Działania te – w zamyśle Niemców – miały w oczach opinii międzynarodowej obarczyć Polskę odpowiedzialnością za wybuch wojny, stanowiąc alibi dla Hitlera, a także dać sojusznikom Polski pretekst do zaniechania wypełnienia ich zobowiązań.

Reklama

31 sierpnia 1939 r. grupa esesmanów w cywilnych ubraniach zaatakowała Radiostację w Gliwicach, należących wówczas do Niemiec. Podczas tej prowokacji bojówkarze zamordowali aresztowanego dzień wcześniej Franza Honioka. Jego śmierć miała być jednym z dowodów, że napad przeprowadzili Polacy – Honiok był obywatelem niemieckim, ale też powstańcem śląskim, który działał na rzecz polskości regionu.

Przez wielu historyków Franz Honiok uważany jest za pierwszą ofiarę rozpoczętej kilka godzin później II wojny światowej. Upamiętni go stała wystawa w gliwickim muzeum, którego oddziałem jest dziś Radiostacja; Honiok będzie też bohaterem tegorocznych miejskich obchodów 80. rocznicy prowokacji gliwickiej oraz wybuchu II wojny światowej.

Tegoroczne obchody prowokacji gliwickiej dedykujemy Franzowi Honiokowi - Ślązakowi, katolikowi, powstańcowi śląskiemu, polskiemu patriocie, pierwszej ofierze II wojny światowej. Chcemy w ten sposób go uczcić i przywrócić pamięć o człowieku, którego śmierć jest symbolem najtragiczniejszych lat w dziejach Europy – poinformował dyrektor Muzeum w Gliwicach Grzegorz Krawczyk.

Reklama

Jego zdaniem, Franz Honiok należy do najbardziej wyrazistych symboli II wojny światowej, podczas której mordowano ludzi za to, kim byli - za tożsamość, wyznanie, świadomość narodową, pochodzenie.

Przypominając jego osobę podkreślamy, że ofiary nigdy nie są bezimienne. Przypominamy także o tragicznych losach mieszkańców górnośląskiego pogranicza. Franciszek Honiok działał bowiem na rzecz polskości Śląska i dlatego poniósł najwyższą ofiarę. O tym skromnym człowieku, po którym nie zostały prawie żadne pamiątki – nie tylko chcemy, ale mamy obowiązek przypomnieć każdego roku 31 sierpnia – wyjaśnił dyrektor gliwickiego muzeum.

Twórcy poświęconej Honiokowi wystawy podkreślają, iż nie może być tak, że znamy nazwiska katów, a ich ofiary pozostają bezimienne. Dlatego bohaterem nowej stałej wystawy poświęconej tym tragicznym wydarzeniom jest właśnie Franz Honiok, a nie jego niemieccy mordercy - oficerowie SS czy funkcjonariusze Gestapo, którzy po wojnie uniknęli odpowiedzialności za swoje czyny.

Reklama

Sobotniemu otwarciu wystawy w gliwickiej Radiostacji będzie towarzyszył wykład i dyskusja, z udziałem m.in. historyków katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Zaplanowano złożenie kwiatów i zapalenie zniczy przed radiostacją oraz mszę w intencji Franza Honioka w gliwickim kościele pw. Wszystkich Świętych.

W trakcie spotkania będzie promowana publikacja „Franz (Franciszek) Honiok 1899-1939. Pierwsza ofiara II wojny światowej”, przygotowana przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 8 w Gliwicach: Martynę Werle, Michała Dylewskiego i Kacpra Jattę, pod kierunkiem nauczyciela historii Krzysztofa Kruszyńskiego. Praca została wyróżniona w ogólnopolskim konkursie „Bohaterowie są wśród nas” i wydana przez Muzeum w Gliwicach.

Dyrekcja muzeum liczy, że postać Franza Honioka na stałe zaistnieje w zbiorowej świadomości. Muzealnicy zaproponowali, by imię bohatera nosił skwer otaczający drewnianą wieżę nadawczą gliwickiej radiostacji. „W ten symboliczny sposób człowiek, któremu Niemcy odebrali tutaj nie tylko życie, ale również święte prawo do grobu, odzyska swoją godność w miejscu, w którym została mu ona odebrana” – powiedział Krawczyk.

Prowokacja gliwicka była najgłośniejszym spośród działań podjętych przez niemieckie oddziały dywersyjne wzdłuż granicy z Polską tuż przed wybuchem II wojny światowej. Gliwice były wówczas miastem niemieckim, leżącym tuż przy granicy. W Gleiwitz, bo taką wówczas nosiły nazwę, działała stacja przekaźnikowa, której głównym zadaniem było rozszerzanie zasięgu wrocławskiej rozgłośni na wschodnie tereny niemieckiego Śląska oraz na zachodnie ziemie polskie.

Od 1935 r. gliwicka radiostacja składała się ze studia z profesjonalnymi mikrofonami spikerskimi przy ul. Radiowej oraz nowego obiektu z urządzeniami nadawczymi przy ul. Tarnogórskiej. Najbardziej charakterystycznym elementem nowego kompleksu przy Tarnogórskiej była 111-metrowa drewniana wieża nadawcza, skręcona tysiącami mosiężnych śrub - dziś jeden z symboli Gliwic.

W 1939 r. budynki radiostacji przy tej wieży stały się miejscem sfingowanego ataku niemieckiego oddziału specjalnego na niemiecką (a więc ich własną) placówkę. Przygotowaniem prowokacji we współpracy z Reichsfuehrerem SS i szefem policji, Heinrichem Himmlerem, zajął się zwierzchnik Policji Bezpieczeństwa (Sipo) i Służby Bezpieczeństwa (SD) - Gruppenfuehrer SS, Reinhard Heydrich oraz podległy mu Heinrich Mueller, późniejszy szef Gestapo. Bezpośrednio w Gliwicach akcją dowodził natomiast oficer SS Alfred Helmut Naujocks.

31 sierpnia 1939 r. około godz. 20. napastnicy w cywilnych ubraniach wtargnęli do sali nadajnika, gdzie znajdował się wzmacniacz sygnału i przekaźnik radiowy. W budynku radiostacji znajdowało się wówczas trzech pracowników obsługi technicznej. Dzisiaj historycy przyjmują, że z powodu warunków technicznych panujących w radiostacji, nieumiejętnego podłączenia mikrofonu lub interwencji jednego z pracowników rozgłośni, odezwa wygłoszona przez napastników była słyszalna jedynie w niewielkiej odległości od radiostacji, a w eter poszły tylko pierwsze jej słowa: „Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach”.

Z technicznego punktu widzenia operacja zakończyła się więc kompromitacją organizatorów. Hitlerowcy byli jednak na to przygotowani. Napad na radiostację gliwicką stanowił zaledwie fragment szerzej zakrojonej akcji, koordynowanej przez SD przy pomocy Abwehry. Dwie godziny po zajściach w radiostacji, berlińskie radio nadało wcześniej przygotowaną audycję w języku niemieckim o "polskich prowokacjach" na granicy. Równocześnie informowano o kolejnych atakach na placówki niemieckie, m.in. na leśniczówkę w Pitschen (obecnie Byczyna) i punkt celny w Hochlinden (obecnie Rybnik-Stodoły).

By akcji w Gliwicach przydać więcej pozorów prawdopodobieństwa, na miejscu zastrzelono aresztowanego dzień wcześniej przez gestapo Franza Honioka. Według propagandowego przekazu, jako jeden z napastników zginął on z ręki niemieckiej ochrony radiostacji.

Ostatecznie cel incydentów granicznych nie został osiągnięty. Hitlerowi nie udało się obarczyć Polski winą za wszczęcie wojny, ani uniknąć konfliktu zbrojnego z jej sojusznikami. Po wypowiedzeniu przez Francję i Wielką Brytanię wojny Niemcom w dniu 3 września, podnoszenie sprawy Gliwic na forum międzynarodowym straciło rację bytu. W lokalnej prasie pojawiły się co prawda niewielkie wzmianki o "polskim ataku na radiostację w Gliwicach", ale w obliczu toczących się już działań wojennych szybko zaginęły wśród nowych, ważniejszych informacji.

Akcja Naujocksa została zdemaskowana dopiero po klęsce III Rzeszy, podczas procesu nazistowskich liderów w Norymberdze w 1946 r. Dziś gliwicka radiostacja stanowi oddział Muzeum w Gliwicach i nie służy już emisji programów. Sala nadajnika nie tylko należy do historycznych miejsc na mapie Polski, ale jest też unikatowym zabytkiem techniki z niemal kompletnie zachowanym wyposażeniem nadawczym z lat 30. XX wieku.