Od kiedy planowano ponowną po 1979 r. pielgrzymkę papieża Jana Pawła II do Polski? Jakie były okoliczności jej zorganizowania?
Druga pielgrzymka była planowana już w momencie zakończenia podróży z 1979 r. Papież i prymas Stefan Wyszyński byli świadomi, że w 1982 r. przypada historyczna rocznica sześćsetlecia obecności obrazu jasnogórskiego w klasztorze ojców paulinów. Rok 1982 był więc pierwotnie planowanym momentem zorganizowania kolejnej pielgrzymki.

Strona kościelna z pewnością nie mogła przewidzieć zamachu stanu, jaki komuniści przeprowadzili 13 grudnia 1981 r. Stan wojenny wszedł w drogę przygotowaniom do pielgrzymki Jana Pawła II. Negocjacje w tym okresie prowadzone pomiędzy władzami PRL a Kościołem napotkały więc ogromne przeszkody. Można powiedzieć, że ekipa Wojciecha Jaruzelskiego chciała wziąć przykład z Władysława Gomułki i jego towarzyszy, którzy w 1966 r. nie dopuścili do przyjazdu na Jasną Górę papieża Pawła VI, który pragnął wziąć udział w głównych obchodach milenium chrztu organizowanych 3 maja. Gomułka chciał zrzucić odpowiedzialność za niedojście pielgrzymki do skutku na Prymasa Tysiąclecia.

W 1982 r. ekipa Jaruzelskiego chciała zrobić wszystko, aby opinia publiczna uznała, że winę ponoszą prymas Józef Glemp i Episkopat Polski, który "nie gwarantuje spokoju i bezpieczeństwa społecznego". Inaczej mówiąc, Jan Paweł II nie dawał gwarancji, że stłumi aspiracje niepodległościowe Polaków. Formuła w takim brzmieniu oczywiście nie mogła dotrzeć do społeczeństwa i musiała zostać zmielona oraz zmanipulowana przez propagandę komunistyczną, na której czele stał uzdolniony w tych sprawach Jerzy Urban.

Prymas Józef Glemp i episkopat nie ugięli się i nie doprowadzili do stworzenia żadnego dokumentu, w którym padłoby stwierdzenie o wsparciu dla polityki władz w zamian za zgodę na pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski w 1982 r. W ten sposób powstała sytuacja nierozwiązywalna dla obu stron. Z punktu widzenia władz, biorąc pod uwagę rany w polskim społeczeństwie po 13 grudnia 1981 r., byłoby najlepiej, gdyby Jan Paweł II mógł jak najszybciej przyjechać do Polski. Kościół również miał świadomość, że jest to w interesie władz. Nie mógł więc się zgodzić na wejście w nowy etap ewangelizacji za tak haniebną cenę jak uczestnictwo w planach władz komunistycznych. Takie były okoliczności rozmów, które doprowadziły do przesunięcia pielgrzymki papieża na rok 1983 r.

Trzeba zauważyć, że ekipa Jaruzelskiego nie była tak wszechwładna, jak mogłoby się wydawać. Miała liczne ograniczenia, które musiała rozważyć. Dialog Kościoła i władz był sporem dwóch silnych stron. Papież Jan Paweł II stwierdził, że jednym z najważniejszych warunków umożliwiających jego przyjazd do Polski jest zniesienie stanu wojennego. W 1982 r. władze nie chciały się ugiąć pod tym warunkiem. Rok później, gdy argument ten wciąż wisiał nad Jaruzelskim, władze podjęły decyzję o zawieszeniu stanu wojennego. Był to swego rodzaju próg, który miał umożliwić rozpoczęcie rozmów. Później, aby obie strony wyszły z tej sytuacji z honorem, zdecydowano o zakończeniu stanu wojennego. Ten ostatni warunek został spełniony w lipcu 1983 r.

Pamiętajmy jednak, że znaczna część przepisów stanu wojennego stała się częścią ustawodawstwa PRL i władze nie utraciły kontroli nad sferą bezkarności dla bezpieki, prokuratury i sądów, która w każdej chwili mogła być uruchomiona w celu zniszczenia konkretnych grup, środowisk i działaczy opozycji.










Reklama

Punktem spornym między Kościołem a władzami były również miejsca, które miał odwiedzić Jan Paweł II.
Każda pielgrzymka w okresie PRL było przygotowywana nie tylko na poziomie negocjacji na temat jej przebiegu, lecz również poprzez komitety władz i Kościoła, które miały dopracować jej przebieg. Po stronie władz nadzór nad tymi komisjami pod kryptonimem "Zorza I" sprawowało MSW, Urząd ds. Wyznań i Departament IV MSW. Kościół najwięcej czasu poświęcał zaplanowaniu, w jakich miejscach będzie obecny papież.
Kwestią sporną było przybycie Ojca Świętego do kolebek Solidarności – Gdańska i Szczecina. Władze komunistyczne nie wyraziły zgody na pielgrzymkę do tych miast. Udało się stronie kościelnej wpłynąć, aby nie zadziałał mechanizm jak najdłuższego przebywania papieża w powietrzu, tak aby "ze względów bezpieczeństwa" miał jak najmniej kontaktu z witającymi go Polakami. Papież miał się pojawiać wyłącznie w miejscach odprawiana mszy. Ten szantaż Kościół odrzucił i doprowadził, mimo zamachu z 13 maja 1981 r., do przejazdów papieża, tak aby był widoczny przez wiernych.

Strona komunistyczna tworzyła również swego rodzaju strukturę wyobrażeń. Apelowano, aby wierni nie uczestniczyli w spotkaniach z papieżem ze względów bezpieczeństwa. Stan wojenny mógł wprowadzić mechanizm lęku przed przebywaniem w miejscach zgromadzeń. Władze w zamian miały gwarantować transmisje telewizyjne z papieskich mszy. Było to podwójnie szkodliwe i obrzydliwe, ponieważ relacje TV były nastawione na próby dowodzenia, jak niewielu Polaków pragnie identyfikować się z papieżem, na pokazanie, że myślą o budowie przyszłości w kraju rzekomo osłabionym przez Solidarność.

Ten bełkot propagandowy musiał zaistnieć w celu zniwelowania szkód, jakie dla władz miała wywołać ta pielgrzymka. W ten sposób władze pragnęły zastosować mechanizm zgody na wizytę Jana Pawła, ale jednocześnie doprowadzenia do ograniczenia jej wpływu na społeczeństwo.

Papież, tak jak w przypadku wszystkich pozostałych pielgrzymek, był w Warszawie i na Jasnej Górze. W klasztorze jasnogórskim w obecności papieża powtórzono uroczystości sześćsetlecia obecności obrazu Najświętszej Marii Panny. Jak pisał Marek Lehnert i Andrzej Drzycimski w książce "Osiem dni w Polsce" znakomicie opisującej "na żywo" pielgrzymkę, niezwykle istotna była również wizyta w Krakowie i jego okolicach wiążących się z życiorysem Karola Wojtyły.

W rodzinnej ziemi Jana Pawła II ważnym elementem pielgrzymki było spotkanie papieża z Lechem Wałęsą i jego rodziną w Dolinie Chochołowskiej. Ten moment pielgrzymki był negocjowany między władzami a Kościołem bardzo długo i intensywnie. Jan Paweł II dopominał się, aby ówczesny symbol ruchu Solidarności Lech Wałęsa mógł się z nim spotkać. W podziemnej prasie na temat tego spotkania pojawiło się wiele rysunków i anegdot, m.in. opowiadających o esbekach przebranych za owce, którzy podsłuchują rozmowy Wałęsy i Ojca Świętego. Niewątpliwie władze chciały się dowiedzieć jak najwięcej na temat rozmowy w Dolinie Chochołowskiej. Dla społeczeństwa zaś rozmowa papieża i przewodniczącego zdelegalizowanej Solidarności była bez wątpienia symbolem wsparcia Jana Pawła II dla tego ruchu społecznego.









Reklama

Pielgrzymka z roku 1979 była absolutną klęską wizerunkową władz. Na spotkanie papieżowi wyszło ponad 10 mln Polaków. Z punktu widzenia władz 1983 r. to również klęska komunistów? Kontekst zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki w roku 1984 na to nie wskazuje.
Wskazuje właśnie na klęskę poniesioną przez komunistów. Tajne wówczas analizy prowadzone przez komunistów wskazywały jednoznacznie, że Kościół został w 1983 r. wzmocniony. Wprawdzie władzom udało się w dużym stopniu rozbić podziemie solidarnościowe, ale schowało się ono "do Kościoła". Wrócono więc w dużym stopniu do praktyki z czasów stalinowskich.

Ważnym wydarzeniem z jesieni 1983 r. była konferencja Departamentu IV MSW i Urzędu ds. Wyznań. Składała się ona z referatów, w których odwoływano się do „zdobyczy okresu stalinowskiego” w tępieniu „politycznego zaangażowania duchowieństwa” i zalecano powrót do tamtych praktyk zarówno na poziomie propagandowym, jak i praktycznym. Stąd właśnie decyzja o zastosowaniu szczególnie brutalnych metod wobec ks. Jerzego. Miał on zostać praktycznie wyłączony z Kościoła i być izolowany od wiernych. Każda reakcja episkopatu miała być dobra dla władz komunistycznych. Jeśli biskupi stanęliby w jego obronie, to miano "poradzić sobie" masowymi aresztowaniami i morderstwami, tak jak w okresie stalinowskim. Potępienie działań ks. Popiełuszki miało być zaś potwierdzeniem strategii władz.

Atak na Kościół był więc wpisany w pewnego rodzaju doktrynerstwo przygotowane m.in. przez ówczesnego głównego ideologa PZPR Jana Główczyka, który na bazie "poszerzonego frontu walki z Kościołem" doszedł do wniosku, że to również dobry moment na remarksizację przestrzeni publicznej. Dążono do wzmocnienia autorytetu partii, która po 13 grudnia została zmarginalizowana przez juntę Jaruzelskiego. Ideolodzy partyjni opracowywali instrukcje dotyczące laicyzacji przestrzeni publicznej, a jednocześnie bardzo szybko weszli w sferę praktycznych działań. Nie wiemy, czy była to decyzja Jaruzelskiego, który zgodził się na to, nie rozumiejąc, że to działania szkodliwe dla partii, czy może efekt nacisku sfer ideologicznych partii, które wymusiły to na pragmatycznym kierownictwie PZPR.

Stąd nie tylko zdejmowanie krzyży kończące się protestami, lecz również dyskusje dotyczące wprowadzenia do szkół "religioznawstwa", czyli zakamuflowanej ideologicznej propagandy antyreligijnej. To wszystko było efektem stwierdzonej przez komunistów ogromnej szkodliwości pielgrzymki Jana Pawła II. Można więc powiedzieć, że komuniści mieli rację, bo pielgrzymka wzmocniła katolików.

Z tego okresu pochodzą przytłaczające dla władz badania praktyk religijnych członków PZPR. Widać w nich, że Kościół był swego rodzaju parasolem dla wierzących i niewierzących członków Solidarności. Duszpasterstwa stały się de facto branżami Solidarności. Jednocześnie polska pobożność głęboko weszła w struktury partyjne. Nawet wśród aktywu partyjnego było powszechne obchodzenie świąt katolickich zgodnie z tradycją. Można domniemywać, iż także podstawowe ścieżki sakramentów, takie jak chrzest i pierwsza komunia, w tych rodzinach były realizowane. To powodowało, że władze były przerażone potęgą katolicyzmu i z tego punktu widzenia pielgrzymkę oceniały jako bardzo szkodliwą dla „przyszłości Polski Ludowej”.

Należy też dodać, że autorzy wspomnianych "Ośmiu dni w Polsce" oraz uczestnicy spotkań z papieżem, również ja i moja rodzina, zauważali, że pielgrzymka 1983 to pielgrzymka nadziei. Słowo "nadzieja" stało się synonimem tej podróży, bo jako naród byliśmy zniszczeni po 13 grudnia 1981 r. Nawet jeśli nie ujawniało tego podziemie solidarnościowe, to jednak w szerokich kręgach związanych z Solidarnością stan wojenny był uderzeniem niezwykle bolesnym i nie wiem, czy możliwe byłoby odzyskanie równowagi psychicznej. Możliwe było wejście w traumę nienawiści, która była łatwa do przyjęcia. Była to bardzo groźna perspektywa.

O drugiej groźbie wielokrotnie mówił prymas Józef Glemp, przestrzegając przed niebezpieczeństwem emigracji wewnętrznej, czyli załamania i skierowania swoich aspiracji wyłącznie w kierunku chronienia najbliższych. Wizyta Jana Pawła II wykrzesała w społeczeństwie sposobność do odnalezienia się bez nienawiści. Drogą do tego celu było masowe uczestnictwo w życiu Kościoła, szczególnie jego aktywności społecznej. Służyły temu m.in. organizowane w całym kraju tygodnie społeczne i kultury chrześcijańskiej, spotkania, wykłady. Odbywały się nie tylko w dużych miastach, lecz i w mniejszych ośrodkach, np. w Gliwicach lub Stalowej Woli. Pracowało tam wielu kapłanów zaangażowanych w taką działalność. Tamtejsi robotnicy byli beneficjentami spotkań z najwybitniejszymi pisarzami, aktorami, reżyserami. Nigdy wcześniej i później nie docierała tam taka liczba ludzi kultury.

Otwarcie na zaspokajanie potrzeb ludzi było niepodległościową misją Kościoła, za którą chyba do dziś wystarczająco nie podziękowaliśmy. Był to niewątpliwie jeden ze skutków wizyty Jana Pawła II. Bez wątpienia okres kolejnych czterech lat po 1983 r. był łatwiejszy do przeżycia w strukturach Kościoła. Sam wraz z rodziną byłem beneficjentem tego wsparcia.














Reklama