To tylko pierwszy krok, ale krok bardzo ważny i nadzwyczaj pracochłonny - zapewnia Jan Raczyński z zarządu Memoriału, rosyjskiej organizacji pozarządowej broniącej praw człowieka i dokumentującej stalinowskie zbrodnie. - Właściwie otrzymaliśmy listę nazwisk, na której są wszyscy główni sprawcy wielkiego terroru - dodał.

Reklama

Informator "Skład kadrowy organów bezpieczeństwa państwowego w latach 1935-39" dostępny jest na płycie CD wydanej w nakładzie 1000 egzemplarzy. Pod koniec roku opublikowany będzie w internecie. Autorem jest Andriej Żukow, który na własną rękę wiele lat temu zaczął w archiwach poszukiwanie informacji o funkcjonariuszach NKWD z drugiej połowy lat 30. XX wieku, okresu wielkiej czystki. Zebrany przez niego materiał przeszedł drogę od zapisów w zeszytach, przez fiszki, do prostego pliku tekstowego. Trzy lata temu Memoriał zaproponował opracowanie go w formie elektronicznej.

Nie są to pierwsze badania dotyczące wykonawców - a nie ofiar - represji. Jak przypomina Raczyński, kadry kierownicze NKWD opisał w dwutomowej pracy Nikita Pietrow; istnieją też badania o historii organów bezpieczeństwa w konkretnych regionach - na Ukrainie czy Syberii. Jednak "taka globalna praca jest pierwsza, można się tylko dziwić, że autorowi udało się to opracować" - mówi przedstawiciel Memoriału.

Od połowy lat 30. NKWD ZSRR (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) jednoczyło wszystkie siły policyjne, porządkowe, wywiad polityczny i zarząd Gułagu. Jednak główną rolę w represjach odgrywali funkcjonariusze Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego NKWD (GUGB NKWD) i jego oddziałów lokalnych - Zarządów Bezpieczeństwa Państwowego (UGB). To właśnie na nich spoczywa największa odpowiedzialność za realizację represyjnej polityki władz - piszą wydawcy informatora.

Reklama

Żukow najpierw wynajdywał dane funkcjonariuszy w starych wydawnictwach periodycznych, które publikowały informacje o nadaniu odznaczeń pracownikom NKWD oraz - w przypadku, gdy ktoś z nich był wybierany na deputowanego do parlamentu ZSRR - ich krótkie notki biograficzne. W latach 90., po otwarciu w Rosji archiwów, Żukow zaczął badać znajdujące się tam materiały, m.in. dokumenty o odznaczeniach lub pozbawieniu odznaczeń pracowników organów bezpieczeństwa.

Jednak trzon informatora stanowią dane z drukowanych tomów rozkazów kadrowych NKWD. Żukow przebadał ponad 11 tysięcy rozkazów z okresu od połowy lat 30. Wskazano w nich praktycznie wszystkich, kto dosłużył się stopni specjalnych, wprowadzonych w systemie organów bezpieczeństwa w 1935 roku. Zaczynały się one od "sierżanta bezpieczeństwa państwowego", a kończyły na "komisarzach bezpieczeństwa państwowego" pierwszej i drugiej rangi.

Reklama

Stopnie specjalne, jak mówi Raczyński, nadawano właśnie tym pracownikom NKWD i GUGB, którzy w większym stopniu zajmowali się pracą operacyjną, o charakterze politycznym. W zasadniczej masie ci funkcjonariusze, którzy prowadzili śledztwa i przesłuchania to właśnie ludzie mający w służbach stopnie specjalne.

Kolejne źródła, z których korzystał autor, to decyzje o odznaczeniach, w których podawano datę i miejsce urodzenia oraz informacje o dalszej służbie funkcjonariuszy. Żukow przestudiował np. ankiety odznaczonych Orderem Lenina. Wśród nich było niemało - ponad 1700 - pracowników NKWD.

Za źródło posłużyły także księgi pamięci ofiar represji politycznych. Żukowowi udało się zidentyfikować prawie 4200 funkcjonariuszy NKWD, którzy sami stali się ofiarami aresztowań i represji; około 1600 wśród nich skazano na rozstrzelanie. Informator, jak mówi Raczyński, "daje pewien obraz skali represji wśród czekistów" i pozwala rozwiać niektóre mity, np. o tym, że ta grupa mocno ucierpiała w wyniku represji.

Ogółem oni oczywiście ucierpieli, ale nie tak silnie, jak można byłoby oczekiwać, mając świadomość skali zbrodni, które popełnili. Nawet ci czekiści, którzy byli pociągnięci do odpowiedzialności po odwołaniu Nikołaja Jeżowa (szef NKWD w latach 1936-38 - przyp.red.), w ramach powierzchownego powrotu, jakoby, do praworządności - wielu z nich zostało albo ułaskawionych, albo uwolnionych na początku II wojny i skierowanych na front - mówi Raczyński.

Łącznie informator zawiera nazwiska 39.950 osób. Dane funkcjonariuszy obejmują co najmniej imię, nazwisko, imię odojcowskie, datę uzyskania stopnia; niekiedy udało się dodać dalsze informacje: datę urodzenia, narodowość, staż i miejsce pracy w organach bezpieczeństwa, informację o odznaczeniach, a w przypadku tych, którzy padli ofiarą represji - datę aresztowania i informację o dalszym losie.

W 40 tys. notek biograficznych nie udało się uniknąć błędów, mają one głównie charakter techniczny - mówi Raczyński. To np. literówki w nazwiskach, przepisywanych z odręcznie zapisanych zeszytów; literówki trafiały się też w samych rozkazach NKWD. Jednym z problemów są przypadki, gdy różne osoby miały te same nazwiska i nawet inicjały. Ponadto, część rozkazów NKWD miała pieczęć "nie do druku, tajne" i nie wszystkie udostępniono, dlatego pewnej, choć bardzo niewielkiej liczby nazwisk może w wykazie brakować - mówi Raczyński.

Opisuje on informator jako narzędzie, które pomoże w dalszej pracy ze źródłami. - Jeśli np. bierzemy jakieś pamiętniki, w których wymieniani są śledczy, pracownicy NKWD, to jest to możliwość, z jednej strony, zweryfikowania dokładności tych pamiętników, a z drugiej strony - skomentowania ich, dodania pewnych szczegółów biograficznych - wyjaśnia. - Zakładamy, że wersja internetowa będzie żywa, uzupełniania, że będzie możliwość dodawania wielu dalszych informacji; informator to system, który może się rozwijać - wskazuje przedstawiciel Memoriału.

Do tej pory rozeszło się około 300 płyt z informatorem. Pytany o to, ilu zwykłych ludzi jest wśród osób, które zgłaszają się do Memoriału po płytę, Raczyński mówi, że "sądząc po tym, że większość pojawia się po raz pierwszy, na pewno nie są to badacze, bo badacze - nie wszyscy, ale większa część - tutaj kiedyś bywała".

Dzięki pracy Żukowa, jak piszą wydawcy, historycy zdołają rozszyfrować wielu bezimiennych do tej pory funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa, którzy w materiałach śledztw pozostawili jedynie swoje podpisy - z reguły tylko nazwisko, nawet bez imienia.