Właściwie dlaczego w dobie powszechnego chamstwa w internecie, gdzie można każdego opluć i poniżyć, wszystkich ogarnęło święte oburzenie na dziennikarzy, którzy z przełamywania tabu uczynili swój znak firmowy? - pyta Kolenda-Zaleska w "Gazecie Wyborczej".

Reklama

Ten zmasowany atak na Wojewódzkiego i Figurskiego zaskoczył tym bardziej, że widać było skwapliwość i radość, z jaką to czyniono. Jaka dzika satysfakcja! - dodaje dziennikarka.

Kolenda-Zaleska pisze, że może zaskakiwać w tym przypadku skala tego zjawiska od prawicowych portali przez lewicujący "Przekrój" po młodzieżowe portale.

Publicystka dodaje, że jej żart o Ukrainkach nie rozbawił, ale tak samo nie rozbawiło jej nazywanie prezydenta i premiera zdrajcami.

Reklama

Nie bawi mnie nazywanie konkurentów politycznych hołotą, komentowanie wybory prezydenta Obamy słowami "koniec cywilizacji białego człowieka, porównywanie Sereny Williams do posłanki Grodzkiej - dodaje Kolenda-Zaleska.

Jej zdaniem trudno szukać wzajemnego szacunku w debacie publicznej, więc nie dziwi jej, że Wojewódzki i Figurski poszli po bandzie.

Według publicystki w krytyce Wojewódzkiego i Figurskiego wszyscy poszli za daleko.

Gdy czytam w "Gazecie"wypowiedzi pań Ukrainek pracujących w Polsce i opisujących swoje perypetie z polskimi pracodawcami, to nie wstydzę się za Wojewódzkiego i Figurskiego, ale za te polskie paniusie, które nie pozwalają używać mopów do czyszczenia podłogi - podsumowuje Kolenda-Zaleska.