W stołecznym Domu Spotkań z Historią można oglądać wystawę "Ku nowoczesności. Kresy niepodległe 1919–1939". - Ta ekspozycja ma dwie konotacje historyczne. W tym roku przypadła rocznica 100-lecia włączenia w obręb odrodzonego państwa polskiego ziem wschodnich, czyli Kresów właśnie. Bo tak naprawdę dopiero w 1919 r. Wileńszczyzna, Nowogródczyzna, Polesie, Wołyń, ziemia lwowska, tarnopolska i stanisławowska znalazły w granicach Polski. W tym roku minęła też 80. rocznica agresji niemieckiej i sowieckiej na Polskę i wybuchu II wojny - powiedział PAP kurator wystawy Tomasz Kuba Kozłowski.

Reklama

- Pomiędzy 1919 a 1939 r. rozpościera się okres przynależności ziem wschodnich do II Rzeczpospolitej. I moją ideą była próba przypomnienia, co w ciągu czasu II RP na tych ziemiach zrobiła i co te tereny wniosły w II RP. Z reguły bowiem, jako sztandarowe projekty dwudziestolecia kojarzymy Gdynię, Centralny Okręg Przemysłowy czy rozwój Warszawy jako nowoczesnej metropolii. Jednak przeciętny odbiorca nie jest z reguły w stanie powiedzieć, co w tym czasie działo się na ziemiach wschodnich - podkreślił Kozłowski.

Tymczasem - jak zaznaczył - miały tam miejsce bardzo interesujące rzeczy, stąd pomysł na wystawę. - Po traumie II wojny i spalonej Warszawie zapomnieliśmy, że w ten rok 1919 w pewnym sensie w podobnym kształcie wchodziły ziemie wschodnie. O ile Pomorze, Wielkopolska, Śląsk, a nawet spore fragmenty Polski centralnej i Małopolski zachodniej wyszły z I wojny obronną ręką, o tyle przez Kresy przez sześć lat przetaczały się działania wojenne. W efekcie prawie wszystkie miasta leżały w gruzach. W zasadzie tylko dwa duże miasta Kresów - Wilno i Lwów wyszły z tych wojen obronną ręką. A wobec tego, że wielu Polaków kojarzy praktycznie tylko te dwa miasta, wydaje się, że nic na tych ziemiach się nie działo. Tymczasem to teren, który został najdramatyczniej dotknięty skutkami toczonych wojen - mówił.

- Dwudziestolecie międzywojenne to w centralnej i zachodniej Polsce nadrabianie zaległości cywilizacyjnych pozaborowych, ale na terenie w minimalnym stopniu dotkniętym. Na wschodzie miało zaś to miejsce na obszarze, gdzie trzeba było wszystko odbudowywać. Mimo tego, w tym krótkim czasie udało się tam zrobić stosunkowo dużo poprzez nowe inwestycje, przedsięwzięcia. A ponieważ od kilkudziesięciu lat te tereny znajdują się poza granicami Rzeczpospolitej, nie mamy tego świadomości - zauważył Kozłowski.

Reklama

Jak mówił, zapewne mało kto słyszał, że na przedmieściach Drohobycza wybudowaliśmy w latach 20. największą i najnowocześniejszą w Polsce rafinerię "Polmin". - Fragment wielkiego przedsiębiorstwa Państwowej Fabryki Olejów Mineralnych, bo państwo konkurowało z obcym kapitałem, który drenował nasze zagłębie naftowe. Dzięki temu mieliśmy znakomicie prosperujący przemysł przetwórczy naftowy korzystający z ciągle jeszcze dość bogatych złóż w Zagłębiu Borysławskim. "Polmin" wybudował w dwudziestoleciu ponad 800 km gazociągów, bo to stamtąd płynął gaz, dzięki któremu polskie miasta były gazyfikowane - opowiadał.

- Tak samo nie kojarzymy górnictwa na Kresach, tymczasem pod szyldem Towarzystwa Eksploatacji Soli Potasowych zbudowaliśmy kopalnie tych soli w woj. lwowskim i stanisławowskim. Dzięki czemu mieliśmy tam jedno z największych przedsiębiorstw II RP zatrudniające ok. 20 tys. pracowników. Po drugie uniezależniliśmy się od importu tego surowca - ba, staliśmy się eksporterem soli potasowych, a polskie rolnictwo modernizowało się i przynosiło plony dzięki nawozom produkowanym na bazie tych soli - relacjonował Kozłowski.

Międzywojenne Kresy to także zapomniane marki i firmy, które startując w bardzo trudnych warunkach rozwinęły się w ciągu krótkiego czasu, z lokalnych zakładów stając się poważnymi przedsiębiorstwami. - Doskonałym przykładem jest fabryka radioodbiorników w Wilnie - Towarzystwo Radiotechniczne "Elektrit", które w ciągu kilkunastu lat stało się największym polskim producentem nowoczesnych i ekskluzywnych odbiorników radiowych eksportowanych do Europy Zachodniej, Azji czy Ameryki Południowej. To też historia Huty Szkła "Niemen" położonej w miejscowości Brzozówka na Nowogródczyźnie. W latach 30. znana była ona z produkcji nowoczesnego szkła prasowanego, podbijając rynki w kraju i poza granicami. Szkło Huty "Niemen" do dzisiaj urzeka swoją linią, w katalogu znajdowało się ponad 1,8 tys. rozmaitych wzorów - mówił.

To pokazuje, o jakich osiągnięciach będących dziełem dwudziestolecia zapomnieliśmy. - A są to wątki stanowiące naszym zdaniem niezbywalną część naszego dziedzictwa. Jak znakomici producenci spożywczy, chemiczni, kosmetyczni z których m.in. słynął Lwów. To stamtąd przylatywały samolotem do Warszawy dwa razy w tygodniu czekoladki i torty z najlepszej cukierni Zalewskiego do ich salonu firmowego. Na szczęście w ostatnich latach przypomniano dorobek Lwowskiej Szkoły Matematycznej. Ale do dzisiaj nazwisko Stefana Banacha zna więcej uczniów szkół japońskich niż polskich. Zaś napisany przez Hugo Steinhausa fantastycznie ilustrowany, popularyzujący matematykę "Kalejdoskop matematyczny" wydany we Lwowie w 1938 r. był jednym z najnowocześniejszych przewodników po matematyce. Tłumaczony na wiele języków podbijał świat, kiedy Polski nie było na mapie - podkreślił.

Reklama

- Dla większości Polaków zaskoczeniem będzie informacja, że byliśmy gospodarzami rajdów samochodowych, odpowiednika dzisiejszej Formuły 1. A jedynym miastem w naszej historii, jakie gościło takie imprezy był Lwów. Tam na początku lat 30. odbyły się słynne zawody rangi grand prix. Centrum miasta zamieniło się na ten czas w tor wyścigowy długości ponad 3 km, zbudowano trybuny na ponad 4 tys. widzów, 50 tys. widzów oglądało je w wydzielonych sektorach, a ścigali się najlepsi europejscy kierowcy - zaakcentował Kozłowski.

Na wystawie można zobaczyć zaskakującą architekturę budowaną w latach 20. i 30. na Kresach. - Fantastyczne budynki w stylu narodowym nawiązujące do polskich budowli historycznych, dworu szlacheckiego czy pałacu magnackiego mające uzmysłowić, że po wielu dziesięcioleciach wróciło tu państwo polskie. A z drugiej strony nowoczesne obiekty wznoszone w duchu modernizmu jak ratusz w Stanisławowie czy jedna z najciekawszych, najnowocześniejszych pływalni zbudowanych we Lwowie. Posiadała ona przeszkloną ścianę, odsuwaną w całości przy ładnej pogodzie, co powodowało, że znajdujący się wewnątrz basen łączył się ze znajdującą na zewnątrz piaszczysto-trawiastą plażą - opowiadał.

Ekspozycję tworzą zdjęcia, plakaty, druki ulotne i reklamowe oraz oryginalne przedmioty z lat 20. i 30. np. radioodbiorniki, szkło Huty "Niemen", produkty lwowskiego przemysłu spożywczego, chemicznego i kosmetycznego. - Można zobaczyć ładowanie pudeł z tortami i czekoladkami na lotnisku we Lwowie, a także piękne rekreacyjne tereny, które kusiły wypoczynkiem na Kresach i akcją "Lato na ziemiach wschodnich". Przypomnimy, że największe polskie jezioro Narocz znajdowało się wówczas na Kresach. To tam szkolili się przyszli żeglarze. Pokazujemy także niezwykłą budowlę w paśmie Czarnohory na Huculszczyźnie, gdzie tuż przed wybuchem wojny za milion złotych wybudowano Obserwatorium Astronomiczno-Meteorologiczne im. marszałka Józefa Piłsudskiego, jedno z najnowocześniejszych wysokogórskich obserwatorów w Europie. To wszystko stanowi fragment polskiego i europejskiego dziedzictwa, o którym powinniśmy pamiętać - dodał Kozłowski.