozmowy nie powinny przypominać targu - mówi wprost.

Reklama

Podkreśla przy tym, że niezależnie od tego, jak ostatecznie nazwana zostanie zbrodnia wołyńska, to z punktu widzenia prawa niczego to nie zmienia. - Dokonała się ona jeszcze zanim ONZ przyjęła Konwencję o Zapobieganiu i Karaniu Zbrodni Ludobójstwa, a stało się dopiero w 1948 roku. I to, czy nazwie się ją ludobójstwem, czy nie, nie pociąga za sobą żadnych prawnych konsekwencji, bo prawo nie działa wstecz - wyjaśnia.

- A w odniesieniu do tej konkretnej zbrodni, kwestia definicji ma znaczenie tylko i wyłącznie polityczne i moralne - dodaje jednym tchem.

Czytaj więcej w wywiadzie dla dziennik.pl Agnieszki Bieńczyk-Missali: "Nie mogę się oglądać na polityków. Wołyń to ludobójstwo". <<<

Jak mówić o Wołyniu?

Zdaniem Andrzeja Kunerta, maksymalnym określeniem tego, co wydarzyło się 70 lat temu na Wołyniu, zgodnym ze stanem rzeczy jest stwierdzenie zbrodnia o znamionach ludobójstwa.

Agnieszka Bieńczyk-Missala, choć radzi ważyć słowa, nie ma wątpliwości, jak określić zbrodnię wołyńską. - Nie mogę się oglądać na polityczne uwarunkowania, bo od tego są politycy, nie naukowcy. Z całą pewnością było to ludobójstwo - mówi.

Także w opinii Maciej Dancewicza, także z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa cały spór o definicję ma charakter przede wszystkim polityczny, z czym zgadzają się także przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej.

- Bolesną prawdą o Wołyniu próbuje się grać na różne sposoby - ucina dalsze pytania pracownik IPN, prosząc o zachowanie anonimowości.

Będzie głosowanie

W czwartek poprawka Solidarnej Polski do uchwały wołyńskiej dotycząca wprowadzenia do tekstu słowa zbrodnia ludobójstwa przeszła jednym głosem. W związku z tym sejmowa komisja kultury ma się zebrać ponownie - głosowanie zaplanowano na piątek.

11 lipca przypada 70. rocznica kulminacji zbrodni wołyńskiej - tego dnia w 1943 r. oddziały UPA zaatakowały ok. 100 polskich miejscowości.