Jak poinformował PAP Instytut Pileckiego w przekazanym PAP w poniedziałek komunikacie, w uroczystości uczestniczyła wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Magdalena Gawin.

- To była wspaniała, kochająca się, katolicka i patriotyczna rodzina. Z silnymi więziami między rodzicami i dziećmi – podkreśliła podczas niedzielnych uroczystości odsłonięcia tablicy wiceminister. Dodała, że "najpierw była decyzja o przyjęciu żydowskiej rodziny". - Potem niezwykła decyzja syna, 18-letniego Wacława, który wystąpił przed Niemcami i wziął całą "winę" na siebie. W taki sposób podpisał na siebie wyrok śmierci, ale ocalił swoje rodzeństwo i rodziców. Wyobraźmy sobie, z jakim ciężarem musiała żyć ta rodzina przez wiele dekad - zaznaczyła podczas wystąpienia Gawin, pytając jednocześnie, "dlaczego nie zbierano nazwisk? Dlaczego nie było upamiętnień? Dlaczego zlekceważono poświęcenie tych ludzi? Dlaczego rodziny zostały pozostawione same sobie?".

Reklama

Wiceminister Gawin podkreśliła też, że "musimy przekreślić to dziedzictwo komunizmu, dziedzictwo ignorowania i zapominania". - Dzisiaj jesteśmy tu po to, aby wzmocnić wszystkie wartości, które przyświecały tej rodzinie. To są wasi sąsiedzi, to są Polacy, obywatele polscy. Pamięć lokalna jest ważna dla powstania narracji ogólnonarodowej. Nie będzie pamięci narodowej, bez pamięci lokalnej – przekonywała Gawin.

Na zakończenie swojego wystąpienia wiceminister podkreśliła, że tych ludzi na dekady pozbawiono pamięci. - W chrześcijaństwie męczeństwo pełni bardzo ważną rolę. Pamiętajmy, że nasi sąsiedzi, państwo Budziszewscy, ratowali ludzkie życie, a nie ma ważniejszej sprawy niż ochrona ludzkiego życia. Takie piękne świadectwo, ta rodzina pozostawiał po sobie dzisiaj. Mam ogromny zaszczyt być z państwem i prosić o pamięć o zamordowanym Wacławie Budziszewskim - mówiła, dodając, że "Wacław Budziszewski nie ma nigdzie grobu, to jest także jego symboliczny pogrzeb".

Reklama

Następnie głos zabrał dr Wojciech Kozłowski, dyrektor Instytutu Pileckiego, koordynującego projekt "Zawołani po imieniu", w ramach którego odbyło się upamiętnienie Wacława Budziszewskiego.

- Wacław Budziszewski i cała jago rodzina dali świadectwo, że można postępować słusznie wobec potrzebujących ludzi. Jest to element historii z której chcemy i możemy być dumni. Coraz częściej stara przekonać się nas, że powinniśmy się nieustannie za naszą historię wstydzić. Nie, to nie jest prawda. Tutaj jest tego dowód. Postawę Wacława Budziszewskiego określa cytat doskonale państwu znany: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje życie za swoich przyjaciół" – powiedział Kozłowski.

Na koniec zabrał głos Konstanty Budziszewski, ocalony brat Wacława. - Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że bohaterom, którzy oddali życie za ojczyznę, należy się wieczna pamięć. Jednym z nich jest właśnie mój brat, Wacław. W zabudowaniach moich rodziców we wsi Żebry Laskowiec moja rodzina ukrywała rodzinę żydowską. Niemcy dowiedzieli się o tym od jakiegoś złego człowieka. Wyprowadzono wszystkich na podwórze. Zapytano mojego ojca, od kiedy są Żydzi w naszych zabudowaniach. Wacek wystąpił krok do przodu i powiedział, że to właśnie on przyprowadził tę rodzinę w nocy i wpuścił do naszych zabudowań. Wacław został dostarczony do obozu Stutthof, tam przeżył tylko 33 dni. Mam przy sobie dokumenty, które to wszystko potwierdzają - mówił. Na koniec wyznał: Dziesięć lat temu postanowiłem, żeby świat się dowiedział, co się stało. Przez te dziesięć lat udało się to wszystko.

Projekt "Zawołani po imieniu" poświęcony jest osobom narodowości polskiej zamordowanym za niesienie pomocy Żydom w czasie okupacji niemieckiej. Pamięć o tych, którzy wykazali się heroizmem w obliczu niemieckiego terroru, jest pielęgnowana we wspomnieniach rodzin, często jednak ich historie nie są znane ogółowi społeczeństwa. Projekt "Zawołani po imieniu", zainicjowany przez wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Magdalenę Gawin, a realizowany przez Instytut Pileckiego, wynika z potrzeby zaznaczenia w przestrzeni publicznej miejsc związanych z pomordowanymi. Instytut Pileckiego chce w ten symboliczny sposób wprowadzić lokalne doświadczenia do powszechnej świadomości historycznej.

Reklama