W jaki sposób sekretarz Kominternu, który 20 lat wcześniej próbował na polecenie Włodzimierza Lenina utworzyć w ojczystym kraju bolszewicki rząd, znalazł się nagle w Finlandii – nie wyjaśniono. Natomiast czujnością mogło się pochwalić sowieckie lotnictwo, które zaczęło bombardowanie Helsinek, nim jeszcze Radio Moskwa przekazało najważniejszą tego dnia wiadomość.
Było jasno i słonecznie – wspominał ów dzień fiński marszałek Carl Gustaf Mannerheim. Większość osób, które jesienią opuściły stolicę, powróciło z tymczasowych miejsc pobytu, toteż w godzinach porannych ulice pełne były dzieci i dorosłych idących do szkoły i do pracy. Nagle na centrum miasta padły bomby, siejąc śmierć i zniszczenie – opisywał. Tamtego dnia zginęło 97 cywili, a ponad 260 odniosło rany.
Na wieść o ataku prezydent USA Franklin D. Roosevelt nakazał ambasadorowi w Moskwie natychmiastowe przekazanie władzom ZSRR noty, w której wzywał do zaniechania "bombardowania ludności cywilnej i nieufortyfikowanych miast”. Po zapoznaniu się z pismem ludowy komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow oznajmił, że sowieckie siły powietrzne nie bombardują miast i nie zamierzają tego czynić.
Gdy 1 grudnia trwały kolejne naloty, sowiecka agencja informacyjna TASS upubliczniła proklamację rządu Ludowej Republiki Finlandii. "Związek Sowiecki, który nigdy nie groził i nie niepokoił Finlandii, który przez dwa dziesięciolecia znosił daleko posunięte prowokacje wojenne ze strony awanturniczych władców białej Finlandii, został teraz zmuszony, by przy pomocy Armii Czerwonej skończyć z zagrożeniem swojego bezpieczeństwa. Szerokie warstwy narodu fińskiego z radością witają dzielną, niezwyciężoną Armię Czerwoną, świadome, że przyszła ona do Finlandii, nie jako zdobywca, lecz jako przyjaciel i wyzwoliciel” – ogłaszali fińscy komuniści w imieniu 4 mln rodaków, którzy okazali się śmiertelnym niebezpieczeństwem dla imperium zamieszkałego przez 168 mln ludzi.
Reklama
Reklama

Bratnia pomoc po dobroci