"W ciągu dwudziestu czterech godzin, które Ribbentrop i jego świta spędzili w Moskwie 23 i 24 sierpnia 1939 r., Niemcy i Związek Sowiecki podpisały traktat, który zasadniczo zmienił układ (sił) w polityce europejskiej. Nigdy wcześniej umowa o porównywalnym znaczeniu nie została wynegocjowana w tak krótkim czasie" - pisze na łamach "FAZ" prof. Martin Schulze Wessel wykładający historię Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium.

Reklama

Jak wyjaśnia, dla współczesnych sensacyjność tego paktu polegała na tym, że dwaj śmiertelni wrogowie ideologiczni połączyli siły. Zaledwie w kwietniu 1939 r. zakończyła się hiszpańska wojna domowa, która była "konfliktem zastępczym" dla Niemców i Sowietów; Stalin, z pomocą Kominternu, zmobilizował Brygady Międzynarodowe, a Hitler wysłał tam Legion Condor - zauważa historyk z Monachium. Tymczasem pakt z sierpnia 1939 r. za jednym zamachem zdawał się kończyć ideologiczny antagonizm między bolszewizmem a narodowym socjalizmem; był to wstrząs, zarówno dla wyznawców komunizmu, sojuszników Niemiec, jak i zachodnich demokracji - czytamy.

"Koncentrowanie się na walce ideologii przesłania jednak procesy zachodzące w latach 30. ubiegłego wieku, które doprowadziły do zawarcia układu. Historia paktu Hitler-Stalin to lekcja na temat upadku systemu bezpieczeństwa zbiorowego. Pokazuje w jaki sposób ład międzynarodowy może ulec erozji, gdy zostanie podważony przez zdecydowanego agresora i nie znajdzie sposobu na samoobronę. Dążenie do mocarstwowości odgrywa większą rolę w tej historii niż ideologia" - zaznacza historyk Schulze Wessel.

Zauważa, że pakt Hitlera ze Stalinem oznaczał wojnę. Żeby to zrozumieć, nie trzeba było znać treści tajnego protokołu, w którym dyktatorzy uzgodnili podział Europy Środkowo-Wschodniej między Niemcy i Związek Sowiecki - czytamy.

Reklama

"Dla Hitlera pakt o nieagresji oznaczał przede wszystkim wolną rękę w sprawie Polski. Niebezpieczeństwo wojny na dwóch frontach wydawało się zażegnane. Jeszcze przed zakończeniem negocjacji Hitler przechwalał się przed dowództwem Wehrmachtu, że ma Polskę w takiej sytuacji, w jakiej chciał. Tymczasem Niemcy od dawna prowadziły cichą wojną przeciwko wschodniemu sąsiadowi i dążyły do jej eskalacji. Już w kwietniu 1939 r. gdańska policja i narodowosocjalistyczne bojówki zostały zmilitaryzowane. Wojny hybrydowe nie są wynalazkiem naszych czasów" - wyjaśnia Schulze Wessel i przypomina, że antypolonizm był wyjątkowo silny w międzywojennych Niemczech.

Jednocześnie historyk podkreśla, że po niemiecko-polskim pakcie o nieagresji zawartym w 1934 r. antypolonizm został tymczasowo wyciszony z powodów taktycznych, a z drugiej strony, pomimo nienawistnych kampanii prasowych prowadzonych przez hitlerowską prasę od 1933 roku, antybolszewizm okazał się uczuciem ulotnym. Po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow ponownie zaczęto nad Renem mówić o cnotach rosyjskich, a nawet o duchowym pokrewieństwie obu narodów - czytamy w "FAZ".

Schulze Wessel zauważa też, że polityka wymierzona w interesy Warszawy była stałą częścią międzynarodowych działań zarówno Niemiec, jak i ZSRS w okresie międzywojennym. Berlin i Moskwa widziały w niepodległej Polsce przeszkodę na drodze do odbudowy mocarstwowej pozycji - czytamy.

Reklama

"Po rozbiorze Polski przez Niemcy i Związek Sowiecki Ribbentrop wysłał Stalinowi w grudniu 1939 roku życzenia urodzinowe. Cztery miesiące po zawarciu paktu i 18 miesięcy przed niemieckim atakiem na Związek Radziecki Stalin wysłał telegrafem odpowiedź, w której wychwalał przyjaźń obu narodów +przypieczętowaną krwią+" - konkluduje monachijski historyk.